Mamed Chalidow górą, koniec Pawła Nastuli

Pełnych piętnastu minut potrzebował 34-letni Chalidow, urodzony w Groznym wojownik z polskim obywatelstwem, aby w walce wieczoru wygrać jednogłośną decyzją sędziów ze szczwanym Amerykaninem Cooperem, byłym pretendentem do tytułu amerykańskiej organizacji Bellator.

Popularny w naszym kraju „Kanibal” dwoił się i troił, próbując założyć rywalowi dźwignie, a planem na walkę było obalenie Kalifornijczyka i wygrana z nim w parterze. Gdy założenia przestały przynosić skutek, Chalidow wybrał ostateczność, czyli niezgodny z wyznawaną religią muzułmańską pojedynek na pięści w stójce.

Rozgrzeszeniem dla Mameda było emocjonalne wyznanie po walce, które niezłomnemu wojownikowi przysporzyło jeszcze więcej zwolenników. – Parę tygodni temu ręce zaczęły mi drętwieć i traciłem w nich czucie. Rezonans wykazał, że mam wybity dysk, który uciska na rdzeń. Miałem iść na operację, ale nie chciałem zawieść kibiców – powiedział Chalidow, a w kuluarach dodał, że jeśli zapadnie decyzja o konieczności zabiegu chirurgicznego, spodziewa się nawet rocznego rozbratu z oktagonem.

Główne danie wieczoru poprzedził twardy pojedynek byłego strongmena Mariusza Pudzianowskiego z mistrzem olimpijskim z Atlanty Nastulą. Genialny judoka zdał sobie sprawę, że w wieku 44 lat nie warto tracić zdrowia i ogłosił sportową emeryturę. Z klasą zachował się „Pudzian”, oddając hołd przeciwnikowi. – Paweł, dla mnie nadal jesteś mistrzem, a trzy lata temu zrobiłbyś tu ze mnie dobrą jajecznicę i pośmiewisko. Pokłony przed __takimi ludźmi, jak ty – powiedział niegdyś najsilniejszy człowiek na świecie.

W pozostałych walkach wygrywali: Karol Celiński, Robert Radomski, Artur Sowiński, Mateusz Gamrot, Goran Reljic i Borys Mańkowski, a Piotr Strus zremisował z Jay’em Silvą.