Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzenia i rzeczywistość

Jan Maria Rokita
Luksus własnego zdania. W natłoku poruszających celebracji Ćwierćwiecza Niepodległości, przynajmniej jedno zdarzenie miało bezpośrednie i ewidentne znaczenie dla światowej polityki.

O porannym spotkaniu prezydentów USA i Ukrainy w amerykańskiej ambasadzie w Warszawie nie dowiedzieliśmy się oficjalnie niczego. A po jego zakończeniu obaj uczestnicy rytualnie odgrywali swoje role. Obama zapewniał, jak świetnego wyboru dokonał naród ukraiński i jak znakomicie rozumie on "biznesowy" sposób podejścia do polityki nowego przywódcy ukraińskiego.

Poroszenko zaś podkreślał, iż od Ameryki dostał "twarde i zdecydowane wsparcie dla bezpieczeństwa Ukrainy".
Niewiele można by po tych deklaracjach wnosić, gdyby nie fakt, że prezydent Ukrainy jasno i publicznie zdefiniował swoje oczekiwania wobec spotkania z Obamą. W wywiadach dla gazet amerykańskich Poroszenko bez owijania w dyplomatyczną bawełnę sformułował plan zawarcia formalnego sojuszu wojskowego Ukrainy z Ameryką, który z kolei w rozmowach z gazetami europejskimi uzupełniał niezbyt jasną ideą traktatów wojskowych " z USA i Unią Europejską".

Ta ostatnia kwestia - tak np. opisana w rozmowie z "Bildem" - wygląda dość niejasno, skoro wiadomo, iż Unia nie może z racji traktatowych zawierać z kimkolwiek porozumień wojskowych. Ale już np. w wywiadzie dla "Washington Post", prezydent Ukrainy mówił o sojuszu wyłącznie z Ameryką, planując przy tym jego rozległe skutki.

"W chwili obecnej potrzebujemy nowej umowy o bezpieczeństwie, takiej jak Lend-Lease - mówił Poroszenko - gdyż powinniśmy współpracować w sferze wojskowej i technologicznej oraz korzystać z pomocy konsultacyjnej. Jesteśmy gotowi walczyć o niepodległość i powinniśmy wzmacniać własne siły zbrojne."

Jak widać, dla objaśnienia swoich planów Poroszenko używa słynnego przykładu Lend-Lease-Act, czyli amerykańskiej ustawy z marca 1941 roku, na mocy której USA wyposażyły Anglię, Sowiety i Chiny w samochody, samoloty i czołgi, dzięki którym alianci byli w stanie przeciwstawić się zbrojnie Hitlerowi.

To właśnie na mocy tej ustawy Sowieci otrzymali np. ciężkie studebakery, na których potem instalowali słynne katiusze. Poroszenko zatem proponuje Amerykanom rzecz niezwyczajną. Po pierwsze- bezpośredni sojusz wojskowy, który dałby Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa z ominięciem NATO, za którym Ukraińcy nie tylko nie przepadają, ale w którym także łatwo o niemieckie czy choćby greckie weto przeciw akcesji Kijowa. I po drugie - masowe dostawy amerykańskiego sprzętu wojskowego, który miałby zabezpieczyć Kijów przed rosyjską inwazją.

Nie jest całkiem jasne, co kierowało ukraińskim prezydentem przy formułowaniu takiej koncepcji. Czy to brak politycznego realizmu? Czy też jakieś bardziej skomplikowane polityczne kalkulacje? Jedno jest pewne: Obama nie ma zamiaru powtórzyć precedensu polityki Lend-Lease. I to nie tylko dlatego, że w Europie nie toczy się żadna wielka wojna. Istota zmiany, jaką do amerykańskiej polityki wniósł demokrata Obama, polega właśnie na tym, że Waszyngton nie interweniuje i nie zbroi żadnej ze stron w nowych konfliktach regionalnych, tylko czeka, aż one same się jakoś rozwiążą, bez zaangażowania USA.

Tę "doktrynę Obamy" analitycy nazwali nawet mianem "cooperative realism". I to ona właśnie sprawia, że Waszyngton odmówił pomocy wojskowej zarówno powstańcom w Syrii, jak i nowemu państwu ukraińskiemu. Niewykluczone, że poranna pogawędka obu prezydentów mogła być dla Poroszenki osobiście sympatyczna, tym bardziej że Obama potrafi być czarujący. Ale w Warszawie ukraiński przywódca musiał także zrozumieć, iż świat realny bardzo wyraźnie różni się od jego marzeń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski