Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mama wie, co może gotować

Rozmawiał Artur Gac
Zawodowym pięściarzem Tomasz Adamek jest od 1999 roku
Zawodowym pięściarzem Tomasz Adamek jest od 1999 roku Piotr Smoliński
Rozmowa z TOMASZEM ADAMKIEM, 37-letnim pięściarzem wagi ciężkiej, który za miesiąc w Krakowie stoczy walkę z Arturem Szpilką

- Co będzie dla Pana oznaczało zwycięstwo nad Szpilką?

- Wykonam krok w przód, do kolejnych pojedynków i dalszej kariery. Wszyscy wiedzą, że każdy sportowiec chce walczyć o najwyższe trofea. Dlatego, jeśli zasłużę sobie na drugą szansę zdobycia pasa mistrza świata wagi ciężkiej, zrobię wszystko, by ją wykorzystać. Wygrywam ze Szpilką - i wówczas zobaczymy, co zaproponuje telewizja HBO. Jeśli dostanę dobrą ofertę, oczywiście podejmę walkę.

- To będzie miarodajna weryfikacja? Przecież ostatniego rywala Szpilki, Bryanta Jenningsa, nazwał Pan amatorem.

- Bo nie jest profesjonalnym pięściarzem. To facet, który od pięciu lat walczy zawodowo i poza twardością oraz hartem ducha niewiele potrafi. Wygrywa sercem z lepszymi od siebie, choć technicznie jest bardzo słaby. To nie tylko moje słowa, tak o nim mówią wszyscy.

- Jakimi dokonaniami w boksie zawodowym góruje nad Amerykaninem Pana ostatni pogromca, Ukrainiec Wiaczesław Głazkow?

- Takimi porównaniami nigdy się nie zajmowałem i nie skłoni mnie pan do tego. Zdarza mi się podpatrywać dobrych zawodników, ale przede wszystkim mistrzów. Przyglądam się, jak walczą i jaką mają technikę.

- Jeszcze niedawno na pytania o ewentualną walkę ze Szpilką mówił Pan, że nie ma zamiaru bić dzieci, ponadto podkreślał Pan, że "chłopak powinien sobie na taką potyczkę zasłużyć". Co zmieniło Pana optykę?

- Nie ma tu żadnej filozofii. Po prostu górę wzięła najlepsza dla mnie na ten moment oferta finansowa, jaką dostałem od telewizji Polsat. Dlatego przyjąłem walkę z Polakiem.

- Czyli za pieniądze jest Pan w stanie wejść do ringu z każdym, nawet wbrew swoim przekonaniom?

- Boks to moja praca, więc jeśli wchodzę do ringu, to za możliwie najwyższą gażę. Nie mam innego źródła dochodu. W tym biznesie trzeba główkować, rozglądać się i dzwonić, a wtedy można mieć komfort wyboru.

- Obóz przygotowawczy odbywa Pan w Gilowicach. Sielska atmosfera rodzinnego domu nie przeszkadza w reżimie treningowej harówki?

- Nie widzę żadnego problemu. Jestem sam w domu, na piętrze urzęduje trener, a mama mieszka obok i tylko gotuje dla mnie obiady. Nikt mnie nie rozprasza, bo wszyscy pracują i pilnują swojego życia.

- Chce Pan powiedzieć, że taka atmosfera nie rozleniwia?

- Nie ma takiej opcji, bo wiem, po co tutaj przyjechałem. Uzgadniam z mamą, co ma gotować, ponieważ od lat trzymam dietę sportową. Na stole pojawiają się wołowina, cielęcina, dzisiaj jedliśmy królika, a na przyrządzenie czeka sarna, którą dostałem od kuzyna. Oczywiście, lubię też kurczaka, zwłaszcza że mięso mamy z własnego chowu.

- Będąc u schyłku kariery, z czego czerpie Pan największą motywację?
- Mam rodzinę, więc jest dla kogo żyć i zarabiać pieniądze. Oczywiście, gdyby nie wielka wiara, którą przekazała mi mama, moje życie pewnie by wyglądało nieco inaczej i mógłbym mieć inne priorytety. Z Bogiem się budzę, z nim idę na spoczynek i od niego czerpię siłę do działania.

- Jak wygląda teraz Pana dzień?

- Codziennie około południa mam do dyspozycji salę sportową w miejscowym gimnazjum. Tam robimy trening specjalistyczny, czyli obijam worki, tarczuję z trenerem, rozwijam elementy techniczne i szlifuję taktykę na pojedynek. A popołudniami biegam lub jeżdżę na siłownię. W tym tygodniu rozpoczynam etap sparingów.

- Uczniowie Pana dopingują?

- Pani dyrektor dała mi gwarancję, że jeśli trenuję, jestem na sali tylko z trenerem i nikt nam nie przeszkadza. W tym czasie sala jest pod kluczem.

- A drwa, dosłownie, Pan rąbie przed zimą jako element treningu siłowego?

- Z prac koło domu zostaje mi tylko koszenie (śmiech). Jako młody chłopak rzeczywiście przygotowywałem opał, ponieważ mama paliła pod blachami w piecu. Teraz są inne czasy, zresztą w przygotowaniach do walki staram się unikać zbędnego ryzyka.

- W walce z Głazkowem nie oglądaliśmy Adamka kończącego się jako sportowiec?

- Byłem przemęczony i niedługo po chorobie, dlatego popełniłem błąd, że w takim stanie wszedłem do ringu. Przegrałem, bo nie byłem sobą. Obecnie czuję się świetnie, jestem szybki i wróciłem do starej wersji Adamka. Oby tak do walki.

- W Krakowie to Pan narzuci styl czy przystosuje się do tego, co zaproponuje w ringu Szpilka?

- Mam swoją taktykę, więc wejdę do ringu wykonać założenia. Oczywiście, będę też przygotowany na zamiary Szpilki, nieraz udowadniałem, że potrafię się dostosować. Zamierzam realizować prostą zasadę: zadać cios i uniknąć odpowiedzi.

- Nigdy nie szło Panu gładko w walkach z mańkutami. Lata temu w Kołobrzegu już w pierwszej rundzie wywrócił Pana Rumun Mihai Iftode, później przegrał Pan z Chadem Dawsonem, a ostatnio nie radził Pan sobie z Eddie'em Chambersem. Odwrotna pozycja Szpilki to dla Pana największy kłopot?
- Chambers generalnie jest niewygodnym zawodnikiem, a do walki z Dawsonem za dużo zrzuciłem wagi i nie miałem siły go wykończyć. Teraz niczego się nie boję, Roger (Bloodworth, trener Adamka - przyp.) prowadził wielu wyśmienitych pięściarzy, którzy byli mańkutami, dlatego nie będę miał problemów. Tylko w Polsce trenerzy i dziennikarze mówią o jakiejś różnicy między leworęcznym i praworęcznym pięściarzem, a tak naprawdę nie ma żadnej rozbieżności. Trzeba tylko mieć to wytłumaczone przez amerykańskiego trenera.

- Niedawno Krzysztof Włodarczyk stracił w Moskwie tytuł mistrza świata w wadze junior ciężkiej, a Paweł Kołodziej został znokautowany jednym ciosem. Jaka jest Pana refleksja?

- Wielka szkoda, bo jesteśmy walecznym narodem, w którym nie brakuje talentów. Potrzeba nam świetnych szkoleniowców. Polscy trenerzy muszą uczyć się razem z pięściarzami, by wejść do czołówki i pozostawać w niej przez lata. Przeskok z boksu europejskiego na światowy jest ogromny, co już dostrzegli Rosjanie, sięgając po posiłki ze Stanów Zjednoczonych.

- Docenia Pan pokorę "Diablo" Włodarczyka, który kaja się po porażce z Grigorijem Drozdem?

- Zawsze trzeba oddać przeciwnikowi klasę, ale przede wszystkim należy wyciągnąć wnioski, zwłaszcza że w kontrakcie był zapis o rewanżu. Krzyśka stać na wygraną z takim rywalem.

- A co z Kołodziejem? Taka porażka nie przystoi pretendentowi do tytułu mistrza świata.

- Jest zasada, że nie kopie się leżącego. Paweł przegrał złapany mocnym lewym sierpowym i przekonał się, że jeszcze bardzo dużo brakuje mu do czołówki w kategorii cruiser.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski