– Jako jedyny z lekkoatletów naszego regionu kandydował Pan w plebiscycie „Dziennika Polskiego” do grona 10 Asów Małopolski za 2014 rok…
– Dziękuję jury za wyróżnienie, zapewne zaważył na tej decyzji mój udział, trzeci z rzędu, w finale mistrzostw Europy.
– Na bieżni w Zurychu był Pan szósty, ale chyba nie sam wynik był tu najważniejszy?
– Tak, bowiem rozgrywałem w minionym sezonie swoisty wyścig z czasem, aby zdążyć na europejski czempionat. Moje dolegliwości w prawym kolanie nasilały się, toteż ostatecznie rok temu, w styczniu, musiałem poddać się operacji. Ingerencja w kolano była duża, tak więc sporo czasu musiałem poświęcić na rekonwalescencję, wzmocnienie mięśni.
Dużo mi pomógł doktor Sobieraj. Dopiero w kwietniu podjąłem trening, a tak na dobre mogłem ćwiczyć dwa miesiące przed zawodami w Szwajcarii. Pojechałem do Zurychu i gdyby nie lekki uraz w półfinale byłbym w stanie walczyć o coć więcej niż 6. miejsce. Niemniej jestem zadowolony, bo wróciłem do biegania i do elity europejskich płotkarzy.
– Zaliczał się Pan do cudownych dzieci „królowej sportu”, był mistrzem świata i Europy juniorów, młodzieżowym mistrzem kontynentu na 110 m ppł…
– To były piękne czasy, mile je wspominam, ale obecnie koncentruję na karierze seniora. W maju skończę 27 lat i mam zamiar powalczyć wreszcie o medal w seniorskich mistrzostwach świata. Dwa razy miałem pecha. W Berlinie i Moskwie do finału brakowało tysięcznej sekundy i klasyfikowano mnie na 9. miejscach, toteż w sierpniu w Pekinie chcę walczyć o podium.
– Czy to realne po przerwie spowodowanej kontuzją? I przy tak licznej konkurencji, choćby biegaczy czarnoskórych?
– Czarnoskórzy płotkarze nie mają takiej przewagi jak w sprinterzy w biegach płaskich. Traktuję ich jak zwykłych rywali, nie mam kompleksów. Oczywiście najważniejsze jest zdrowie, a jeśli ono dopisze, a pech z kontuzjami się skończy, to wierzę w osiągnięcie celu. Pekin zawsze mi sprzyjał, tam miałem złoto jako junior, a finale olimpijskim w 2008 roku byłem piąty. W dodatku teraz czuję się fizycznie dobrze, po kontuzji kolana nie ma śladu.
– Czyli przygotowania idą pełną parą?
– Jednak nie. Zgłosiłem się jako ochotnik na przeszkolenie wojskowe, bo zamierzam swoją przyszłość zawodową wiązać z wojskiem. Jako szeregowiec odbywam przeszkolenia we Wrocławiu. Mamy zajęcia od rana do wieczora, więc na treningi mniej czasu. Dopiero po przysiędze 6 lutego będę mógł popołudniami bywać w hali sportowej.
Zmieniłem teraz trenera. Po 7 latach współpracy z Andrzejem Radiukiem ćwiczę pod okiem młodego szkoleniowca Michała Łukasiaka, który jeszcze jest skoczkiem w dal AZS AWF Warszawa. Wraz z trenerem zadecydujemy, czy mam szansę zdążyć przygotować się do sezonu halowego i mistrzostw Europy w Pradze. Jeśli nie, spokojnie zacznę przygotowania do Pekinu. Czuję, że forma będzie rosnąć, jestem optymistą.
– Wybór nowej drogi zawodowej spowoduje zmianę barw klubowych?
– Nie umiem dziś odpowiedzieć, będę rozmawiał z klubami. Może zostanę w Krakowie, może przeniosę się do Wrocławia, czy gdzieś indziej. Teraz mieszkam w Warszawie, a dom rodzinny mam w Raciborzu. Zobaczymy za jakiś czas. Niezależnie od wojska, będę kontynuował naukę. Obecnie jestem po licencjacie w warszawskiej Wyższej Szkole Turystyki i Rekreacji.
– A co z Pana rekordem Polski 13,26?
– Ma dwa lata, chcę go w tym roku poprawić. Pamiętam jak długo goniłem krajowy rekord Artura Kohutka, wyrównałem jego 13,27, by w końcu poprawić o setną sekundy. To jakby na bieżni uzyskać 1-2 cm przewagi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?