Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mamy potworne kompleksy

Redakcja
Fot. Mystic
Fot. Mystic
W najbliższą sobotę wystartuje w Krakowie ogólnopolska trasa koncertowa grupy Happysad. Jej hasło „Skazany na busa”, dowcipnie nawiązujące do znanego filmu, pojawiło się, ponieważ zespół wyruszy w drogę nowym samochodem. W sumie grupa zagra tej jesieni aż 28 koncertów. Tylko nieliczni polscy wykonawcy mogą sobie pozwolić na takie tournée.

Fot. Mystic

Wydarzenie muzyczne

Jak zawsze Happysad zagra w Krakowie w klubie Studio. To ważne miejsce dla zespołu – właśnie tam zarejestrował swoje pierwsze koncertowe DVD – „Na żywo w Studiu”.

- Przede wszystkim w klubie jest dobra sala, ze schodami i balkonem – wyjaśnia wokalista Kuba Kawalec. - To sprawia, że publiczność jest zebrana w jednym miejscu, co tworzy fajny klimat. Istotne dla nas było też, że scena nie jest za duża. Inne kluby, o których myśleliśmy, warszawskie Stodoła i Palladium, czy wrocławski WFF, mają ogromne estrady. A my raczej stoimy nieruchomo podczas koncertów, więc „zginęlibyśmy” na nich. W Studio wszystko udało się zgrabnie zagospodarować, tak, że zarówno dźwięk, jak i zdjęcia wyszły świetnie.

Być może na decyzję lidera wpłynął sentyment do grodu Kraka. Wszak to właśnie tutaj spędził pięć lat swego życia na studiach.

- To było w latach 1997 – 2003 - przyznaje. - Oprócz mnie, w Krakowie studiował zaocznie Artur, a Łukasz, choć zaliczył w międzyczasie studia w Kielcach, ostatecznie skończył dziennikarstwo na UJ. Pierwszy rok był dla mnie bardzo trudny – ciągle wahałem się, czy dobrze wybrałem, przeszedłem ciężki okres asymilacji. Mieszkałem na stancji, bo po kilku dniach spędzonych w akademiku podczas egzaminów, nie chciałem już tam wracać. Nie uciekłem jednak z Krakowa – znajomi mnie zmobilizowali i w końcu zrobiło się fajnie.

Pamiątką po latach spędzonych pod Wawelem jest piosenka „Krakofsky”.

- To był taki mój lekki prztyczek dla Krakowa – śmieje się Kuba. - Bo miałem wtedy mały żal do waszego miasta. Po skończeniu studiów chciałem zostać w nim na stałe, ale przez pół roku nie udało mi się znaleźć pracy. Wtedy wydawało mi się, że Kraków to miasto tylko dla turystów. I dałem temu wyraz w piosence.

W ciągu dziewięciu lat działalności Happysad nagrał cztery albumy, które przysporzyły mu ogromną popularność. W efekcie zespół dołączył do niewielkiego grona polskich wykonawców, które potrafią zapełniać wielkie hale koncertowe.

- Pieniądze nigdy nie były dla nas celem samym w sobie – zarzeka się jednak Kuba. - Ale są ważne, bo dają swobodę działania i pozwalają się skupić na muzyce. Przedtem musieliśmy tak układać koncerty, aby bezkonfliktowo zwolnić się z pracy, a o wynajęciu dobrego studia mogliśmy jedynie marzyć. Dzisiaj działamy na średnim poziomie, a do takich zespołów jak Kult, Myslovitz czy Hey, to jeszcze nam daleko.

Co najciekawsze – mimo, że lider Happysad jest już po trzydziestce, jego piosenki trafiają na najbardziej podatny grunt wśród nastolatków.

- Jest w moich tekstach jakieś młodzieńcze rozedrganie, niedopasowanie do świata, dużo śpiewam o uczuciach, pierwszych zawodach miłosnych, złamanych sercach - tłumaczy. - Po pierwszej płycie mieliśmy głównie studencką publiczność. Potem powoli zaczęło się to zmieniać. Dziś nastolatki zajmują pierwsze rzędy przed sceną i są najbardziej widoczne: piszczą i wrzeszczą, ile sił w płucach. Starsi widzowie stoją spokojniej z tyłu.

Teksty Kuby są równie ważnym elementem twórczości Happysadu, co muzyka. Szczere, bezpośrednie, żarliwe, odsłaniają psychologiczny portret generacji dzisiejszych trzydziestolatków.

- Zupełnie nie czuję się głosem pokolenia – _sprzeciwia się Kuba. - _Nie chcę być drogowskazem dla kogokolwiek, nie uważam, żebym miał bystrzejszy wzrok od innych. Umieszczam w swoich tekstach życiowe obserwacje i cieszę się, że inni się z nimi utożsamiają. Ale rozpiętość wiekowa moich słuchaczy jest duża – od szesnastu do czterdziestu lat. Bo wydaje mi się, że moje teksty mają jednak uniwersalny charakter.

Zarówno Kuba, jak i pozostali członkowie Happysadu ujmują swą skromnością. Kiedyś przyznali się nawet, że są... kiepskimi muzykami.

- Mamy potworne kompleksy, bo nie jesteśmy zawodowymi muzykami – _potwierdza Kuba. - _Właściwie tylko Łukasz chodził do muzycznej podstawówki, a i tak jej... nie skończył. Dlatego brakuje nam swobody w posługiwaniu się instrumentami, co narzuca pewne ograniczenia w tworzeniu. Ale gramy taką muzykę, że te nasze niedoskonałości tylko ją uwiarygodniają.

Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski