Mariupol się broni. Rosja po raz pierwszy użyła bombowców dalekiego zasięgu, by złamać opór

Ukraińskim oddziałom nie udało się przerwać pierścienia wojsk rosyjskich, które otaczają Mariupol nad Morzem Azowskim. Obrońcy nie dostali wsparcia, są zdani tylko na siebie.

Najcięższe walki koncentrują się teraz w rejonie opuszczonej huty. Pod zniszczonymi konstrukcjami jest system podziemnych tuneli. To ostatni bastion obrońców. Jeśli zabraknie im broni będą musieli się poddać. W przeciwnym razie nie załamią się.

Mariupol jest świadkiem najcięższych walk tej wojny. Przed inwazją miasto zamieszkiwało 400 tys. ludzi, a po siedmiu tygodniach oblężenia i bombardowania zostało obrócone w gruzy.

- Tysiące cywilów zginęło, a dziesiątki tysięcy wciąż są uwięzione w mieście. Sytuacja w Mariupolu jest bardzo trudna. Rosjanie bez przerwy ściągają posiłki. Ale jak na razie nie udało się im całkowicie opanować miasta – powiedział rzecznik ukraińskiego resortu obrony Ołeksandr Motuzjanyk.

Wspomniał również, że po raz pierwszy od wybuchu wojny 24 lutego Rosja użyła bombowców dalekiego zasięgu, by zaatakować Mariupol. Rosjanie liczą, ze najcięższe bomby będą w stanie złamać opór walecznych obrońców.

W wielu opanowanych przez wroga dzielnicach trwa akcja wykopywania ciał zabitych przez rosyjskich żołnierzy. Zabierane są one w nieznane miejsca, gdzie, jak twierdzą Ukraińcy, pali się je w mobilnych krematoriach. W ten Rosjanie niszczą ślady swoich zbrodni.