Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Baszczyński: W Niecieczy nie mam czasu, żeby pójść na ryby

Rozmawiali Przemysław Franczak i Łukasz Madej
Marcin Baszczyński na tle stadionu w Niecieczy. Prace remontowe idą na nim pełną parą.
Marcin Baszczyński na tle stadionu w Niecieczy. Prace remontowe idą na nim pełną parą. Fot. MICHAŁ GĄCIARZ
Rozmowa. Grał w Krakowie, Atenach, Warszawie. Duże miasta i stadiony. Dziś jest dyrektorem ds. sportu i PR w Termalice Bruk-Becie

– Sielsko tutaj. Ziemię w Niecieczy ma Pan już na oku?

– Ze mną jest jak w tej w piosence „Pamiętajcie o ogrodach”. Grałem w wielu miejscach, ale zatoczyłem koło i wróciłem w swoje miejsce. I we mnie jest ten lokalny patriotyzm, więc mieszkam w Mikołowie, na Śląsku. I tak już zostanie.

– Nagłówki „Marcin Baszczyński dyrektorem w Termalice” zaskoczyły chyba wszystkich.

– Nauczmy się mówić Terma­lica Bruk-Bet.

– O, dyrektor jest czujny. To dobrze.

– (śmiech) Taka moja rola. A praca tutaj? Dla mnie ta oferta też była zaskoczeniem.

– Zadzwoniła prezes Danuta Witkowska i...?

– Na początku był telefon od Jana Pochronia, brata pani Witkowskiej, obecnie asystenta trenera Mandrysza. Poznaliśmy się wcześniej, bo razem robiliśmy kurs trenerski. Wtedy nic jednak nie zapowiadało, że padnie taka propozycja.

Rozmawialiśmy raczej o tym, żebym odwiedził akademię w Niecieczy, spotkał się z trenującymi tutaj młodymi chłopakami. Telefonu od pani prezes się nie spodziewałem. Ale długo się nie wahałem. Jeżeli chodzi o same negocjacje, to były bardzo krótkie. Państwo Witkowscy na wszystkie moje pytania o rozwój klubu chętnie odpowiadali. Ich wizja od razu mi się spodobała.

– Łatwiej negocjuje się z Witkowskimi czy z Cupiałem?

– Tu strona finansowa nie była aż tak istotna. Interesowało mnie przede wszystkim to, jakie będę miał tutaj szanse i możliwości rozwoju. Wiadomo, miałem fajną posadę w Canal Plus i teraz będę ją musiał, że tak powiem, ograniczyć, ale tu mam okazję spróbowania czegoś nowego. Podświadomość i ambicje podpowiadały, że nie można rezygnować z takiej okazji.

– To teraz szczerze. Termalica Bruk-Bet jest w futbolowym światku traktowana trochę z przymrużeniem oka. Panu zdarzało się wcześniej, w takich towarzyskich rozmowach, zażartować z Niecieczy?

– Myślę, że w piłkarskim środowisku nie ma człowieka, który by tak nie zrobił, aczkolwiek jednocześnie chyba każdy patrzył na ten klub z ogromną ciekawością: co to naprawdę w Niecieczy będzie, co to jest, czym to się je?

Wśród kolegów w Canal Plus zastanawialiśmy się, żartowaliśmy, czy to będzie na przykład najtrudniejsze miejsce do komentowania. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że u mnie była przewaga ciekawości niż takiego angielskiego poczucia humoru.

– Jechał Pan tutaj pierwszy raz i co sobie myślał, widząc ten wiejski krajobraz?

– Miałem w głowie dwie rzeczy. Pierwsza: świadomość, jak wielką firmą jest Bruk-Bet i że warto, również od strony biznesowej, poznać takich ludzi. A z drugiej strony, jadąc tutaj miałem dużo czasu na przemyślenia. Analizowałem całą karierę, no i miałem w głowie Kraków, Warszawę czy Ateny. Ich wielkość, problemy, zatłoczenie na drogach, i tak dalej.

Wjeżdżając w tę ciszę i spokój, myśli było dużo, ale starałem się znaleźć jak najwięcej pozytywów. Nie ukrywam, że konsultowałem się z przyjaciółmi, jak to widzą. Z nimi starałem się szukać i plusów, i minusów. Tych drugich nie było prawie wcale.

– GPS nie zawiódł?

– Na początku mnie oszukał, muszę go chyba zaktualizować (śmiech). Choć teraz jeżdżę na pamięć, ładna trasa.

– Zwrócił Pan uwagę na pola kukurydzy?

– Tak, od razu zaleciłem, żeby w okolicach stadionu nie sprzedawać popcornu, bo nie zrobimy na tym interesu (śmiech).

– Siłą rzeczy stał się Pan twarzą tego projektu w ekstraklasie. Jaka jest Pańska rola? Zminimalizować wizerunek Termaliki Bruk-Betu jako klubu wiejskiego?

– Nigdy nie było powiedziane, żebym coś podkręcał, kolorował i tworzył jakieś historie o tym, czego nie ma. Jesteśmy przecież na wsi. Nikt tu niczego nie skreśla, nie udaje, nie odcina się od korzeni. W Bundeslidze też jest przecież podobny klub z Hoffen­heim, nawet we włoskiej Serie A zjawiała się drużyna znikąd.

Odbiór Niecieczy powinien być taki, że zbudowano tu coś profesjonalnego, świeżego, nowego. Jest to oczywiście oparte na firmie i chęci jej wyeksponowania, bo o to też w tym chodzi. Jednak jak popatrzy się też na inne aspekty jej działalności, jak np. prywatna szkoła, to naprawdę dostrzeże się kilka fajnych idei. Nie widać w tym tylko własnego interesu, jest również chęć pomocy i takiej promocji całego regionu.

– Kiedy dwa lata temu kończył Pan karierę, to widział się Pan w takiej roli?

– Już wcześniej niektórzy moi koledzy zaczęli pracować w klubach np. w roli skautów i mi też marzyło się, żeby wykorzystać swoje doświadczenia i spostrzeżenia w roli na przykład dyrektora sportowego. Ale takiego odpowiedzialnego za piłkę, szatnię, choć nie za marketing, bo to jest dla mnie coś nowego.

– Ludzie twierdzą, że ma Pan ten medialny dar, swobodę.

– Staram się być sobą, po prostu. W jakimś stopniu w tym się odnajduję, ale to nie tak, że jest to dla mnie zupełnie swobodne i naturalne, bo stanie przed kamerą wymaga dużej koncentracji i jest męczące. Kiedy zacząłem komentować mecze, to był dla mnie ogromny stres. Łatwiej się biega po boisku, a trudniej ocenia. Czasem trzeba skrytykować kolegę, z którym nawet sam grałem, no ale jeśli zdecydowałem się na taką rolę, to starałem się to robić trochę z żartem, humorem, i myślę, że stąd odbiór był dobry.

– Zadzwonił jakiś piłkarz z pretensjami?

– Z jednym czy drugim się spotkałem i usłyszałem hasło: „Co, już inaczej się ogląda? Nie pamiętasz, jak to było w szatni, na boisku”. No, ale człowiek nie jest nieomylny. Zresztą zawsze znajdzie się ktoś, kto ma inne spojrzenie, a tym bardziej w Polsce, gdzie wszyscy są ekspertami od piłki.

– To Pańskie pokolenie piłkarzy Wisły nieźle odnalazło się w „życiu po życiu”. Niedawno dyrektorem sportowym pierwszoligowego Rozwoju Katowice został Pana przyjaciel Kamil Kosowski, inni też sobie nieźle radzą Przypadek?

– Nie. Ta nasza Wisła to był zbiór ludzi o mocnych charakterach. Wszyscy byli bardzo ambitni, każdy miał swoje zdanie i pomysł na siebie. Stąd też brały się sukcesy. Lubiliśmy się. To, co stworzyliśmy w szatni, dawało wyniki również w Europie. Gdyby zakleić koszulki, to nikt by nie rozpoznał, że to polski, a nie europejski zespół na dobrym poziomie.

– Wymuszony przez kontuzję koniec kariery to był dla Pana trudny moment?

– Nie, kontuzja załatwiła sprawę, ale już wcześniej chodziła za mną taka decyzja. Miałem już nawet pewne plany, bo dzięki piłce nabyłem trochę kontaktów, poznałem ludzi. Myślałem o jakichś biznesach, inwestycjach, nieruchomościach... A stanęło na telewizji. Na początku mogłem nacieszyć się domem, rodziną, ale później już mnie nosiło. Nawet jak byłem w Canal Plus, to rozglądałem się, żeby zająć się czymś jeszcze.

– Odcinanie kuponów nie wchodziło w grę?

– Nie, zwariowałbym i odbiłoby się to na mojej rodzinie. Oczywiście, lubię wędkować, ale nie wyobrażam sobie trzysta dni w roku siedzieć na rybach.

– W okolicach Niecieczy też można połowić?

– Oglądałem już mapy wędkarskie. Mamy w klubie mistrza karpiowego, to wiceprezes Gabriel Starzec. Jakieś wypady planujemy, ale na razie nie ma na to czasu.

– A na robienie trenerskich uprawnień?

– To musi na razie stanąć w miejscu, ale obserwować będę dalej. Mam licencję UEFA A, i nie wiem, co może być za rok. Nie jestem jednak wyautowany, tylko cały czas obracam się w realiach.

– Czyli teraz po prostu: działacz?

– Nieładne słowo (śmiech).

– To początek drogi do roli prezesa, powiedzmy Wisły?

– Myślałem, że padnie pytanie o trenera Wisły (śmiech). Mam ambicje, może jeszcze zacznę jakieś studia. Nic sobie nie ujmuję, ale pasowałoby, żeby pewne rzeczy jeszcze podciągać. Ale prezes? Nie sięgam tak wysoko. Myślę, że dla mnie – jeżeli chodzi o współpracę z drużyną – to dyrektor jest takim poziomem top. Bo prezes to troszkę inne rzeczy ma na głowie, a ja nie umiałbym się odciąć od zespołu. Chciałbym być blisko zawodników.

– Na boisko jeszcze Pan czasem rekreacyjnie wybiega?

– Staram się biegać, ruszać, ale też muszę się przyznać, że mam trochę lęk przed grą. Tym bardziej że nawet dojeżdżając tutaj, potrzebuję pięciu minut, żeby się wyprostować, bo kolano cały czas skrzeczy. Namawiano mnie, żeby zagrać w reprezentacji Śląska, ale jakoś nie mogę się przez to kolano zdecydować. Nie wyobrażam sobie, że miałbym jeszcze raz kłaść się na stół operacyjny i dać się kroić.

– Termalica Bruk-Bet debiut w ekstraklasie ma już za sobą. Przegrała w Gliwicach 0:1. Jakie wrażenia?

– Pierwsze koty za płoty. Drużyna trochę bardziej myślała o samym debiucie, o tej ekstraklasowej otoczce niż o stylu i tym, co prezentowała w meczach w I lidze. Koncentracja czasem uciekała, choć parę lepszych momentów również było.

Zresztą można było uniknąć tej porażki, zadecydował przecież jeden stały fragment gry. Parę rzeczy jest jednak do poprawienia. Chodzi o to, żeby chłopaki grali to, co potrafią, bo jak tak zrobią, będzie dobrze. W głowach mamy mieć radość.

– Pierwsze trzy mecze w roli gospodarza Termalica Bruk-Bet rozegra w Mielcu.

– Liczymy na dużą przychylność i dobry odbiór drużyny w Mielcu. Chcemy spiąć ten region i pokazać, że jedziemy na jednym wózku. No, ale nasz stadion też się buduje. Prace idą szybciej niż na niektórych stadionach w dużych miastach. Wszystko jest robione pod nadzorem ekstraklasy.

Pan prezes Krzysztof Witkowski jest ambitnym – chyba można już tak powiedzieć –­ sportowcem i chciałby, żeby ten stadion był gotowy nie tylko pod kątem wymogów, ale żeby też miał ładny wygląd. Na pewno wielu zaskoczy funkcjonalnością, ale też estetyką.

– I myśli Pan, że „ekstraklasa w Niecieczy” to projekt długoterminowy?

– Nigdy nie można sobie założyć, że przez dwadzieścia lat będzie tak i tak. Wiadomo, są różne sytuacje. Mnie przekonało to, w Niecieczy o awans walczono z determinacją przez kilka lat. Widzę zaangażowanie ludzi. Chcemy dawać przykład, że warto próbować osiągać sukcesy w mniejszych miejscowościach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski