Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Koper, bramkarz Soły Oświęcim: Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej...[FOTO]

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Marcin Koper, bramkarz Soły Oświęcim
Marcin Koper, bramkarz Soły Oświęcim Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z 19–letnim MARCINEM KOPREM, bramkarzem Soły Oświęcim, mającym za sobą udaną jesień w grupie małopolsko-świętokrzyskiej III ligi piłkarskiej

- Jak ocenia pan zakończoną rundę na trzecioligowych boiskach?

- Mam nieco mieszane uczucia. Początek miałem średni. Nie było źle, ale czuję, że mogłem dać od siebie nieco więcej. Jestem ambitny, więc zawsze wysoko zawieszam sobie sportową poprzeczkę.

- Czy jest mecz, który chciałby pan wymazać z pamięci?

- Owszem. Na wyjeździe przeciwko rezerwom Wisły Kraków. Wygraliśmy wprawdzie 3:1, ale nie mogę sobie darować okoliczności przepuszczonego gola. Piłka uderzona przez Kamila Kuczaka nie była zbyt mocno, ale skozłowała, więc nie trafiłem w nią rękami. Jednak większego moralnego kaca miałem po meczu przeciwko Wiśle Sandomierz, na własnym boisku, kiedy zupełnie niepotrzebnie złapałem czerwoną kartkę. Kontrolowaliśmy grę, a mnie przy stanie 4:0 zachciało się zabawy z piłką na własnym przedpolu. Skończyło się jej stratą i - w konsekwencji - ucieczką do faulu ratunkowego. Po tym meczu wyleczyłem się z „samowolki” na przedpolu. Ostatecznie wygraliśmy 4:1.

- To może z innej beczki. Jaki był pana najlepszy mecz jesieni?

- Wydaje mi się, że najwyższą formę miałem pod koniec rundy. Najlepsze spotkanie rozegrałem przeciwko Hutnikowi Kraków, w wygranym meczu na własnym boisku 2:0. Konfrontacje przeciwko drużynie z Suchych Stawów podwójnie mnie nakręcają. To dlatego, że - grając w juniorach Hutnika - w lidze wojewódzkiej, krakowski klub zablokował mi przejście do jednej z ekstraklasowych drużyn. Pamiętam, że podczas ostatniej wizyty Hutnika na Sole, przy naszym jednobramkowym prowadzeniu, stanąłem do indywidualnego pojedynku z Michałem Gamrotem. Chciał mnie przelobować, ale obudził się we mnie refleks. Pomogła mi kocia zwinność, jak mówią o mnie niektórzy, i w powietrznej akrobacji przeniosłem piłkę ponad poprzeczkę. To była naprawdę fenomenalna interwencja.

- W pana przypadku można mówić o systematycznych postępach w przygodzie z futbolem. Najpierw byli juniorzy krakowskiego Hutnika, szybki seniorski debiut w Halniaku Maków Podhalański, a od prawie roku strzeże pan nieustannie bramki w Sole...

- Na pewno jest to motywujące, ale czy jestem jeszcze w stanie pokusić się o grę na wyższym szczeblu? Tego nie wiem. W futbolu – poza ciężką pracą – trzeba mieć jeszcze trochę sportowego szczęścia. W czasach juniorskich w Krakowie dzieliłem jeden pokój z Bartoszem Kapustką, który dzisiaj grywa w pierwszej reprezentacji Polski. Zawsze miał talent do gry i był niezwykle skromny. Ciekawe, czy dzisiaj chciałby ze mną jeszcze rozmawiać (śmiech). Mówię o tym dlatego, żeby pokazać, jak różne historie pisze piłkarska rzeczywistość.

- Może dobre czasy także są jeszcze przed panem. W wieku 19 lat trudno robić sobie już podsumowanie przygody z piłką...

- Na pewno gra w piłkę wymaga ode mnie wielkiej determinacji. Po zdaniu matury nie od razu poszedłem na studia. Pracuję w Suchej Beskidzkiej, w godzinach 6 do 14. Potem mam czas na krótką drzemkę, bo o 16 wyjeżdżam z Makowa Podhalańskiego na trening do Oświęcimia. W domu jestem przed 22, więc od razu idę spać, żeby bez grymaszenia wstać rano do pracy. Przy takim trybie życia pewnie jeszcze długo będę singlem (śmiech). Pamiętam też, że jak Łysica Bodzentyn ustawiła nam mecz ligowy o godz. 11, musiałem wstać przed godziną 4 nad ranem, bo o godz. 6.30 wyjeżdżaliśmy na mecz ze stadionu Soły. W dodatku przegraliśmy tam 0:5, więc w drodze powrotnej nie było wesoło.

- Nie pomyślał pan o wynajęciu jakiegoś małej kwatery w Oświęcimiu, żeby jakoś zminimalizować uciążliwość dojazdów?

- Może i byłoby to jakieś rozwiązanie, ale teraz już nieaktualne. Wiosną będę myślał o poszukiwaniu lokum w Krakowie, bo od nowego roku akademickiego chciałbym kontynuować naukę na AWF.

- Często wprowadza pan piłkę do gry wykopem. Czy nie łatwiej byłoby czasem – tak dla odmiany - uruchomić kolegę wyrzutem?

- Moje postępowanie przy rozpoczęciu akcji wynika z taktyki. Kiedyś, jak budowaliśmy grę od tyłu, zagrywałem do konkretnego kolegi. Jednak potem musiałem rozpoczynać wykopem. W środku boiska koledzy zbijali piłkę, rozpoczynając akcję. W takich okolicznościach zdobyliśmy dwa gole. Można zatem powiedzieć, że miałem przy nich swój udział.

- Czy można zaryzykować stwierdzenie, że daleki wykop to pana specjalność?

- Przeciwnie. Zwłaszcza wybijanie „piątek” mi nie idzie. Koledzy w żartach często dogryzają mi pytaniami, kiedy piłka uderzona przeze mnie przekroczy linię środkową boiska.

- A Jak układa się panu współpraca z doświadczonym Danielem Bombą?

- Bardzo mi pomaga. Jest moim drugim indywidualnym trenerem, jeśli tak mogę powiedzieć, bo zajęcia bramkarskie w Sole prowadzi Rafał Polański. Jednak to kolega z drużyny często podpowiada mi, jak się ustawić między słupkami, bo nie zawsze zwracam na to uwagę.

- Czy chciałby pan jeszcze coś u siebie poprawić?

Masę ciała. Trzeba iść z duchem czasu, skoro inni koledzy o tym mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Marcin Koper, bramkarz Soły Oświęcim: Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej...[FOTO] - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski