Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzec '68. Bolesny koniec złudzeń.

Redakcja
Collegium Novum spowite chmurami gazu łzawiącego FOT. ARCHIWUM MACIEJA BEIERSDORFA
Collegium Novum spowite chmurami gazu łzawiącego FOT. ARCHIWUM MACIEJA BEIERSDORFA
Geneza studenckich protestów w marcu 1968 r. w Krakowie nie jest skomplikowana: była to reakcja na policyjne represje wobec studentów warszawskich protestujących przeciwko zdjęciu z afisza "Dziadów" w inscenizacji Kazimierza Dejmka. A także przeciwko przemilczeniom, manipulacjom i kłamstwom prasy na ten temat.

Collegium Novum spowite chmurami gazu łzawiącego FOT. ARCHIWUM MACIEJA BEIERSDORFA

11 marca 1968 * W południe protestowało kilkaset osób, wieczorem już kilka tysięcy * Władza od razu przyjęła taktykę oczerniania młodzieży

Studenci z UJ, AGH i innych uczelni w ten sposób powiedzieli: nie podoba nam się bicie pałkami naszych warszawskich kolegów. Ale także: nie podoba nam się nazywanie bitych "rozwydrzoną młodzieżą", "przyjaciółmi państwa Izrael" czy "działającymi w interesie zachodnionie- mieckich rewanżystów".

Naturalnie, w tle były przyczyny bardziej ogólne i bardziej strukturalne - one są bardziej złożone. Jedną ze strukturalnych przyczyn było usztywnienie polityki ekipy gomułkowskiej, która coraz bardziej zapominała, że w 1956 r. doszła do władzy pod hasłami "polskiej drogi do socjalizmu", co oznaczało: mniej socjalizmu, a więcej wolności. Inną przyczyną była rozgrywka wewnątrz kierownictwa PZPR pomiędzy autorytarną, ale i odwołującą się do pewnych haseł patriotycznych frakcją Moczara a dawnymi stalinowcami, obecnie opowiadającymi się za liberalniejszym kursem. Ta rozgrywka, z kolei, działa się na tle konfliktu na Bliskim Wschodzie (tzw. wojny siedmiodniowej z czerwca 1967). Moczarowcy wykorzystali fakt żydowskiego pochodzenia części przywódców liberalnego skrzydła PZPR i próbowali nadać protestom znamię prożydowskie (oficjalnie mówiono o sympatiach protestujących do syjonizmu), co tanowiło gigantyczne nadużycie. Gdyby spytać przeciętnego uczestnika Mar- ca '68 o stosunek do byłych stalinowców czy o stosunek do interesów państwa Izrael, odpowiedzieliby zapewne, że jest im to obojętne. Oficjalna propaganda wykorzystywała tu po prostu to, że pewna liczba aktywnych uczestników protestów w Warszawie była dziećmi działaczy PZPR najczęściej związanych z ową frakcją liberalną, często pochodzenia żydowskiego. To był fakt, ale fakt - by tak rzec - metrykalny. Nawet oni bowiem nie działali z pobudek sympatii do stalinizmu ani do żydostwa swoich przodków, ani do polityki państwa Izrael. Jeśli coś w tym propagandowym schemacie objaśniającym Marzec było na rzeczy, to sympatia tych młodych ludzi dla haseł Października i PZPR- -owskiego rewizjonizmu uosabianego przez Kuronia, Modzelewskiego czy Kołakowskiego - zresztą sukcesywnie usuwanych w latach 60. z PZPR.

***

Krakowskie protesty na dużą skalę rozpoczęły się w poniedziałek 11 marca. Z górą miesiąc wcześniej pojedyncze osoby próbowały w Krakowie zbierać podpisy pod protestem wobec zdjęcia "Dziadów", ale te próby spacyfikowano. Źródła agenturalne krakowskiej SB podawały, że na początku lutego pewien student zbierający podpisy zniszczył listę, gdy dowiedział się, że SB węszy wokół tej inicjatywy. Można rzec: na początku lutego 1968 system pre-wencyjno-represyjny ekipy Gomułki działał jeszcze sprawnie.

8 marca odbył się w Warszawie wiec studencki na dziedzińcu uniwersytetu, w czasie którego protestowano m.in. przeciwko usunięciu z uczelni dwóch studentów: Adama Michnika i Henryka Szlajfera. To po tym wiecu doszło do spektakularnego bicia młodzieży, i to pod wpływem informacji o tych wydarzeniach posłowie koła poselskiego "Znak" złożyli ową słynną interpelację - bodaj najbardziej znaną w świecie interpelację w dziejach "socjalistycznego parlamentaryzmu".
Wydarzenia z 8 marca w Warszawie odbiły się głośnym echem w mass mediach na świecie. W Polsce prasa, radio i telewizja początkowo milczały. A gdy zaczęto o tym mówić, miało to bardzo mało wspólnego z informacją, raczej było formą nagonki na studentów i pogróżką wobec tych, którzy mieliby ochotę się do nich przyłączyć. To właśnie te przekazy, głównie z 10 marca, tak wzburzyły krakowskich studentów, że w poniedziałek 11 marca kilkuset z nich udało się pod pomnik Mickiewicza, by manifestować solidarność z warszawskimi kolegami. To był początek Marca '68 w Krakowie.

Dynamika wydarzeń tego dnia pokazała zjawisko, które Marks nazywał "sytuacją rewolucyjną". I chociaż teoretykowi rewolucji społecznej chodziło o narastanie protestu na tle napięć natury ekonomicznej, to można tę analizę zastosować do sytuacji, w które mniej chodziło o domaganie się chleba, a bardziej - wolności. Tego dnia w Krakowie bowiem wytworzył się pewien potencjał buntu. Jego uczestnicy byli oczywiście spętani przez cały system bodźców zniechęcających (z wizją aresztowania i relegowania ze studiów na czele), ale ten moment, w którym zobaczyli, że jednak można bezkarnie wyjść na największy plac w mieście i głośno powiedzieć: "nie podoba mi się bicie i poniżanie ludzi, którzy upomnieli się o obecność narodowego wieszcza na deskach teatru", był jak iskra zapalająca suchą trawę. O ile bowiem w południe na Rynku demonstrowało kilkaset osób, o tyle wieczorem było ich już kilka tysięcy.

***

Wydarzenia następnych dni to przeplatające się: napastliwe wypowiedzi władz pod adresem "wichrzycieli" i "syjonistów", "elementów chuligańskich" itp.; kłamliwe relacje prasowe; lawirowanie władz uczelni pomiędzy ochroną studentów i wyrażaniem sympatii dla ich postawy a wezwaniami będącymi echem partyjnego hasła "studenci ,do nauki!"; przedziwnym kontredansem organizacji młodzieżowych (Związku Młodzieży Socjalistycznej i Zrzeszenia Studentów Polskich) próbujących zarazem uwiarygodnić się w oczach studentów, jak i nie stracić zaufania władz; w końcu wystąpień samych studentów, których dynamika była najważniejszym miernikiem wznoszenia się, a potem (mniej więcej od wtorku 19 marca) opadania fali buntu.

Władza komunistyczna przyjęła taktykę zohydzania manifestującej młodzieży, przypisywania jej motywów już to chuligańskich, już to anarchizujących i antypaństwowych, a niekiedy graniczących z zarzutem wspierania obcych interesów. Gdyby to się działo w czasach stalinowskich, takie zarzuty prowadziłyby do długoletniego więzienia, jeśli nie do kary śmierci. W epoce późnego Gomułki w efekcie oznaczało policyjne zatrzymania, relegowanie ze studiów, rzadziej kary więzienia. W każdym razie władza nie podjęła nawet próby uznania protestu za prawomocny. Pierwsze sygnały tego rodzaju okazała dopiero ekipa gen. Jaruzelskiego w 20. rocznicę Marca, w roku 1988.
Retoryka oficjalnej prasy była w zasadzie niezmienna przez cały czas. Przeglądając "Gazetę Krakowską", "Dziennik Polski" i "Echo Krakowa" z tamtych dni, można co najwyżej dostrzec mniejszy lub większy stopień pewności siebie dysponentów tych mediów co do tego, że bunt zostanie szybko uśmierzony. Prasa tamtego czasu była, zgodnie z leninowską zasadą, "pasem transmisyjnym Partii do mas". Zatem działała albo pod dyktando PZPR, umieszczając na swoich łamach suflowane (niekiedy wręcz redagowane w KW PZPR) napaści na studentów i ich domniemanych inspiratorów, albo - w najlepszym razie - milcząc na temat. Model pierwszy reprezentowały trzy wymienione dzienniki, model drugi katolicki "Tygodnik Powszechny", który nie przyłączał się do nagonki, ale też unikał pisania o dziejących się wydarzeniach - częściowo z własnej woli, a częściowo zapewne z powodu cenzury.

Interesujące jest spojrzenie na Marzec przez pryzmat postawy władz uczelni wyższych, bo ono ukazuje naturę i logikę systemu komunistycznego. Rektorzy i dziekani pochodzili z nominacji, formalnie władz państwowych, a faktycznie z nadania, a co najmniej przyzwolenia odpowiedniej instancji PZPR. W zasadzie stanowili część nomenklatury: elity sprawującej władzę na rzecz utrwalania interesów PZRR i jej moskiewskich mocodawców.

System nomenklatury był jedną z tych cech realnego socjalizmu, które stanowiły o jego wewnętrznej koherencji. Rzecz była prosta, gdy chodzi o obsadę stanowisk ściśle politycznych, natomiast komplikowała się tym bardziej, im bardziej dotyczyła stanowisk mery-tokratycznych. Łatwo było partii powołać posłusznego ćwoka na stanowisko np. przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej, trudniej na stanowisko rektora, bo w tym drugim wypadku człowiek ów musiał dysponować jakąś wiedzą, dorobkiem zawodowym czy uznaniem w środowisku. Powoływano więc na te stanowiska ludzi lojalnych wobec panującego porządku, ale zarazem takich, którzy nie mogli być - jak się wtedy mówiło - przywiezieni w teczce z KC. W szczególności rektorzy ważnych uniwersytetów musieli być zarazem lojalni, jak i jakoś tam uznawani przez środowisko akademickie. Później, po Marcu, to się trochę zmieniło i np. historia Uniwersytetu Jagiellońskiego notuje rektorów mniej wybitnych naukowo, a bardziej posłusznych władzy (prof. Mieczysław Karaś, prof. Mieczysław Hess), ale akurat w marcu 1968 UJ rządził prof. Mieczysław Klimaszewski, wybitny geograf i geomorfolog, człowiek przedwojenny, a więc człowiek pewnej kultury i pewnej klasy. Zgoda, żaden tam kontestator, ale jednak człowiek, który czuł, co to tradycja uniwersytetu, w tym tego uniwersytetu, i rozumiał, że nawet w warunkach państwa komunistycznego, nie można tej tradycji całkowicie zaprzeczyć. Nadto działał w pewnym otoczeniu środowiskowym, w jakim cele realnego socjalizmu były traktowane raczej jako smutna konieczność niż świetlana przyszłość, do której się z entuzjazmem dąży.
Postępowanie rektora w Marcu pokazuje w pewnym symbolicznym skrócie dolę inteligenta na wysokim stanowisku w PRL. Jego rozdarcie między skłonnością do zachowań przyzwoitych a realiami ustrojowymi, w których ceną za utrzymanie relatywnej autonomii pewnych instytucji była zgoda na uznanie nadrzędnej roli partii. I tak rektor najstarszego polskiego uniwersytetu rozmawiał ze studentami wiecującymi w Żaczku, uzyskał od władz partyjnych zapewnienie, że siły porządkowe nie wkroczą na teren uniwersytetu, protestował, gdy ta brutalna interwencja jednak stała się faktem, wykłócał się z partią o odstąpienie od decyzji represyjnych w stosunku do studentów. Z drugiej jednak strony podpisał razem z Kolegium Rektorów Szkół Wyższych Krakowa apel do młodzieży wzywający ją do zaniechania protestów; zgodził się ze stanowiskiem tegoż Kolegium, które pod presją KW PZPR nie uznało tzw. Komitetu 25 za repre- zentację studentów; w ramach tegoż Kolegium z jednej strony obiecywał abolicję za dotychczasową absencję na zajęciach, z drugiej - straszył wyciąganiem konsekwencji dyscyplinarnych w razie przedłużania się strajku (powszechny strajk trwał od czwartku 14 marca do wtorku 19 marca); kierował pracowników naukowych uniwersytetu do rozmów ze studentami, mających na celu ich odstąpienie od strajku absencyjnego. Na marginesie: niektórzy pracownicy UJ, wykonując polecenie rektora, solidaryzowali się ze studentami. Pracownicy Instytutu Matematyki i Instytutu Fizyki ogłosili apel do studentów, pisząc w nim : żywiąc "szacunek dla wielkich ideałów, o które walczycie, i łącząc się solidarnie z Wami, oczekujemy Was w salach wykładowych i pracowniach naszych instytutów".

Dla ZMS i (szczególnie) dla ZSP Marzec był testem wiarygodności. O ile wśród protestujących, zatrzymanych przez milicję i aresztowanych studentów odsetek członków Zrzeszenia był znaczny, o tyle Zrzeszenie jako kolejny "pas transmisyjny do mas" nie miało zrazu ochoty włączać się w protest. Jednak w toku wypadków różne instancje ZSP mniej (np. rezolucja Zarządu Uczelnianego ZSP Akademii Sztuk Pięknych z 13 marca) lub bardziej (np. rezolucja Rady Uczelnianej ZSP Akademii Górniczo-Hutniczej z 13 marca) solidaryzowały się z buntem. Ostateczny efekt "testu Marca" dla ZSP objawił się najbardziej decyzją następnej ekipy rządzącej (Edwarda Gierka), by tę organizację zastąpić jakąś inną, bardziej posłuszną - było nią od 1973 r. Socjalistyczne Zrzeszenie Studentów Polskich.

Wreszcie główni aktorzy Marca: studenci, którzy wypowiedzieli posłuszeństwo. Komu? Niekoniecznie władzy komunistycznej jako takiej, znamy wszak wiele apeli i rezolucji z Marca, w których studenci zapewniają o przywiązaniu "do socjalizmu" "czy do idei Października". Sprawa jest skomplikowana, bo trzeba wyważyć pomiędzy autentyczną jeszcze wiarą w komunizm i dokonującym się u wielu młodych odkryciem, że realny socjalizm jest czymś innym, a często jest po prostu wielkim kłamstwem.
***

Ten motyw buntu wydaje się najważniejszy. Jeden z sympatyków tego protestu powiedział po latach: "Nigdy nie należałem do ludzi szczególnie odważnych (...). W marcu 1968 r. było inaczej. (...) Chodziłem po mieście wśród rozwieszonych wszędzie białych afiszy »Wokół zajść na Uniwersytecie Warszawskim« i krew mnie zalewała podczas czytania ewidentnych kłamstw propagandy na temat moich niewiele młodszych kolegów" (cyt. za: J. Kwiek, "Marzec 1968 w Krakowie").

Ta wypowiedź wydaje mi się charakterystyczna. Zresztą znamy wiele świadectw ludzi zaangażowanych wtedy w życie publiczne, świadczących o tym, że właśnie Marzec, a potem interwencja wojsk UkładuWarszawskiego w Czechosłowacji w sierpniu 1968 położyły kres ich złudzeniom co do reformowalności realnego socjalizmu. W tym sensie, chociaż pałki, które spadły na plecy studentów podczas pacyfikacji Collegium Novum i Collegium Witkowskiego 13 marca 1968, były ciężkie, wyzwolenie tysięcy Polaków ze złudzeń dało napęd do kolejnych buntów i ostatecznie walnie przyczyniło się do końca "ustroju postępowej ludzkości" w 1989 r.

Roman Graczyk, publicysta, pracownik Krakowskiego Oddziału IPN

Korzystałem z: Julian Kwiek, "Marzec 1968 w Krakowie", Księgarnia Akademicka, Kraków 2008; tenże, "Marzec 1968 w Krakowie w dokumentach", Księgarnia Akademicka, Fundacja Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, Kraków 2005; Ryszard Terlecki," Krakowski Marzec", "Tygodnik Powszechny", 10/1988.

CO ZOSTAŁO

Przyczyna protestów

* Przekazy medialne, głównie z 10 marca, tak wzburzyły krakowskich studentów, że w poniedziałek 11 marca kilkuset z nich udało się pod pomnik Mickiewicza, by zamanifestować solidarność z warszawskimi kolegami. To był właściwy początek Mar- ca '68 w Krakowie.

Zarzewie przyszłych buntów

* Chociaż pałki, które spadły na plecy studentów podczas pacyfikacji Collegium Novum i Collegium Witkowskiego 13 marca 1968, były ciężkie, wyzwolenie tysięcy Polaków ze złudzeń dało napęd do kolejnych buntów i ostatecznie walnie przyczyniło się do końca "ustroju postępowej ludzkości" w 1989 r.

Władza kłamie

* Marcowe dni w Krakowie to przeplatające się napastliwe wypowiedzi władz różnych szczebli pod adresem "wichrzycieli" i "syjonistów", "elementów chuligańskich" itp.; kłamliwe relacje prasowe z protestów.

Żadnych marzeń

* W Marcu władza nie podjęła nawet próby uznania protestu za prawomocny. Pierwsze sygnały tego rodzaju okazała dopiero ekipa gen. Jaruzelskiego w dwudziestą rocznicę Marca, w roku 1988.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski