Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Czerkawski: Jestem mistrzem wśród celebrytów

red.
Fot. Michał Klag
Fot. Michał Klag
Uważanego za najlepszego gracza w historii polskiego hokeja, byłego zawodnika klubów NHL Mariusza Czerkawskiego, spotkaliśmy na polu golfowym w Paczółtowicach koło Krzeszowic, gdzie w minioną sobotę uczestniczył, m.in. z byłym bramkarzem Realu Madryt Jerzym Dudkiem, w turnieju Deutsche Bank BMW Group Pro-Am Tour - największej serii turniejów golfowych w Polsce, w które startują i zawodowcy, i amatorzy. 41-letni Czerkawski zajął 28. miejsce na 116 startujących.

Fot. Michał Klag

ROZMOWA. Z MARIUSZEM CZERKAWSKIM, który opowiada nam o swej przygodzie z golfem, szóstym serialu, w którym zagra, dlaczego nie chce być bohaterem "Tańca z gwiazdami", jak poznał swą przyszłą żonę i kim chce być w polskim hokeju

Kiedy i jak zaczęła się Pana przygoda z golfem?

- Już na początku lat 90., kiedy jeszcze grałem w hokeja w Szwecji, byłem z kolegami na polu golfowym, ale ten sport w ogóle mnie nie zainteresował. Podobnie było w Kanadzie i USA, gdzie golf jest bardzo dobrze rozwinięty. W Kanadzie jest najwięcej pól golfowych na świecie - prawie dwa i pół tysiąca. Z kolei w Szwecji gra najwięcej procentowo ludzi. Pod Sztokholmem jest aż 40 pół golfowych. Mówiłem znajomym, że golfem zajmę się na emeryturze i... dotrzymałem słowa. Namówił mnie do tego w 2009 roku kolega, Andrzej Miętus z magazynu "Golfmania". Był maj i czerwiec, ładna pogoda, miałem więcej czasu. Zacząłem się uczyć grać i powoli coraz bardziej mi się to podobało. Aby zagrać w tenisa musiałem szukać partnera, a w golfa mogłem sam ćwiczyć.

- Tenis to była druga sportowa miłość po hokeju?

- Tak, miałem 19 lat, gdy zacząłem w niego grać. Trwało to 20 lat. Były różne turnieje, puchary, zwycięstwa. Teraz gram raz w miesiącu. Jak przyjdzie jesień i zima, to pewnie będę częściej grał. Z kolei na lód wychodzę trzy-cztery razy w roku przy okazji imprez charytatywnych. Teraz moją dyscypliną numer jeden jest golf. Jeżdżę na różne turnieje. W tym tygodniu (rozmowa się odbyła w minioną sobotę - przyp. J.F) grałem aż pięć razy. Sezon w Polsce trwa od marca aż do chwili, kiedy spadnie śnieg. Jeden z moich kolegów powiedział, że nie martwi się, iż zabraknie mu pół golfowych do zwiedzenia, bo jest ich tyle, że wystarczy mu to do końca życia. Ja próbuję zaszczepić w kolegach chęć gry w golfa.

- Jest Pan zadowolony z prezentowanych umiejętności golfowych?

- Jak się za coś biorę, to chcę to już robić w miarę dobrze. Dostaję pochwały za to, że w ciągu dwóch lat poczyniłem spore postępy i rywalizuję z tymi, którzy grają dłużej ode mnie. Pewnie trochę mi pomaga fakt, że grałem w hokeja, mam dobrą koordynację ruchową, wyczucie w rękach. Ktoś mi mówił, że najłatwiej w golfa gra się byłym baseballistom, hokeistom i tenisistom.

- Jakimi sukcesami golfowymi może się Pan już pochwalić?

- W ubiegłym roku wygrałem World Golfers Poland Championship 2010 w kategorii celebrities i wywalczyłem awans do ekipy Diners Club Polska, która grała w turnieju Pro-Am Classic na Mauritiusie. Zająłem tam piąte miejsce indywidualnie i piąte drużynowo. W ekipie był zawodowiec i trzech amatorów, w tym jeden celebryta. A rywali w kraju wśród celebrytów jest dużo: Mateusz Kusznierewicz, Piotr Gąsowski, Andrzej Strzelecki, Krzysztof Materna, Robert Rozmus, członkowie kabaretu "Ani Mru-Mru"... W tym roku zwycięzcy World Golfers Championship Poland wystąpią w światowym turnieju w RPA, gdzie nigdy nie byłem. Finał krajowych eliminacji odbędzie się pod koniec sierpnia w Binowo Park w Szczecinie. Najlepsi w rywalizacji Diners Club Trophy znowu zagrają na Mauritiusie. W tym roku uhonorowano mnie dyplomem "Polishgolf awards" w kategorii Improvement of the Year. Wyróżnienie to dostałem wraz byłym ministrem skarbu Jackiem Sochą.
- Gra Pan w hokeja, tenisa, golfa i... serialach telewizyjnych. Wystąpił Pan w pięciu serialach: "Twarzą w twarz", "Lokatorzy", "Tylko miłość", "Niania" i "Święta wojna". Którą rolę wspomina Pan jakoś szczególnie?

- W "Twarzą w twarz" gram męża mecenas Anity Sieńczuk (w tej roli występuje Agnieszka Wagner, prywatnie żona byłego rzecznika prasowego i dyrektora ds. bezpieczeństwa na stadionie Wisły Kraków Jerzego Jurczyńskiego - przyp. JF). To ważna postać. Grałem w ośmiu odcinkach. Goniąc przestępców, zostałem zastrzelony przez swego najlepszego przyjaciela, bo był zakochany w mojej żonie. W "Tylko miłość" grałem rolę Ksawerego Konieckiego (znajomego Adama - gra go Andrzej Nejman - który wrócił do kraju z USA, jest właścicielem klubu sportowego, kortów tenisowych oraz pola golfowego w Warszawie - przyp. J.F.). W pozostałych serialach występowałem gościnnie, grałem zwykle samego siebie, na przykład w "Niani" mężczyznę w kawiarni.

- Występy w serialach to dla Pana...

- Przygoda, zabawa. Nie wiążę z tym jednak żadnych planów. Mogę zagrać jeszcze wiele razy, ale mogę już ani razu nie wystąpić na planie. Zdradzę, że zagram w jednym odcinku polskiej wersji serialu "Wszyscy kochają Raymonda". Stacja TVN kupiła licencję amerykańskiego sitcomu (serial zdobył 14 nagród Gemmy; opowiada historię dziennikarza sportowego - przyp. J.F.). Serial ma być pokazywany od jesieni.

- Mógł Pan pokazać się nie tylko na planie filmowym, ale i w "Tańcu z gwiazdami". Dlaczego nie zdecydował się Pan na to?

- Za każdym razem organizatorzy "Tańca z gwiazdami" proponowali mi występ, ale ja ciągle tłumaczyłem, że nie mam czasu, bo gram w hokeja. Od dwóch lat już nie gram, więc już tak się nie mogłem tłumaczyć. Nie zamierzam skorzystać z tego zaproszenia, nie chcę, żeby w ten sposób rosła moja popularność. Ale miło, że o mnie pamiętano.

- Komentował Pan mecze hokejowe w TVP, TVP Sport i Polsat Sport. To już rozdział zamknięty?

- Nie. Będę kontynuował współpracę z TVP. Wiem, że przez trzy lata będzie mieć prawa do mistrzowskich meczów. Lubię być blisko lodowiska, żyć tym, co się na nim dzieje. Bardzo mile wspominam pracę komentatorską podczas igrzysk olimpijskich w Vancouver.

- 23 stycznia 2009 roku otrzymał Pan tytuł Honorowego Obywatela Miasta Tychy. Dwa dni później rozegrał Pan swój ostatni oficjalny mecz. Jak Pan wspomina rozstanie z hokejem?

- Bardzo mile wspominam ten mecz. Zacząłem karierę hokejową w Tychach i tam też ją zakończyłem - przy pełnej widowni, w obecności najwyższych władz miasta i moich przyjaciół.

- Czym się Pan teraz na co dzień zajmuje? Przez wiele lat prowadził Pan ze wspólnikami kluby Gymnasion - największą sieć fitness klubów w Polsce, która jednak ogłosiła upadłość.

- Działam w biznesie. Mam udział w różnych projektach. Kiedy podczas sobotniego turnieju powiedziałem, że z golfa trudno byłoby mi wyżyć, zawodowy instruktor golfa, z którym byłem w grupie, słusznie zauważył, że trenuję go dopiero dwa lata, a po dwóch latach gry w hokeja też nie mogłem z niego wyżyć.
- Wspomniał Pan o serialowej żonie, a ja zapytam o Pana prawdziwą żonę. Podobno Emilię Raszyńską (pochodząca ze Szczytna wicemiss Polonia 1999 - przyp. J.F.) poznał Pan w nietypowych okolicznościach?

- Tak. Mój przyjaciel obchodził 50. urodziny, na których w Łazienkach Królewskich w Warszawie był prezydent Kwaśniewski i jego żona. Było więc dużo dżentelmenów w garniturach, wszystkiego pilnujących. Ja też byłem w garniturze. Nie znałem zbyt dużo ludzi i często rozmawiałem przez telefon. Kiedy chciałem wyjść, dziewczyna, która zapraszała gości do wejścia, zwróciła mi uwagę, że za chwilę życzenia będzie składać pani prezydentowa. Bardzo mi się spodobała. Ona nie skojarzyła, kim jestem. Pochodzi z Mazur, a tam hokej nie jest popularny. Próbowałem zdobyć jej telefon, ale nie chciała mi go dać. W końcu powiedziała, że mi go da, ale nie mogłem go nigdzie zapisać, tylko musiałem zapamiętać. Zapamiętałem, bo... był podobny do numeru, jaki miałem w Szwajcarii.

- W 2007 roku został Pan jej mężem, a dwa lata później szczęśliwym ojcem. Syn także będzie hokeistą?

- Mam nadzieję, że będzie. Iwo ma dopiero dwa latka. Ja w hokeja zacząłem grać, gdy byłem w drugiej klasie szkoły podstawowej. Grałem też w piłkę, ale zawsze chciałem być zawodowym hokeistą.

- Był Pan przez pewien czas doradcą prezesa Polskiego Związku Hokeja na Lodzie Zdzisława Ignielewicza i konsultantem selekcjonera kadry narodowej Petera Ekrotha. Nie trwało to jednak długo.

- Mieliśmy fajną grupę, ale po roku to się skończyło. Prezes zmienił trenera, ja się czułem tym zawiedziony. Darzę sympatią obecnego selekcjonera Wiktora Pysza, ale nie patrzę na hokej jak on. Miałem świetnego trenera, który chciał pracować z naszą kadrą... za darmo. Rozumie pan - za darmo! To Szwed Morgan Samuelson, który był moim trenerem, gdy grałem w Szwajcarii w Rapperswil-Jona Lakers. To on właśnie polecił Ekrotha. Był ekspertem w szwedzkiej telewizji. Chciał pracować z polską kadrą, ale prezes Ignielewicz powiedział, że obiecał pracę Pyszowi.

- Widzi się Pan w przyszłości w jakiejś roli w polskim hokeju?

- Na pewno wrócę do hokeja, bo przyjdą inne czasy. Nie marzę o pracy trenerskiej, bo się do tego nie nadaję. Widzę siebie w roli doradcy, menedżera pracującego przy reprezentacji, który potrafi pewne rzeczy "sprzedać", zadbać o kontakty między trenerem a zawodnikami. Na razie razem z dwoma kanadyjskimi trenerami pod koniec lipca będziemy robić hokejowy camp w Tychach. Będzie w nim uczestniczył także Dariusz Wieczorek, były bramkarz reprezentacji i GKS Tychy, który teraz trenuje bramkarzy w szwajcarskim klubie.

Rozmawiał Jerzy Filipiuk

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski