Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marta „Sarsa” Markiewicz: Moje piosenki mają ukryte, drugie dno

Rozmawiał Paweł Gzyl
Sarsa wyrusza niebawem w trasę koncertową „Pióropusze Tour”
Sarsa wyrusza niebawem w trasę koncertową „Pióropusze Tour” Fot. Universal Music Poland
Rozmowa z wokalistką, Martą „Sarsą” Markiewicz, o jej nowym albumie - „Pióropusze”

- Jak sukces, który odniósł Twój pierwszy album, zmienił Twoje relacje z branżą muzyczną?
- To jest trochę słabe, ale tak jesteśmy skonstruowani, że dopiero zewnętrzny sukces sprawia, że doceniamy kogoś. Tak było chyba też w moim przypadku. Sądzę, że niejedna osoba pomyślała po platynie dla „Zapomnij mi”: „No, faktycznie, to nie tylko śpiewanie pod prysznicem w łazience”. Sukces komercyjny zawsze jest wyznacznikiem pozycji rynkowej artysty. Ja jednak patrzę na każdego sercem: staram się dostrzegać błysk i talent nie tylko u tych, którzy są znani i popularni. Choćby u swoich fanów, bo są bardzo twórczy. Lubię wyszukiwać uzdolnione osoby i daję im różne zadania. Jedna z moich fanek, aktualnie moja przyjaciółka, stworzyła oprawę graficzną „Pióropuszy’.

- Czułaś na sobie presję powtórzenia sukcesu „Zapomnij mi”, pracując nad „Pióropuszami”?
- Jasne. Każdy mocuje się ze swymi ambicjami. Te wyścigi z samą sobą towarzyszą mi od dzieciństwa. Również teraz, kiedy przyszło mi tworzyć druga płytę, z tyłu głowy miałam sukces pierwszego albumu. Była to pewna presja - ale wir twórczy tak mnie wciągnął, że z czasem zapomniałam o tym wszystkim. Myślałam tylko, że chcę zaskoczyć fanów, nie chcę się powielić w warstwie muzycznej i tekstowej. Oczywiście mój głos pozostał zmanierowany, a mój styl - charakterystyczny, tak jak jednak zauważyłeś, sięgnęłam po zdecydowanie inne formy wyrazu.

- No właśnie: Twoje nowe piosenki są mocno elektroniczne. Skąd ten zwrot?
- Bardzo mi zależy, aby ludzie nie oceniali drugiego człowieka po pozorach - jak wygląda lub jakie stwarza pierwsze wrażenie. Tak jest ze mną: choć czeszę na głowie „rogi”, mam w sobie dobre odruchy i nawołuję do pozytywnych inicjatyw. Podobnie ma się rzecz z moją nową płytą, której tak naprawdę sama nie potrafię jednoznacznie zdefiniować.

- Większość piosenek uderza taneczną energią.
- Od początku staram się łączyć w swej twórczości różne gatunki. Bo generalnie muzyka powinna łączyć ludzi. Niestety: zazwyczaj jest na odwrót. Muzyka czy sport dzielą ludzi, a to jest głupie. Na nowym albumie wyciągam na wierzch różne te moje muzyczne doświadczenia i inspiracje, które towarzyszyły mi przez lata zanim stałam się Sarsą. To daje bardzo różnorodny repertuar. Bo przykładowo „Volta” to lekki i taneczny utwór, z kolei „Lećmy” czy „Oh Say” są nostalgiczne i liryczne. No i jest też hardkorowa „Furia” na końcu.

- Twoim znakiem rozpoznawczym są niekonwencjonalne wokale. Na nowej płycie pozwalasz sobie jeszcze w tej kwestii na więcej niż na debiucie. Co Cię pociąga w takich zabawach z głosem?
- Traktuję swój głos jako instrument. Zawsze z podziwem patrzyłam na moich kolegów instrumentalistów, którzy potrafią grać z prawdziwą wirtuozerią. I marzyło mi się też, aby tę ekspresję móc przenieść na moje struny głosowe. Dźwięki, które wydobywam ze swego gardła mają poruszać: raz bawić, a kiedy indziej denerwować. Taka chyba powinna być rola każdego artysty - aby być bodźcem dla odbiorcy.

- Tym razem pracowałaś nad płytą w Londynie. Tam jest inaczej niż w Polsce?
- Było inaczej. Ale nie mogę powiedzieć czy gorzej czy lepiej. Bo wszystko ma swoje plusy i minusy. Ja jestem dosyć wrażliwa na nowych ludzi - i tam w Londynie skupiłam się na pracy produkcyjnej ze Stevem Manowskim. Natomiast wokale pozostawiłam sobie do nagrywania w intymnych warunkach: w zaciszu mojej domowej szafy. Czułabym się nieswojo, gdyby ktoś kazał mi nagrywać w ekskluzywnym studiu. Wolę po domowemu: w szlafroku, w kapciach i z kawą w ręku.

- Sąsiedzi nie mają nic przeciwko temu?
- Mają. (śmiech) Ale rekompensuję potem im zakłócanie spokoju swoimi płytami oraz innymi rarytasami. Dlatego żyjemy w zgodzie.

- Twoje teksty są pokombinowane, aby pasowały do Twoich wokalnych akrobacji, wyłania się z nich jednak główny wątek - miłosne perturbacje.
- To się tylko tak może wydawać. Tam jest bowiem ukryte drugie dno. Choćby w piosence „Bronię się”. Opowiada ona o tym, że czasem przyciągamy w życiu różne osoby i sytuacje, które na pierwszy rzut oka nie pasują do naszego świata, natomiast jakaś siła sprawia, iż wywoływane przez nie na pozór złe wydarzenia, obracają się na naszą korzyść. Tak dzieje się w moim życiu. Oczywiście w kilku piosenkach jest też mowa o miłości - ale niekoniecznie piosenki te opowiadają o tym, co dzieje się u mnie aktualnie, często sięgam też do wspomnień ze swoich pierwszych doświadczeń.

- Masz poczucie, że wyższa siła prowadzi Cię w życiu?
- Tak. Zarówno w życiu zawodowym i prywatnym. Spotkało mnie tyle dziwnych sytuacji, że nie można powiedzieć o nich, iż są przypadkowe. Są zbyt wyjątkowe i ważne dla mnie. Trudno mi to opisać słowami. Ale wierzę, że Ktoś mądrzejszy ode mnie kieruje moim życiem, wiedząc co jest dla mnie dobre a co złe. Dlatego nie buntuję się przeciw temu, tylko biorę na klatę. Bo w finalnym bilansie okazuje się, że jestem szczęśliwym człowiekiem, któremu udało się spełnić piękne marzenia.

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie - odcinek 20

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski