Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Andrejczyk: Podjęłam walkę o igrzyska i czuję się sobą. A nie osobą zagubioną, która nie wie nawet, w którą stronę ma krzyczeć

Adam Godlewski
Adam Godlewski
- Nie zapominam, że trening mentalny to jest fundament tego, że jestem teraz w stanie normalnie funkcjonować, że podjęłam walkę o igrzyska i że czuję się coraz bardziej sobą - mówi szczerze Maria Andrejczyk
- Nie zapominam, że trening mentalny to jest fundament tego, że jestem teraz w stanie normalnie funkcjonować, że podjęłam walkę o igrzyska i że czuję się coraz bardziej sobą - mówi szczerze Maria Andrejczyk Pawel Relikowski / Polska Press
Lekkoatletyka. Wicemistrzyni olimpijska w rzucie oszczepem z Tokio, Maria Andrejczyk, po fińskim rozdziale w karierze kurs na Paryż obrała przez Białystok. W minionych miesiącach zrobiła wiele w kontekście zdrowia, naprawiła mental, a teraz nastawia się, że wkrótce wciągnie ją świat… romansów. I deklaruje: - Na pewno nie zapomnę, że ja też mam swoją piękną historię do napisania!

Jak twoje zdrowie?
Zdrowie zawsze jest najważniejsze! W ostatnich miesiącach zrobiłam naprawdę bardzo, bardzo dużo w kontekście mojego zdrowia. I teraz idę do przodu!

Jesteś już po pierwszych zgrupowaniach przygotowawczych do przyszłego sezonu?
Właśnie jestem w trakcie szykowania się na kolejny trening, na pierwszym zgrupowaniu w Szczyrku. Kolejne będzie w Cetniewie, po 2-tygodniowej przerwie. Zatem bardzo aktywnie, bardzo intensywnie spędzam obecnie czas, ale też bardzo mi właśnie tego brakowało. Tego, to znaczy fajnego rytmu, do którego mój organizm był przyzwyczajony,

Czy o mijającym roku, ze względów sportowych, chciałabyś jak najszybciej zapomnieć?
Zapomnieć właśnie bym nie chciała, bo odebrałam ogromną porcję nauki. Ze sportowego, wynikowego punktu widzenia to była kompletna porażka, mam tego świadomość, ale był to też okres bogaty we wnioski. Pod względem treningowym nie straciłam absolutnie nic. Naprawdę bardzo ciężko pracowałam, po prostu ten trening nie był dla mnie, ale tak wiele wydarzyło się w moim życiu, na niwie sportowej, jak również prywatnej, że mogę tylko i wyłącznie wyciągać z tego lekcję. I naprawdę zamierzam to zrobić, a w zasadzie to już zrobiłam, w sposób konstruktywny; a nie zamknąć się w pokoju i płakać. To był rok, po którym jestem bardziej doświadczona i życiowo mądrzejsza.

Zapytałem o tę kwestię, bo pamiętam jeden z udzielonych latem wywiadów, w którym powiedziałaś, że czułaś się wypalona i miałaś z tyłu głowy, że może by nawet pożegnać się z oszczepem...
Ktoś chyba zmanipulował tę moją wypowiedź, albo tylko wyrwał z kontekstu, bo choć różne myśli się pojawiały, to z całą pewnością nie w kontekście zakończenia kariery. Sądzę, że każdy z nas, nieważne, czym się w życiu zajmuje, dochodzi czasem do momentu, w którym zderza się ze ścianą, przy której deprecjonujemy wszystko, co osiągnęliśmy. W minionym sezonie miałam takie zderzenia, ale dobrze wiem, że sport, który uprawiam jest moją pasją. I to największą na świecie! Chcę rzucać i zrobię wszystko, żeby wrócić do czołówki tej dyscypliny na długie, piękne lata. Wykonałam bardzo dużo pracy mentalnej, naprawdę ogrom i dzięki temu udało mi się pozbierać. Teraz cały fokus jest już na przyszłorocznym sezonie, którego kulminacją będą igrzyska w Paryżu.

Wspomniany ogrom pracy mentalnej był pod kierunkiem specjalisty, czyli psychologa?
No, między innymi; teraz mam takie dwie osoby, dwóch specjalistów właśnie z tego zakresu, z którymi współpracuję. Po prostu potrzebowałam nowych ustawień mentalnych. Bo też nie ma co ukrywać, że na wysokim poziomie sportowym to mental gra główną rolę. Jeżeli odpowiednio nie zadbamy o swoje zdrowie psychiczne, to w końcu życie wystawi nam rachunek. Za wszystkie ewentualne zaniedbania, niezależnie od fachu, który wybraliśmy.

Głód walki, chęć pracy jest wyczuwalna w twoim głosie. To budujące, bo jako wicemistrzyni olimpijska mogłabyś już poczuć się sportsmenką spełnioną...
Coś podobnego usłyszałam po igrzyskach w Rio, gdzie zajęłam czwarte miejsce. Od jednej z osób ze związku: – Marysia, możesz skończyć karierę choćby jutro, bo już osiągnęłaś tyle, ile niewielu jest w stanie... Myślałam, że mam problem ze słuchem. Naprawdę tak nisko cenimy siebie, że będziemy zadawalać się czwartym miejscem?! Ja wiedziałam, że chcę jeszcze więcej! I nadal chcę! Moja kariera absolutnie mnie nie rozpieszcza, wiele wojen musiałam stoczyć, żeby w ogóle jakkolwiek nadal funkcjonować w sporcie. Ale też dzięki tym potyczkom rozumiem, jak bardzo jestem oddana temu, co robię. I z pewnością nie będę się poddawać. Bo przyjemność w życiu daje mi przede wszystkim sport.

Doskonale pamiętam to twoje rozczarowanie z Brazylii, którego nawet nie starałaś się ukryć po czwartym miejscu. Rozumiem, że zapał do pracy i rywalizacji – mimo upływu lat – nie osłabł?
Jak najbardziej – nadal chce mi się chcieć! Zresztą, gdy jest się tak blisko wielu rzeczy, wielu wyników, których ja byłam w poprzednim sezonie olimpijskim – a dobrze wiem, że mogło być jeszcze piękniej – to nakręca to do pracy. Na równie piękne chwile będę pracować bardzo ciężko. Po to, żeby w pełni ich posmakować.

Plan przygotowań do Paryża masz już przygotowany w najdrobniejszych detalach?
Trudno mówić o detalach, bo jak dobrze wiemy, sport jest nieprzewidywalny i czasem lepiej odpukać w niemalowane niż przyzwyczajać się do konkretnych terminów. Oczywiście, mamy z trenerem Czarkiem Wojną bardzo fajny zarys. A najważniejsze jest to, że jego wizja rzucania zgrywa się z moją, że mamy niemal identyczne postrzeganie oszczepu. Jestem doświadczoną zawodniczką, trener też był kiedyś oszczepnikiem, więc odbiera wiele rzeczy podobnie. Niesamowicie profesjonalnie podszedł do tematu trenowania mnie, dotychczas mogę tylko śpiewać peany, bo współpraca wygląda bardzo fajnie. Oczywiście to jest sam początek, ale fajnie – kurczę, naprawdę cieszę się! – że trafiłam na takiego człowieka.

I rozumiem, że nie ma w tym grama przypadku, że podjęliście współpracę?
O trenerze Czarku myślałam już w tamtym roku, gdy rozstawałam się z trenerem Karolem Sikorskim. Okazało się jednak, że moment był bardzo gorący, a warunki – bardzo niesprzyjające. Dlatego postawiłam na inny wariant. Po 1,5 roku spędzonym na zajęciach w Finlandii wiedziałam już jednak, że to nie jest mój trening, że to nie jest moje miejsce. Pomimo że ludzie fantastyczni, trener super i rewelacyjnie mi się tam pracowało. Bo nie zgrywało się to z tym, co prezentowałam na rzutni – ani zdrowotnie – więc trzeba było podjąć kolejną... męską decyzję. Trenerek Czarek potrzebował troszeczkę czasu, żeby podjąć tę decyzję i określić się, czy w ogóle będzie w stanie podjąć się takich obowiązków.

Przeprowadziłaś się już do Białegostoku?
Tak, ale w tym momencie muszę sprostować, że nigdy nie przeprowadzałam się do Finlandii, bo rozumiem, że do tego także zmierzało pytanie. Ok, latałam tam bardzo często, i na lotnisku w Helsinkach już właściwie byłam stałą bywalczynią, ale to były pobyty na zgrupowaniach i konsultacjach, a nie stałe zamieszkanie. Natomiast teraz – przeprowadziłam się do Białegostoku, gdzie mieszkam od października. Mam tam najbliższych przyjaciół, swoją chrześnicę, no i zaplecze treningowe. Miasto jest bardzo fajne do życia, sprzyjające do uprawiania sportu.

Jesteś tak pogodnie usposobionym człowiekiem, czy rzeczywiście u trenera Petteriego Piironena wszystko było takie super i tylko wyniki się nie zgadzały?
O każdej osobie mogę powiedzieć i dobre, i złe rzeczy. Pomimo że, chociażby przy rozstaniu z poprzednim szkoleniowcem zostało na mnie wylane wiadro pomyj, ja nie powiedziałam absolutnie nic. Nie broniłam swojego dobrego imienia, nie roztrząsałam, jak wyglądało nasze rozstanie, bo nie jestem osobą, która będzie wytykać błędy innych i prywatne kwestie prać publicznie. A jeżeli chodzi o trenera Piironena, to wiem, że przyjął mnie z otwartymi ramionami i bardzo chciał mi pomóc. To jest naprawdę bardzo dobry człowiek. Na treningach oszczep latał mi pod minimum olimpijskie, jednak na zawodach nie byłam w stanie tego powtórzyć. Co było kwestią złożoną, wpływ miało kilku aspektów, nad którymi zaczęłam po prostu pracować intensywniej. Z trenerem Petterim stwierdziliśmy, że niestety – czegokolwiek by mi nie dawał, to już się nie przekładało na wynik. To nie był ten plan. Mój organizm po tylu latach jest przyzwyczajony do innego typu ćwiczeń, do innego systemu i nie dało się przeforsować tak diametralnej zmiany.

Czyli zastosowane zostały po prostu nie te bodźce?
Myślę, że wiele z nich było bardzo trafionych, ale jeden z takich głównych – nie. A mówiąc wprost: było za dużo siły. Fiński szkoleniowiec bardzo wierzył w tę siłę i właśnie tu – w miarę upływu czasu – nasze drogi się rozjeżdżały. Pomimo wielu dyskusji i zmian – zrobiło się troszeczkę za późno. Zwłaszcza że okazało się, iż mój układ nerwowy nie wytrzymuje, a zajechany mam także układ hormonalny. Szczęśliwie, nie miałam żadnych kontuzji, bo akurat z barkiem i ogólnie fizycznie wszystko fajnie funkcjonowało. Można nawet powiedzieć, że pod tym kątem trener Piironen mnie naprawił... Nie było jednak wyników, dlatego rozstaliśmy się z trenerem, ale bardzo fajnie, w przyjacielskich warunkach. Myślę, że z przyjemnością jeszcze kiedyś odwiedzę w Finlandii cały zespół szkoleniowy, bo to naprawdę świetni ludzie.

W takich momentach, gdy bierze się zakręty w karierze, szczególnie docenia się rolę sponsora?
Myślę, że tak. Czy było dobrze, czy było źle – mój główny sponsor, ORLEN, który właściwie jest moim pierwszym dużym sponsorem, i jest ze mną najdłużej, bo rok po Igrzyskach Olimpijskich w Rio rozpoczęliśmy tę współpracę, nieustannie był ze mną. To jest niesamowicie ważne, bo nie ma co ukrywać, że gdy tak dużo jeździłam do Finlandii, tam się leczyłam, bądź kontrolowałam swoje zdrowie, to za wszystko musiałam pokrywać z własnej kieszeni. A że jest to strefa euro i inflacja też mocno Finów dotknęła, więc koszty naprawdę były ogromne. I gdyby nie mój główny sponsor, to nie byłabym w stanie tego udźwignąć. Kwestie finansowe to jedno, ale równie ważna jest świadomość, że są ze mną przez tyle lat, wierzą w mój rozwój, w moją karierę, i że pomimo tylu różnych problemów zdrowotnych nadal ufają, że mogę osiągnąć bardzo dużo. To też jest taka bardzo fajna mentalna podpora, dla każdego zawodnika.

Jakie odległości będą dawały podium w Paryżu?
Wystarczy sięgnąć do Wikipedii i zobaczyć jakie rezultaty przekładały się na medale na minionych igrzyskach – w Tokio, w Rio, czy jeszcze wcześniej w Londynie. Tradycyjnie, dziewczyny są w fantastycznej formie w trakcie sezonu olimpijskiego, a te odległości zawsze zazwyczaj są bardzo podobne. Myślę, że trzeba będzie rzucić między 65 a 67 metrów. Muszę zatem mierzyć w takie odległości. I wierzę, że mój oszczep będzie szybował tak daleko. Zresztą, gdybym miała inne nastawienie, w ogóle bym nie rozpoczynała przygotowań.

Zakładasz sobie, kiedy osiągniesz minimum uprawniające do startu w Paryżu?
Absolutnie nie myślę o takich rzeczach! Teraz skupiam się na wyprostowaniu organizmu pod kątem regeneracji układu nerwowego. Psychika już lepiej funkcjonuje, przysadka mózgowa już nie kręci mi takiej makareny jak wcześniej. A miałam naprawdę głęboką depresję przez parę dobrych miesięcy. Na szczęście – teraz już wszystko fajnie się normuje, po prostu czuję się sobą sprzed paru lat. Dla mnie te kwestie są w tym momencie ważniejsze niż ustalenie, że powiedzmy do połowy maja rzucę minimum olimpijskie. Bo to sprawiłoby, że odczuwałabym dodatkową presję, którą sama na siebie bym nałożyła, i bardziej bym się spinała. Dlatego uważam, że to zupełnie niepotrzebne. Akurat ja wierzę w swoje możliwości. I wiem, że mogę rzucać bardzo daleko. Jedyne czego potrzebuję, to spokojnego, dobrze dobranego treningu.

Słyszę, że jesteś wyjątkowo zdeterminowana. A jak wyluzowujesz się po treningach? Przy muzyce i lekturze?
Dobrze trafiłeś - i muzyka i literatura – ja generalnie uwielbiam sztukę. Bo to jest coś, co mnie relaksuje. Oczywiście, nie zapominam, że mam fantastyczną rodzinę, cudowną przyjaciółkę, kochaną chrześnicę – to są osoby, dzięki którym zapominam na chwilę o sporcie, który nieraz rozdzierał mi serce. Przy nich także mogę się zrelaksować, otworzyć i po prostu poczuć się normalną, młodą kobietą. Uwielbiam także zwierzęta, przede wszystkim te w domu rodzinnym. Najlepsze momenty to te, kiedy wracasz i rzuca się na ciebie 80 kilogramowy pies, który kocha cię najbardziej na świecie. I jednocześnie myśli, że jest malutkim szczeniaczkiem i że weźmiesz go na ręce... Nie zapominam przy okazji, że trening mentalny to jest fundament tego, że jestem teraz w stanie normalnie funkcjonować, że podjęłam walkę o igrzyska i że czuję się coraz bardziej sobą. A nie osobą zagubioną, która nie wie nawet, w którą stronę ma krzyczeć.

Co teraz czytasz?
Należą akurat do takich osób, które czytają kilka pozycji jednocześnie. Teraz mam ze sobą na zgrupowaniu książkę „Neurohacking” Karola Wyszomirskiego i „Nic mnie nie złamie” Davida Gogginsa. I jeszcze ze dwie takie, które pomagają podnosić psychę. Myślę jednak, że im głębiej będziemy wchodzić w ciężki sezon przygotowawczy, to tym bardziej będę potrzebowała jakichś... romansów. Czyli opowieści wprowadzających w zupełnie inny, fikcyjny świat, żeby choć na chwilę zapomnieć o reżimie treningowym. Na pewno jednak nie zapomnę, że ja też mam swoją piękną historię do napisania!

Rozmawiał Adam Godlewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski