Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mandat pamiątką z podróży [WIDEO]

Maciej Pietrzyk
archiwum
Fotoradary. Polscy kierowcy dostają każdego miesiąca tysiące wezwań do uiszczenia kary za przekroczenie dozwolonej prędkości za granicą. Jeśli nie zapłacą, mogą ich czekać przykre konsekwencje. Tymczasem u nas piraci drogowi z innych krajów mogą czuć się niemal bezkarnie.

Jeśli podczas zagranicznych wojaży, zwłaszcza po krajach Unii Europejskiej, fotoradar zrobił ci zdjęcie, możesz być pewien, że w skrzynce pocztowej znajdziesz wkrótce mandat. Służby państw zachodnich nie darują łamiącym przepisy obcokrajowcom nawet najmniejszego wykroczenia.

11300 - tyle razy w maju i czerwcu tego roku policjanci z Austrii, Niemiec i Węgier pytali o dane polskich kierowców. Po to, żeby im przysłać mandaty

WIDEO: Są tacy, którzy fotoradarów się nie boją. W 2014 roku do kosza trafiło aż 135 tys. mandatów

Autor: TVN Turbo/x-news

- Od wielu miesięcy regularnie otrzymujemy mandaty z innych krajów. Początkowo głównie z Austrii, ale z czasem także z Niemiec, Włoch i Węgier - przyznaje Jakub Wabik z małopolskiej firmy spedycyjnej Łoziński.

Tylko w maju i czerwcu tego roku policjanci z innych państw Europy zwrócili się do polskich służb o dane właścicieli kilkunastu tysięcy pojazdów, by móc wysłać im mandaty. Najczęściej zapytania takie płyną z Austrii (4900), Niemiec (3500) i Węgier (2900).

- Wynika to przede wszystkim z tego, że właśnie te kraje leżą na trasie najczęstszych wyjazdów Polaków. Zarówno wakacyjnych, jak i biznesowych. Poza tym mają efektywne systemy nadzoru nad ruchem drogowym - mówi Maciej Wroński, prawnik i ekspert ds. transportu.

Zagraniczne mandaty mogą wyjątkowo zaboleć. W Niemczech sięgają np. 680 euro (to ponad 2700 zł). Co się stanie, jeżeli nie zapłacimy? Teoretycznie polski pirat drogowy ma szansę, że mandat się przedawni. Ale jest też ryzyko, że policja wystąpi do polskiego sądu o ukaranie takiej osoby. To się już zdarzało. Albo w wyniku całkiem niewinnej, rutynowej kontroli drogowej w kraju, w którym wcześniej złapał nas radar, zostaniemy doprowadzeni przed tamtejszy sąd.

Jeszcze nie tak dawno polski kierowca, któremu fotoradar w innym kraju zrobił zdjęcie, mógł czuć się bezkarny. Odnalezienie go przez zagranicznych funkcjonariuszy graniczyło z cudem. Wszystko zmieniło się 30 kwietnia ub. roku, gdy Polska wdrożyła europejską dyrektywę o międzynarodowej wymianie informacji o właścicielach pojazdów. Teraz dane o tym, do kogo należy auto, którym złamano przepisy drogowe, są natychmiast przekazywane zagranicznym służbom.

Dla polskich służb dyrektywa okazuje się jednak mało użyteczna. Zdecydowana większość zagranicznych kierowców na naszych drogach to obywatele spoza UE, głównie z Ukrainy, Rosji i Białorusi.

- Wymiana danych dotyczy wyłącznie państw Wspólnoty - mówi Łukasz Majchrzak z Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. W ub. roku z tego powodu do kosza na śmieci trafiło aż 150 tys. fotoradarowych zdjęć. To ok. 10 proc. wszystkich wykonanych.

Zdaniem Wrońskiego, istnieje proste rozwiązanie. - Nasz system nadzoru nad ruchem mógłby w czasie rzeczywistym rozpoznawać pojazdy zarejestrowane poza Unią. W przypadku zbyt szybkiej jazdy wysyłałby informacje do najbliższego zmotoryzowanego patrolu policji, a ten egzekwowałby kary - mówi.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski