Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Dudziński: W Zabrzu dostawaliśmy koguty, a potem je nam zabierano

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Marcin Dudziński grał i w Górniku (16 spotkań w ekstraklasie) iw Cracovii (4)
Marcin Dudziński grał i w Górniku (16 spotkań w ekstraklasie) iw Cracovii (4) Anna Kaczmarz
Marcin Dudziński był piłkarzem Cracovii i Górnika Zabrze. Z „Pasami” przeszedł szlak od trzeciej ligi do ekstraklasy, w Górniku zagrał 12 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej.

- Kiedy był Pan ostatnio na stadionie w Zabrzu?

- W 2013 r., gdy leczyłem się u dr Kwiatkowskiego po zerwaniu więzadła krzyżowego kolana. Doktor Górnika robił mi rekonstrukcję. Byłem przy okazji na meczu, który Cracovia wygrała 1:0 po golu Ntibazonkizy.

- Gdyby Pan teraz przyjechał do Górnika spotkałby Pan znajome twarze?

- W 2008 r. wyprowadziłem się z Zabrza. Gdy po odejściu z Górnika grałem w Kolejarzu Stróże, jeszcze tam mieszkałem, chodziłem na mecze Górnika. Z trenerem Marcinem Broszem znamy się, prowadził mnie w Koszarawie Żywiec. Znałem się z Krzysztofem Majem, wiceprezesem klubu, który zmarł nagle kilka lat temu. Z kolegami z tamtych czasów nie utrzymuję kontaktów. Bardziej z tymi z Cracovii.

- Jak się Pan odnalazł w szatni Górnika?

- Przeprowadzka to była dla mnie duża zmiana. Trzeba poznać specyfikę śląskiej szatni. Nie każdemu na dzień dobry ci chłopcy chcieli zaufać. Jak wdrożyłem się w drużynę, wywalczyłem sobie miejsce w składzie, to koledzy zobaczyli, że jestem w stanie im pomóc i mnie zaakceptowali. Ślązacy to ludzie z charakterem. Dla dobra sprawy, idei daliby się pokroić. Fajnie wspominam tamten czas. Gdy nie byłem już zawodnikiem Górnika zapraszali mnie na spotkania. W ogóle okres zabrzański wspominam z sentymentem, bo to była ekstraklasa w której grałem. Nie mam bogatego licznika występów, ale tych 12 meczów było, bo w Cracovii zaliczyłem tylko epizody w ekstraklasie.

- Utkwił Panu w pamięci jakiś mecz?

- Tak, spotkanie z Arką Gdynia, wygrane 2:0. Byliśmy przed nim na zgrupowaniu. Schodzimy na posiłek, a tu trener Stawowy rozmawia z prezesami Arki… Przywitałem się z byłym trenerem, a potem na boisku ograliśmy jego zespół 2:0, minęliśmy go w tabeli. Utrzymaliśmy się, a Arka grała baraże.

- Klimat do piłki chyba zawsze w Zabrzu był dobry?

- Tak. Biliśmy się o utrzymanie i na ostatni mecz sezonu z Legią prezes obniżył ceny biletów i przyszło 19,5 tys. ludzi. Teraz ta liczba nie rzuca na kolana, ale wtedy to był wynik! Środowisko było z nami zżyte. Pamiętam spotkania z kibicami, którzy byli z nami na dobre i złe.

- Wtedy też dostawaliście koguty za strzelone bramki?

- Dawał pan Stanisław, specyficzny człowiek z dzwonem. Z tym, że te żywe koguty później zabierał i dawał nam gotowe, takie do rosołu, a przed kamerami telewizyjnymi były żywe…

- I wszechobecny słonecznik…

- Tak, o jej, wszędzie go było pełno. Współczułem zawsze służbom sprzątającym.

- Nauczył się Pan gwary śląskiej?

- Ja godom jak umia (śmiech). Jak koledzy zaczęli ze sobą rozmawiać gwarą, to niczego nie rozumiałem, a jak chcieli, to mówili normalnie. Proste zwroty opanowałem. Kiedyś, słyszę takie słowa: „un pado”. I Dariusz Stachowiak zwraca się do mnie: „Dudzio, oni mówią, że pada, a przecież świeci słońce...”. A chodziło o to, że „on mówi...” Można się pomylić. Powiem ciekawostkę, nie wiem, czy dzisiaj się to praktykuje, ale wtedy trener Wleciałowski nie pozwalał kandydatom na zawodników, takim, którzy przyjeżdżali na testy, wchodzić do szatni I zespołu, mieli swoją.

- Chodzi Pan na mecze Cracovii?

- Rzadko. Ostatnio byłem na meczu z Zagłębiem Lubin dwa lata temu, zremisowanym przez „Pasy” 2:2. Prowadzę szkółkę piłkarską w Gołczy, Słomniczankę, każdy weekend mam zajęty. Syn mnie pyta, kiedy pojedziemy na mecz?Myślę, że wkrótce pojawię się na jakimś spotkaniu. Mam kolegów z Cracovii, teraz Piotr Giza jest w sztabie szkoleniowym trenera Probierza, Marcin Cabaj też pracuje. Pewnie wybiorę się na staż.

- Jak Pan postrzega ten zespół?

- Oglądam Cracovię w tv, fajnie się patrzy na jej mecze. „Pasy” są dobrze zorganizowane, nieźle odbierają piłkę, przechodzą do szybkiego ataku. Dobra praca musi przynosić efekty. To nasionko zasiane przez trenera zaczęło rosnąć.

- Jest jednak posucha na pańskiej pozycji – skrzydłowego. Wdowiak „wystrzelił”, ale brak pewnych postaci.

- Dzisiaj dobry skrzydłowy musi być wytrzymały ale przede wszystkim szybki i musi świetnie grać w sytuacjach jeden na jeden. A w polskiej lidze nie ma wielu takich chłopaków. Taki piłkarz to skarb, bo od razu robi różnicę.

- Jest faworyt najbliższego meczu?

- Ciężko o nim mówić. Aspekt własnego boiska w teorii jest atutem. Górnik ma strzelającego Angulo, natomiast Cracovia ma Cabrerę, a w dodatku jest podrażniona przegranymi derbami. To może zadziałać mobilizująco na chłopaków. „Pasy” potrafią wygrywać na wyjazdach, więc wszystko jest możliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Marcin Dudziński: W Zabrzu dostawaliśmy koguty, a potem je nam zabierano - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski