Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marta Guzowska: W archeologii nie ma miejsca dla mimoz. Tutaj karierę robią silne baby

Aleksandra Suława
Aleksandra Suława
Marta Guzowska (ur. 1967), pisarka, archeolożka, doktor nauk humanistycznych. W świecie literackim zadebiutowała w 2012 roku „Ofiarą Polikseny”. Stworzyła dwie serie kryminalne, jedną poświęconą antropologowi Mario Yblowi, drugą archeolożce Simonie Brenner. Do tej ostatniej należy jej najnowsza książka „Reguła nr 1” (wyd. Marginesy).
Marta Guzowska (ur. 1967), pisarka, archeolożka, doktor nauk humanistycznych. W świecie literackim zadebiutowała w 2012 roku „Ofiarą Polikseny”. Stworzyła dwie serie kryminalne, jedną poświęconą antropologowi Mario Yblowi, drugą archeolożce Simonie Brenner. Do tej ostatniej należy jej najnowsza książka „Reguła nr 1” (wyd. Marginesy). Wojciech Rudzki
Płakaliśmy, kiedy patrzyliśmy na rozkradane i wysadzane w powietrze zabytki Mosulu i Palmyry - mówi Marta Guzowska, pisarka i archeolożka.

- Chciałabym mieć w domu antyczną wazę. Co powinnam zrobić?

- Po taki zabytek spokojnie można udać się do domu aukcyjnego. Po wykopaliskach prowadzonych na masową skalę w XIX w. ceramiki na białym rynku wciąż jest dużo. Za to biżuterię czy rzeźby łatwiej znaleźć na e-Bayu albo innej platformie sprzedażowej. Wystarczy kliknąć. Potem trzeba tylko liczyć na to, że policja nie zainteresuje się transakcją albo że nie wykończą nas wyrzuty sumienia. Mnie by wykończyły.

- Dużo jest w internecie takich rarytasów?

- Po wojnie w Iraku portale aukcyjne zostały zalane antykami, których ceny zaczynały się od kilkunastu dolarów. Za tyle można było kupić np. cylindryczną pieczęć ze starożytnego Babilonu. Teraz takich obiektów w internecie jest mniej. Mam wrażenie, że główny rabuś naszych czasów - Państwo Islamskie, znalazło sobie podziemne kanały dystrybucji.

- Ponoć to ich drugie źródło dochodów, zaraz po handlu ropą.

- Dla mnie to trudny temat. Może to patetycznie zabrzmi, ale archeolodzy płakali, kiedy patrzyli na rozkradane i wysadzane w powietrze zabytki Mosulu i Palmyry. Kiedy człowiek pomyśli, że latami odtwarza dzieje cywilizacji z maleńkich, wydartych ziemi fragmentów, a nagle przychodzi jakiś wariat i wysadza w powietrze antyczną świątynię, to trudno zachować spokój. Gdyby te zniszczenia były skutkiem ubocznym wojennych działań, może jeszcze potrafiłabym je zrozumieć, ale w tym przypadku rujnowanie dziedzictwa jest celem samym w sobie. Jednak ten efektowny wandalizm, który można oglądać na YouTubie, to wierzchołek góry lodowej. Jej pozostałe części znajduje się właśnie na internetowych aukcjach.

- ONZ określiła te działania mianem zbrodni wojennej.

- Trafnie. Chociaż ja powiedziałabym zbrodnia przeciwko ludzkości. Jeśli komuś daleka Palmyra nie przemawia do wyobraźni, to proszę sobie wyobrazić, że ktoś wysadza lub rozkrada Luwr. Dla kultury i historii to taka sama strata.

- Po co łamać prawo, jeśli można kupować legalnie?

- Na legalnych aukcjach można znaleźć zabytki, które zostały wykopane, zanim wprowadzono restrykcyjne przepisy, w myśl których sto procent rzeczy znalezionych na wykopaliskach trafia do muzeów w kraju ich znalezienia. Jeszcze przed drugą wojną światową tak nie było. Wtedy ekipa wykopaliskowa i muzea w danym kraju dzieliły się odkryciami. I również przez te przepisy w legalnym obiegu znajduje się ograniczona liczba dobrze znanych legalnych albo dawno wypranych antyków. Kto chce mieć większy wybór, ten szuka na czarnym rynku. Często szukają też ci, którzy próbują zaoszczędzić. To tak jak z wyprzedażą. Załóżmy, że jest pani zamożną miłośniczką butów - teoretycznie stać cię na luksusową parę za tysiąc złotych, ale jeśli jest okazja kupić je z rabatem, to dlaczego nie skorzystać?

- Kto korzysta?

- Grupę trudno zdefiniować, więc powiem najprościej: ludzie bez moralności. Nielegalne poszukiwanie, odkopywanie i sprzedawanie zabytków to nic innego niż chuligaństwo. Nie chodzi nawet o kradzież samych zabytków, które po interwencji policji mogą w końcu trafić do muzeum czy na uniwersytet, ale o bezpowrotne niszczenie kontekstu, terenu, na którym znajdować się może jeszcze wiele innych cennych obiektów. I tu uwaga do wszystkich, którzy spacerują po polskich lasach z wykrywaczami metalu - tak, to taki sam wandalizm jak rozkopywanie greckich ruin.

- A jednak ciągnie nas do domorosłej archeologii. Pompeje podobno okradano już w XVI wieku

- I nie były to najwcześniejsze przypadki. Już faraonowie „kopali” wokół sfinksów zbudowanych przez przodków, a w średniowiecznych grobach można znaleźć starożytną biżuterię. Tyle że wtedy nikt nie nazywał tego kradzieżą, tylko zbieraniem pamiątek, a za uprawianie takiego hobby nie groziła żadna kara. Dzisiaj w każde wakacje można usłyszeć o turyście, który „wziął sobie tylko malutki kawałek” fresku czy skorupy, został zatrzymany na lotnisku i teraz czeka na spotkanie z adwokatem w tureckim, greckim czy włoskim więzieniu.

- Pani nigdy nie kusiło?

- Nie. Jeśli ktoś zostaje archeologiem, kończy studia, pisze wniosek o grant i wreszcie wyjeżdża na wymarzone wykopaliska, to naprawdę nigdy by sobie na to nie pozwolił.

- Tyle rzeczywistość. W swoich dwóch ostatnich książkach stworzyła Pani postać Simony Brenner - archeolożki złodziejki. Po co Pani taka bohaterka?

- Po tym, jak urodziłam dziecko, przestałam jeździć na wykopaliska i zajęłam się opracowywaniem materiału, który odkryli inni. Brakuje mi pracy w terenie, zapachu ziemi, ziół, pyłu, potu, zmęczenia. Simona więc była takim wentylem bezpieczeństwa, kimś, przez kogo mogłam do tego świata na chwilę wrócić.

- Czyli drugie życie.

- Ale nie alter ego. Jej dalekim pierwowzorem był Arsen Lupin, dżentelmen włamywacz, którego uwielbiałam w dzieciństwie. Ja wykreowałam damę, za dnia szanowaną specjalistkę od starożytnej biżuterii, a nocą przebiegłą, ale pełną wdzięku złodziejkę.

- Dużo jest w realnym, archeologicznym świecie takich Simon?

- Złodziejki żadnej nie znam…

- Pytam raczej o to, czy to sfeminizowany zawód?

- Wbrew pozorom - i kojarzeniem archeologii z machaniem łopatą, które wymaga siły fizycznej, dobrych archeolożek jest mnóstwo. Wszystkie mają twarde charaktery, mimoz wśród nas nie ma. Na przykład w Grecji istnieje ktoś taki jak efor - w uproszczeniu to odpowiednik naszego wojewódzkiego konserwatora zabytków. I tymi eforami z reguły są kobiety. To są takie silne baby, które trzęsą całym terenem, wydając pozwolenia na wykopaliska. Może dlatego tak dobrze im idzie, że praca na wykopie wymaga nie tyle siły, co wytrzymałości, a kobiety są odporniejsze od mężczyzn. My nie tylko potrafimy przetrwać kilka tygodni pracy w pełnym zdrowiu, ale też w pełni zmysłów, a na końcu jeszcze mieć cierpliwość, by wytłumaczyć coś studentom i praktykantom.

- Do swoich bohaterów też ma Pani cierpliwość. Tematy książek planuje Pani z kilkuletnim wyprzedzeniem. Taka praca według grafiku nie nudzi?

- Jestem człowiekiem wolno piszącym i wolno myślącym. Książka musi we mnie dojrzeć jak ciąża - dziewięć miesięcy i ani chwili krócej. To znaczy - można krócej, ale potem trzeba włożyć dziecko do inkubatora - którym w tym przypadku jest dobry redaktor. Dlatego jeśli mam pomysł i dwa lata czasu, to tym lepiej, bo coś sobie doszukam, coś dopiszę, coś wymyślę. Gdybym mogła, to chodziłabym w ciąży dwa lata, jak słonica. Ale o nienapisanych książkach nie lubię mówić.

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 22

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski