- Nie mam wyjścia, muszę walczyć o każdy punkt, jeśli chcę pojechać do Singapuru - tłumaczyła Agnieszka Radwańska, dla której jest to trzeci z rzędu tydzień w grze (a przed nią jeszcze dwa kolejne), choć faktem jest, że po wygraniu turnieju w Tokio w ubiegłą niedzielę krakowianka poleciała do Chin i już w poniedziałek przegrała mecz w pierwszej rundzie w Wuhan (z późniejszą zwyciężczynią całego turnieju, Amerykanką Venus Williams).
Wczoraj z kolei udanie rozpoczęła kolejny turniej - w Pekinie. Tak jak niedawno w Tokio (a wcześniej w sierpniu w New Haven), znów zmierzyła się w pierwszej rundzie z Coco Vandeweghe. I po raz kolejny odniosła łatwe zwycięstwo. Tym łatwiejsze, że Amerykanka skreczowała po pierwszym secie - wygranym przez Polkę 6:3 - tłumacząc się kontuzją kostki. Nie była to raczej wymówka z jej strony, bo Vandeweghe z pewnością miała jeszcze w nogach trudy turnieju w Wuhan, gdzie skreczowała w ćwierćfinale.
W meczu z Radwańską pokazała tylko przebłyski dobrej gry, gdy przegrywając 1:4 wygrała dwa kolejne gemy. Poza tym przewaga naszej tenisistki była wyraźna. Widać było również, że Amerykanka skraca wymiany, starając się zbyt dużo nie biegać.
W drugiej rundzie rywalką Polki będzie Niemka Mona Barthel (48. WTA), która pokonała 6:3, 6:2 Chinkę Shuai Zhang.
Z nią Radwańska również nie powinna mieć problemów, o ile zagra na swoim normalnym poziomie (mecz odbędzie się dzisiaj ok. godz. 12.30 czasu polskiego). Tym bardziej, że krakowianka lubi miejscowe korty.
W 2011 r. wygrała cały turniej, a w dwa lata wcześniej dotarła w stolicy Chin do finału. Dobry występ jest dla niej tym ważniejszy, że walczy o udział w Mistrzostwach WTA (WTA Finals). Dlatego po Pekinie planuje zagrać jeszcze w Tiencinie i Moskwie. W rankingu WTA Race Radwańska jest na razie dziewiąta (stan na 4.10) i pojedzie do Singapuru, jeśli uda jej się jej utrzymać tę pozycję, bo ze startu w kończącym sezon turnieju zrezygnowała nr 1 damskiego tenisa, Amerykanka Serena Williams.
Szansy na pierwsze turniejowe zwycięstwo w tym sezonie nie wykorzystał Jerzy Janowicz. Łodzianin przegrał 7:5, 4:6, 3:6 z Niemcem Janem-Lennardem Struffem w finale challengera w Orleanie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?