Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marusarz szył mu kombinezony

Redakcja
W 1997 roku do szkoły podstawowej w małej wsi Skrzypne na Podhalu przyjechał bus z trenerem skoków narciarskich Józefem Jarząbkiem. Nikt nie przypuszczał wtedy, że jednym z młodych chłopców, którzy wręcz palili się do skakania na nartach, będzie przyszły mistrz świata juniorów Mateusz Rutkowski.

Mateusz Rutkowski - mistrz świata ze Skrzypnego

   W Skrzypnem (w połowie drogi z Nowego Targu do Zakopanego) mieszka ledwie kilkaset osób, ale jest coś, co łączy tę miejscowość z wielkimi skokami. W żadnym innym miejscu na Podhalu - nawet w o wiele większym Zakopanem - nie mieszka tylu Marusarzy, a wszyscy wiedzą, ile nasz słynny skoczek o tym nazwisku znaczył dla polskiego sportu. Dodatkowo zbieżność nazwisk z mistrzem sprzed lat wcale nie jest przypadkowa. To właśnie tu osiedliła się jedna z gałęzi rodu Stanisława Marusarza. Teraz w Skrzypnem zaczyna być sławne inne nazwisko skoczka: 17-letniego Mateusza Rutkowskiego.
   Rodzice Mateusza - Aniela i Stanisław - to skromne małżeństwo prowadzące gospodarstwo rolne. Kiedyś dorabiali sobie, szyjąc góralskie swetry, teraz pozostała im tylko gospodarka, a wiadomo, jak trudno wyżyć z rolnictwa na słabych górskich glebach. Matka Mateusza z uśmiechem przypomina sobie czasy, gdy kilkuletni syn zaczął prosić o narty: - Gdy miał chyba cztery lata, kupiliśmy mu takie małe plastikowe nartki, na których jeździł po okolicznych wzgórkach. W trzeciej klasie szkoły podstawowej pojechał do Zakopanego oglądać zawody w skokach narciarskich na Wielkiej Krokwi. Gdy wrócił do domu, jego pierwsze słowa brzmiały: "Mamo, chcę zostać skoczkiem".
   Rodzice początkowo nie chcieli się zgodzić, ale nie dlatego, że bali się o upadki Mateusza na skoczni. Skrzypne ma słabe połączenia autobusowe z Zakopanem. - Powiedziałam mu, że jak trener będzie po niego przyjeżdżać, to się zgodzę, inaczej mogłoby mu się coś stać, gdyby szedł na przystanek poboczem jezdni, a wiadomo, że zimą zmrok zapada szybko - _wspomina Aniela Rutkowska.
   I trener przyjechał. Był to właśnie wspomniany wcześniej Józef Jarząbek z zakopiańskiego klubu TS "Wisła". - _Do naszego klubu dotarła informacja, że w Skrzypnem jest grupa młodych chłopców, którzy chcą skakać. Wziąłem busa i pojechałem do tamtejszej podstawówki. Tam pierwszy raz spotkałem Mateusza. Po roku treningów zaczął się wyróżniać w większej grupie skoczków. Wszystkich zaskakiwał jego wybitny talent i pracowitość. Bardzo przykładał się do treningów, dokładnie wykonywał wszystkie ćwiczenia, a poza tym miał swoisty "dryg" przy odbiciu. Jest to zawodnik, który ma nieco inną budowę ciała niż Adam Małysz. Jest bardziej agresywny przy odbiciu i mam nadzieję, że pójdzie w ślady mistrza.

   Pierwsze spotkanie z Mateuszem, który chodził wtedy do trzeciej klasy szkoły podstawowej, wspomina również sędzia i dziennikarz sportowy Ryszard Leśniak: - Pamiętam, że stałem z aparatem fotograficznym i powiedziałem do Mateusza, który miał wtedy 10 lat, że jeżeli skoczy przynajmniej 30 metrów, to będzie miał wielkie zdjęcie w jednej z gazet - _przypomina sobie Ryszard Leśniak.
   Następnego dnia Mateusz śmiał się do czytelników z gazetowych stron, bo wygrał i na małej skoczni pod Krokwią skoczył nawet pół metra dalej. Wtedy nie miał sobie równych wśród innych początkujących skoczków.
   Drugim trenerem w karierze Mateusza został Krzysztof Sobański.
   - _Rozpocząłem z nim treningi, gdy przyszedł do pierwszej klasy Gimnazjum w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Mateusz był w grupie skoczków, która po prostu bardzo chciała skakać. Nie były to jeszcze czasy małyszomanii i to nie transmisje telewizyjne przygnały Rutkowskiego na skocznię. Mateusz wyróżniał się w grupie kilku skoczków, chociaż i inni - Kamil Stoch czy Krzysztof Styrczula - skakali dobrze, a czasem byli nawet lepsi. Mateusz oprócz skoków dobrze się uczył, chociaż w trzeciej klasie gimnazjum postanowił nieco odpuścić w nauce, poświęcić się w całości skokom. Za swoją następną szkołę wybrał zawodówkę.

   Jak mówi Krzysztof Sobański, już zeszły rok nie był najgorszy dla Mateusza, który zajął na przykład dwunaste miejsce w końcowej kwalifikacji Pucharu Kontynentalnego oraz dobrze skakał na Mistrzostwach Świata Juniorów.
   - Niestety, dostaliśmy wtedy z Polskiego Związku Narciarskiego słabe narty i sprzęt. Gdyby nie to, już wtedy mogły przyjść jeszcze lepsze wyniki.
   Zdaniem Sobańskiego, który jako szkolny trener od czasu do czasu doradza prowadzącemu obecnie Mateusza Heinzowi Kuttinowi, trzeba się zastanowić, czy po przeciążeniach związanych z mistrzostwami świata juniorów Mateusz powinien wziąć udział w mistrzostwach świata seniorów w lotach narciarskich w Planicy.
   - Jest tam największa skocznia narciarska na świecie, a Mateusz nigdy nie skakał na mamucie. Przy dobrych warunkach pogodowych z pewnością poradzi sobie, gorzej może być przy niesprzyjającym wietrze czy padającym śniegu - dodaje Krzysztof Sobański.
   Nasi rozmówcy podkreślają, że przy wielkim talencie sportowym Mateusz jest bardzo skromnym chłopcem, który nie przejmuje się popularnością czy szumem medialnym, jaki wokół niego powstał.
   - W całym Skrzypnem wszyscy mówią o naszym synu. Gratulują, cieszą się, ale Mateusz pozostaje tym samym skromnym chłopcem - mówi Aniela Rutkowska. - Szkoda tylko, że w związku z karierą często nie ma go w domu. Na razie popularność nie przełożyła się na przykład na telefony od dziewczyn, ale na to Mateusz ma jeszcze czas.
   Z kimkolwiek by się w Skrzypnem nie rozmawiało, w samych superlatywach wyraża się o Mateuszu i jego rodzinie. - Znam ich dobrze, bo jestem krawcem i niejeden raz przeszywałem Mateuszowi, a także jego bratu kombinezony - _mówi Jan Marusarz ze Skrzypnego, który jest spokrewniony z mistrzem skoków narciarskich sprzed lat. - Ich ojciec jest rodowitym skrzypianinem, a matka pochodzi z Zębu. To bardzo dobrzy i uczynni ludzie. Jeszcze przed sukcesami Mateusza znała ich cała nasza wieś.
   
- To bardzo uczynni, dobrzy sąsiedzi, zawsze można na nich polegać. Teraz żyją z hodowli krów. W ogóle bardzo lubią zwierzęta, mają psy i koty - _zauważa sąsiadka państwa Rutkowskich Bernadeta Domagała.
   Mateusz nie jest jedynym skoczkiem w rodzinie Rutkowskich. Jego o dwa lata młodszy brat Łukasz również skacze na nartach. Ostatnio miał co prawda trwającą dwa lata przerwę spowodowaną ciężką chorobą, ale udało się dojść do siebie. Jak mówią trenerzy, Łukasz niedługo powinien wznowić treningi i być może pójdzie w ślady starszego brata.
PAWEŁ PEŁKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski