Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Koźmiński. Przed laty świetny piłkarz, dziś szanowany biznesmen i działacz w drodze po władzę w PZPN [sylwetka]

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Marek Koźmiński
Marek Koźmiński Andrzej Banaś
19 lutego wychowanek Hutnika Kraków Marek Koźmiński zgłosił swoją kandydaturę w wyborach prezesa Polskiego Związku Piki Nożnej. Miały się one odbyć w październiku, ale zostaną przełożone. Dłuższą kadencję Zbigniewa Bońka zapewnia rządowy projekt Tarczy Antykryzysowej 2.0. Jeśli jednak Koźmiński za rok także stanie w wyborcze szranki - a tak dziś zapowiada - będzie miał duże szanse na zwycięstwo. Bo argumentów za jego kandydaturą jest aż nadto.

- Teraz jakiekolwiek kwestie związane z wyborami prezesa PZPN są dla mnie tak mało istotne, że trudno je komentować. Najważniejsze jest wyjście z kryzysu, walka z zastojem. Okoliczności zewnętrzne wymuszają niestandardowe rozwiązania. W tej sytuacji decyzję Sejmu o przedłużeniu kadencji prezesów krajowych związków uważam za dobry, strategiczny ruch dla całego naszego sportu. Nam zapewnia kontynuację władzy w PZPN, co jest rozsądnym krokiem – mówi Koźmiński. A zapytany, czy podtrzyma swoją decyzję o kandydowaniu w przyszłym roku, odpowiada: - Przez rok wiele może się zdarzyć, ale na dziś mówię „tak”. Za rok znowu powalczę o fotel prezesa PZPN.

Janusz Wójcik, były trener reprezentacji olimpijskiej i narodowej, w książce „Wójt. Jedziemy z frajerami! Całe moje życie” wspominał pierwsze spotkanie z Koźmińskim, gdy ten „miał jakieś 13 lat”. Gościł wtedy w jego domu w Nowej Hucie. Gdy ojciec zaganiał trenującego w Hutnika Marka do odrobienia lekcji, Wójcik zagaił: „Zbychu, zostaw dzieciaka w spokoju. A ty, Marek, słuchaj i zapamiętaj, co ci powiem: graj dobrze w piłkę, a jak przy okazji będziesz miał czas, to się trochę poucz. Kiedy zostaniesz gwiazdą futbolu, nie będziesz musiał być naukowcem”.

49-letni dziś Koźmiński nie czuje się gwiazdą, nie został też naukowcem, ale odnosił sukcesy jako piłkarz, spełnia się w roli biznesmena i pnie się w hierarchii związkowego działacza: przez cztery lata był wiceprezesem PZPN ds. zagranicznych, a od 2016 roku jest wiceprezesem ds. szkoleniowych.

Wyjątkową motorykę ma w genach

Do pierwszej drużyny Hutnika trafił w 1989 roku jako 18-latek. Szansę gry w II lidze (wtedy zaplecza ekstraklasy) dał mu trener Władysław Łach, dziś przewodniczący Wydziału Szkolenia Małopolskiego Związku Piłki Nożnej. Było to po półfinałowym turnieju MP juniorów starszych w Warszawie, w którym Hutnik nie awansował do gier o złoto.

- Zaprosiłem wtedy Marka na obóz do Brennej. Potem włączyłem go do pierwszego zespołu i od razu się w nim zadomowił, podobnie jak Mirosław Waligóra. Początkowo był prawym pomocnikiem, ale po niespodziewanym wyjeździe Jarosław Tyrki do USA wskoczył na lewą pomoc. Potem, choć nie był lewonożnym zawodnikiem, zaczął grać na lewej obronie. Na prawej występował Leszek Walankiewicz, ostatnim stoperem, czyli wymiataczem, był Grzegorz Wesołowski, a forstoperem Kazimierz Węgrzyn. Wtedy nie grało się w jednej linii – wspomina Łach.

Koźmiński szybko wkomponował się do drużyny, imponując – sztabowi szkoleniowemu, starszym kolegom i kibicom Hutnika – głównie przygotowaniem motorycznym i walecznością na boisku.

- Posiadał wrodzone zdolności motoryczne. Miał je w genach po mamie (Teresa była trenerką pływania i gimnastyki artystycznej – przyp.) i tacie (Zbigniew był trenerem koszykówki – przyp.). Był bardzo wytrzymały, pod tym względem jednym z najlepszych w drużynie. Nigdy nie odpuszczał na boisku, grał zdecydowanie, na pograniczu faulu – podkreśla Łach.

Podobne opinie wyrażają byli koledzy Koźmińskiego w Hutniku.

- Pod koniec lat 80. do pierwszej drużyny wchodzili Koźmiński, Waligóra, Ryszard Fudali, Krzysztof Bukalski, Dariusz Romuzga i Marek Urbański. Marek miał duży potencjał motoryczny i jako pierwszy - oprócz Waligóry – wskoczył do II-ligowego zespołu. Był prawonożnym zawodnikiem, ale uświadomił sobie, że ma szansę zaistnieć na lewej stronie boiska, co świadczyło o jego inteligencji. Podczas meczów z lewej strony, dzięki swej szybkości i dynamice, wchodził do środka, wymuszając faule – opowiada Leszek Walankiewicz, dziś nauczyciel akademicki w Studium Wychowania Fizycznego i Sportu Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

- Na lewej obronie wyprzedzał swą epokę. Podobnie jak Walankiewicz był klasycznym wahadłowym. Ja wygrywałem większość sprawdzianów biegowych na 5 i 10 metrów, nie mogłem jednak wygrać z Markiem na dystansie 30 metrów. Kiedyś się jednak zawziąłem i założyłem, że go pokonam. Niestety, doznałem urazu kręgosłupa i do naszego pojedynku nie doszło – mówi Robert Kasperczyk, dziś trener koordynator grup młodzieżowych w Cracovii.

W Hutniku potrafił upomnieć się o swoje

Koźmiński miał swój udział w awansie Hutnika do ekstraklasy w 1990 roku i do półfinału Pucharu Polski. W tych pierwszych rozgrywkach strzelił dwie bramki. W debiutanckim sezonie w ekstraklasie beniaminek zajął wysokie, piąte miejsce, a w drugim był dwunasty. „Koza” rozegrał w nich odpowiednio 27 i 33 mecze (na 30 i 34 możliwe do zaliczenia), strzelając trzy bramki (wszystkie w pierwszym sezonie).

Takie liczby 20- i 21-latek „wykręcał” nie tylko dzięki swym umiejętnościom stricte piłkarskim, choć Walankiewicz podkreśla: - My, starsi zawodnicy, widzieliśmy jak dobrze gra, natomiast Waligóra strzelał bramki, dlatego obaj szybko zostali przyjęci do zespołu. Wiedzieliśmy, że są to zawodnicy, którzy mu pomogą. Tym bardziej, że konkurencja w drużynie nie była wtedy zbyt duża.

Byli hutnicy zwracają uwagę na cechy osobowościowe Koźmińskiego, które pomogły mu się szybko zaadaptować w drużynie i odgrywać w niej niepoślednią – zwłaszcza jak na swój wiek – rolę.

- Był spokojnym, stonowanym piłkarzem, znał swoje miejsce w szyku, umiał się dostosować do warunków panujących w szatni i został zaakceptowany przez starszych kolegów. Potrafił jednak upomnieć się o swoje. Gdy za zwycięstwo drużyny dostał mniejsza premię niż inni zawodnicy, zapytał mnie, dlatego tak jest, skoro jego udział w wygranej był taki sam jak pozostałych piłkarzy – wspomina Łach.

- Był bardzo lubiany przez kolegów, choć był jednym z najmłodszych graczy w drużynie. Zawsze cichy, spokojny. Nie był topowym zawodnikiem, ale miał profesjonalne podejście do tego, co robił. A swoją determinację poparł talentem i pracą, pracą, jeszcze raz pracą. Podobnie jak na przykład Kazek Węgrzyn i Tomasz Hajto. Kiedyś jedyną rozrywką dla piłkarzy był alkohol. Dziś pokus jest znacznie więcej. Dlatego tak ważna jest mentalność, chęć do pracy nad sobą, profesjonalne podejście do zawodu. Dziś brakuje takich Koźmińskich – przekonuje Kasperczyk.

Za pierwszej kadencji Łacha w Hutniku krakowianie dwukrotnie wygrali w Warszawie z Legią (1:0 i 2:0). W pierwszym meczu, wygranym po bramce Waligóra z podania Walankiewicza, Koźmiński zobaczył czerwoną kartkę. Bardzo przeżył to wykluczenie, bo uważał, że jego interwencja nie kwalifikowała się na faul.

Z Barcelony do Udinese Bardzo dobra postawa „Kozy” w Hutniku nie umknęła uwadze trenera reprezentacji olimpijskiej, a wcześniej (1984-1985) drużyny z Suchych Stawów, Januszowi Wójcikowi, który powołał go do kadry na igrzyska olimpijskie w 1992 roku. W Barcelonie polska drużyna zdobyła srebrny medal, a Koźmiński pokazał klasę. Selekcjoner miał o nim bardzo dobre zdanie.

„Silny jak koń, wyróżniał się w każdym meczu, grał bardzo nowocześnie, jak na tamte czasy. Biegał od jednej linii końcowej do drugiej i tym zabijaliśmy rywali. Poza boiskiem był spokojny i wyważony, a na murawie widać było, że liczy się dla niego tylko mecz. Prezentował przykład poważnego, bardzo solidnego podejścia do dziedziny, która tak naprawdę jest zabawą, ale która wymaga pełnego zaangażowania, jeżeli chce się w niej osiągnąć coś więcej” - wspominał Wójcik w swojej książce.

Koźmiński wystąpił we wszystkich sześciu meczach igrzysk (2:0 z Kuwejtem, 3:0 z Włochami, 2:2 z USA, 2:0 z Katarem, 6:1 z Australią i 2:3 z Hiszpanią). W spotkaniu z Amerykanami ustalił jego wynik. Łącznie w reprezentacji olimpijskiej rozegrał 28 meczów. Tymczasem Waligóra w Hiszpanii zagrał tylko z Kuwejtem, nie wykorzystując karnego tuż przed końcem gry.

Świetna postawa „Kozy” zwróciła uwagę m.in. działaczy beniaminka Serie A - Udinese. Włoski klub szybko go kupił (według oficjalnej strony PKOl. - za 600 tysięcy dolarów, choć Hutnik chciał otrzymać milion „zielonych”). - Nie byłem zaskoczony tym, że Włosi byli zainteresowani transferem Marka. Wybór ligi był dla niego idealny, bo gra drużyn w Serie A opierała się na niesamowitej motoryce – przekonuje Łach.

Piłkarz pożegnał się z kibicami i drużyną Hutnika w sierpniu 1992 roku przed ligowym meczem 2. kolejki w Krakowie z Pogonią Szczecin (3:0).

- Tydzień wcześniej, bez naszych olimpijczyków, zremisowaliśmy w Bydgoszczy z Zawiszą 2:2, a ja strzeliłem z karnego bramkę Robertowi Matuszewskiemu. Przed meczem z Pogonią odbyło się pożegnanie Marka, który otrzymał brawa od obu drużyn i owację na stojąco od kibiców. Przy stanie 0:0 był karny dla nas. Mirek Waligóra powiedział, abym to ja strzelał. I posłałem piłkę… dwa metry nad bramkę, w której stał młody Radosław Majdan. Potem jednak zdobyłem gola na 1:0 po podaniu Leszka Kraczkiewicza – wspomina Kasperczyk.

W hotelowym pokoju z Guardiolą

We Włoszech Koźmiński występował przez 11 lat: po pięć w Udinese i Brescii oraz rok w Anconie. Łącznie rozegrał 114 meczów w Serie A (zdobył 5 bramek), a ponadto 98 w Serie B i 11 w Pucharze Włoch. W Udinese jego kolegami w drużynie byli m.in. obrońca Roberto Sensini i napastnik Abel Balbo (ówcześni wicemistrzowie świata), a w Brescii - pomocnicy Andrea Pirlo (Koźmiński podwoził go na treningi) i Pep Guardiola („Koza” mieszkał z nim w hotelowym pokoju) oraz napastnik Roberto Baggio (wielka, ale gasnąca już wtedy gwiazda).

Dlaczego krakowianin radził sobie w lidze, uważanej wówczas za najsilniejszą na świecie? - Byłem bardzo silny fizycznie, szybki, mocny, skoczny, wytrzymały pod względem szybkości. Moja pozycja na boisku, bocznego lewego obrońcy lub pomocnika, wymagała ode mnie, by biegać, odbierać piłkę, walczyć. Wyczucie podania, tempa gry, umiejętność dogrania - to także były moje walory – tłumaczy.

W reprezentacji seniorskiej w latach 1992-2002 rozegrał 45 spotkań, strzelił jedną bramkę (Holandii). Uczestniczył w mistrzostwach świata 2002 w Korei Południowej i Japonii. Jako jeden z dwóch zawodników naszej drużyny (obok Jacka Krzynówka) rozegrał wszystkie trzy mecze w pełnym wymiarze czasowym (0:2 z Koreą Płd., 0:4 z Portugalią i 3:1 z USA). Z Włoch w 2002 roku trafił do PAOK Saloniki, z którym zdobył Puchar Grecji.

Zawodniczą karierę zakończył w 2003 roku w Górniku Zabrze, którego wkrótce potem został właścicielem (gdy prezesem był jego ojciec). Inwestycja w klub (2003-2005) nie do końca była udana, ale odchodząc zostawił Górnika z mniejszym długiem, niż gdy do niego przychodził. Po latach przyznał się do popełnionych błędów, jednak w Zabrzu zebrał dużo doświadczeń w roli biznesmena.

Polska daje większe możliwości Smykałkę do biznesu miał już wcześniej. Pierwsze mieszkanie kupił, gdy jako 19-latek grał jeszcze w Hutniku. We Włoszech inwestował nawet do 80 procent zarabianych pieniędzy. Nie został tam nawet wtedy, gdy otrzymał ofertę pozostania dyrektorem sportowym Brescii.

- Miałem propozycję, aby pracować w tym fachu, co mnie zawsze kręciło, ale zdecydowaliśmy z rodziną, że trzeba wrócić do Polski, bo daje ona większe możliwości, większe szanse. Uważałem, że Polska w tym okresie przechodziła tak daleko idące, pozytywne zmiany, iż będzie się w niej lepiej żyło, coraz bardziej będzie zbliżona do Zachodu. Od pewnego czasu zarobione pieniądze inwestowałem w Polsce, więc powrót z Włoch był naturalnym ruchem, popartym wcześniejszymi przygotowaniami – podkreśla Koźmiński.

Pomysł na mnożenie kapitału miał prosty: kupowanie gruntów, głównie w atrakcyjnym miejscu, uzyskanie pozwolenia na budowę i rozpoczęcie wspólnego biznesu z bankiem lub funduszem, a także dalsza sprzedaż nieruchomości. Na początku swej działalności m.in. przekształcał dworce autobusowe w centra handlowe; pierwszym była galeria „Dekada” w Myślenicach. Swoją działalność określa jako „inwestowanie pieniędzy w materię trwałą, czyli w szeroko rozumiany rynek nieruchomości w Polsce”.

- Budujemy mieszkania, biura, obiekty handlowe. Posiadamy je i wynajmujemy. Prowadziliśmy też działalność za granicą, ale zakończyliśmy ją z racji tego, że tutaj na razie bardziej się opłaca inwestować, jesteśmy na miejscu, jest nam łatwiej. Inwestuję między innymi w Małopolsce – zaznacza Koźmiński.

Przyznaje, że dobrze się czuje w roli zabieganego biznesmena: - Ja po prostu lubię takie życie w biegu. Zaczynam pracę wcześnie rano, kończę późno. Jest to takie technokratyczne podejście do pracy, od godziny do godziny. Lubię taki ostry kierat. A potem wolne i spędzanie czasu w taki sposób, w jaki mi się chce. A że muszę się przemieszczać, podróże trochę czasu mi zabierają. Żeby wszystko pogodzić, trzeba to umieć poukładać. Mnie się udaje.

Sejm przegłosował Tarczę 2.0, więc Koźmiński nadal będzie pełnić funkcję wiceprezesa PZPN. Pałeczkę po Bońku, jeśli wygra wybory, będzie mógł przejąć dopiero w przyszłym roku.

Dwie najlepsze piłkarskie jedenastki w 70-letniej historii H...

TOP 34 trenerów z najdłuższym stażem od ekstraklasy do III l...

Unikalne zdjęcia z dzieciństwa sióstr Agnieszki i Urszuli Ra...

Mecze piłkarzy Garbarni (z lewej) i Hutnika w XXI wieku dostarczały kibicom dużo wrażeń

Garbarnia - Hutnik. W sobotę derby Krakowa. Oto wszystkie li...

Piękna sędzia piłkarska z Krakowa Karolina Bojar, którą zach...

Nie możecie doczekać się na powrót na stadiony, by móc dopingować swoich ulubieńców podczas piłkarskich meczów? One też chciałyby wrócić na trybuny! Na razie trzymają kciuki przed telewizorem! Zobaczcie najładniejsze dziewczyny, które kibicują krakowskim klubom: Cracovii, Wiśle, Garbarni, Hutnikowi. ZOBACZCIE ZDJĘCIA >>>Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE

Najpiękniejsze fanki na trybunach krakowskich stadionów w os...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Marek Koźmiński. Przed laty świetny piłkarz, dziś szanowany biznesmen i działacz w drodze po władzę w PZPN [sylwetka] - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski