18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzenie taty siódemki dzieci: Żeby mnie było stać na niedzielny obiad

Majka Lisińska-Kozioł
Piotr Szczerba z córkami; mała Julcią,  Natalką i Nikolą.  Fotografia przedstawia zmarłą mamę dzieci
Piotr Szczerba z córkami; mała Julcią, Natalką i Nikolą. Fotografia przedstawia zmarłą mamę dzieci Fot. Andrzej Banaś
Reportaż. Julka ma dwadzieścia miesięcy, ciemne oczy i drobniutką twarzyczkę. Nie siedzi, nie mówi, nie potrafi sama jeść. Czasami tylko coś sobie nuci. Tak bez słów, po swojemu. Po swojemu też tęskni za mamą.

Trzy pokoje w bloku są wystarczające dla przeciętnej rodziny. Dla ojca z siódemką dzieci to raczej mały metraż. Piotr Szczerba na ciasnotę jednak nie narzeka. Głowę każdego dnia zaprząta mu, że musi tę swoją gromadkę wykarmić, oprać, ubrać. A odkąd jest z nimi sam na świecie, musi być też dla nich oparciem.

Tylko że nie tak miało być, proszę pani _– mówi. – _Myśleliśmy z Agatą, że wiele jeszcze przed nami. Że będziemy patrzeć, jak nasze dzieci idą w __świat, że doczekamy się razem wnuków. Pan Bóg zdecydował inaczej.

Nigdy nie było im lekko, pieniędzy na ogół brakowało, ale przez te dwadzieścia jeden lat bycia razem kochali się i wspierali.

Pamiętam, jak ją poznałem. Naprawiałem przed blokiem stary motor. Przyszedł do mnie kolega z dziewczyną, a ona była ze swoją koleżanką Agatą; nie mogłem oderwać od niej oczu. Była starsza o dwa lata i __śliczna.

Minął rok, potem jeszcze dwa. Piotr skończył 19 lat i postanowił się oświadczyć. – Teść był człowiekiem zasadniczym w małżeńskich sprawach. Nie obyło się bez wielu rad i pytań. Na kolanach prosiłem o rękę jego córki. A gdy wzięła pierścionek i zgodziła się zostać moją żoną, byłem po __prostu szczęśliwy.

Piotr chciał mieć dużą rodzinę; pewnie dlatego, że jest jedynakiem. Dlatego cieszył się, gdy na świat przychodziły kolejne dzieci. Najpierw czterech synów, a potem trzy dziewczynki.

Nie mówi, że w życiu zawsze wiodło mu się idealnie. Często się w domu nie przelewało, ale stali z Agatą przy sobie murem i wspierali się jak mogli. Ona zajmowała się dziećmi, on starał się utrzymać rodzinę.

A robota raz była, a raz jej nie było. Jako budowlaniec Piotr znajdował zatrudnienie głównie od wiosny do jesieni. Zimą miewał przestoje. – _Co się zimą pożyczyło, to się latem oddało _– mówi.

Kiedyś pojechał nawet za pracą na Majorkę, ale niezbyt dobrze wspomina ten wyjazd. Za to w Niemczech udało mu się lepiej. Pracował legalnie i zarabiał.
Najmłodsza Julka przyszła na świat pod jego nieobecność. Jakiś rok temu wrócił na urlop, żeby zobaczyć córkę. Żona mówiła, że mała urodziła się chora, a lekarze nie do końca umieli powiedzieć dlaczego. Tyle że wada genetyczna została wykluczona.

Julcia, jakby słyszała, że o niej mowa; kwileniem przypomina, że też jest w pokoju i w kolorowych śpioszkach leży sobie w drewnianym łóżeczku.

Jest pora na __jedzenie – mówi tata i włącza specjalne urządzenie. Bo jego córcia nie potrafi połykać ani ssać. Trzeba ją karmić przez gastrostomię, czyli przez pega wprost do żołądka. Obok jej łóżeczka stoi jeszcze kilka skomplikowanych urządzeń, które pomagają jej żyć, na przykład ssak do likwidowania nadmiaru śliny. Są też pieluchy, cała bateria różnych butli i buteleczek. I są zabawki. Ale Julcia się nimi nie bawi. Patrzy na nie tylko ciekawie. Ale co sobie o nich myśli – nie wiadomo. Bo Julcia przecież nie mówi.

Czasami jednak potrafi dać znać, czego chce – uśmiecha się tata Piotr. – I uwielbia, gdy bierze się ją na ręce.

– Nosi ją pan?

No pewnie, że noszę. A ona, taka kruszyna, wtula się w moje ramię i wiem, że jest jej wtedy dobrze. Może nawet jak u mamy.

A mama od niedawna spogląda na swoje dzieci z regału i ze ściany. Nad łóżeczkiem Julki jest ramka, a w niej kilka ślubnych fotografii rodziców; zakochanych i szczęśliwych.

Na półce, między dwoma świecami stoi portret Agaty. Jest na nim taka łagodna, spokojna. I chyba jeszcze ładniejsza niż w dniu ślubu…

Piotr spogląda na zdjęcie żony i wtedy w głowie zaczynają się kłębić wspomnienia. – Pamiętam, jak się cieszyliśmy, gdy po trzynastu latach mieszkania z teściami dostaliśmy wreszcie to mieszkanie. Było zniszczone, wymagało remontu, ale nic nam nie mogło zakłócić radości. Nocami remontowałem, co się da. Od tamtej chwili miało być nam już coraz lepiej. A jeszcze jak się trafiła ta praca w __Niemczech – byłem dobrej myśli.

Tylko że po urodzeniu Julci Agata jakoś niedomagała; miała problemy ze skórą. Gdy mąż wrócił do domu na urlop, poszła do lekarza. Diagnoza nie pozostawiała wszelkich złudzeń; czerniak, nowotwór złośliwy. I w dodatku przerzuty do wszystkich narządów.

Do Niemiec już nie wróciłem. Zostałem z rodziną. Obiecałem przecież żonie, że będą z nią na dobre i na złe. I że nie opuszczę jej aż do śmierci.

Wiedziała, że będę przy niej, że zajmę sie dziećmi, ale słabła z tygodnia na tydzień. Zmarła na moich rękach tuż przed __Bożym Narodzeniem. Pochowaliśmy ją 23 grudnia, niecałe dwa miesiące temu.

Agata odeszła, tam, gdzie nic jej już nie boli, gdzie znowu jest piękna i szczęśliwa. A tu na ziemi życie toczy się dalej; raz wolniej, raz szbciej.
Piotr nie ma jednak czasu na rozpamiętywanie przeszłości. Musi zapewnić dzieciom byt, bezpieczeństwo i poczucie, że jako rodzina dadzą sobie radę. – Chłopcy są już duzi, najstarszy jest Paweł, ma 21 lat. Po nim jest Adrian, a dalej Damian i Dominik – rodzili się jeden za drugim – opowiada ojciec. – Potem przyszła pora na dziewczynki. Natalka chodzi do czwartej klasy, Nikola do pierwszej, a najmłodsza jest Julcia. Wszyscy się uczą, najstarszy pracuje, a najmłodsza choruje.

Tata chciałby im nieba przychylić i dać wszystko, co trzeba. Piotr Szczerba wie, że przydałby się remont w domu; zwłaszcza łazienka woła o pomstę do nieba. Ale na taki wydatek teraz go nie stać.

Wyporządziłem tylko ubikację, jeszcze jak Agata żyła. Reszta zarobionych w Niemczech pieniędzy rozeszła się na bieżące wydatki.

No a od śmierci żony Piotr nie może podjąć pracy; musi być przy Julce.

Dziecko musi być cały czas monitorowane. Trzeba małą odsysać, karmić, oklepywać – mówi lekarz pediatra Małgorzata Musiałowicz z hospicjum domowego Alma Spei. – Julcia jest pod __naszą opieką, odkąd skończyła miesiąc. Jej stan jest poważny.

Dlatego raz w tygodniu przyjeżdża do małej hos-picyjny rehabilitant, a także pielęgniarka i lekarz.

Rodzina jest też pod opieką MOPS-u, które pomaga jak może. Serca i portfele otwierają też dobrzy ludzie. – _Dzięki szlachetnej paczce dostaliśmy kuchenkę, bo stara miała czynny tylko jeden palnik. I rozdrabniacz jedzenia dla Julki. Agata jeszcze zdążyła się ucieszyć tymi prezentami _– opowiada Piotr.

Kilka dni temu, dzięki darczyńcom, którzy wspierają Fundację Alma Spei, udało się kupić dla rodziny pralkę. – Jestem bardzo wdzięczny, bo takie inwestycje są dla mnie nieosiągalne; żyjemy z dnia na dzień.

A jak taki dzień wygląda?

Jak nie ma ferii, wstaję przed siódmą i robię dzieciom śniadanie. Codziennie idą nawet cztery bochenki chleba. No a do chleba wiadomo: albo ser, albo dżem, czasem wędlina. Chłopaki w tym wieku potrzebują zjeść. No i córeczki też mają apetyty. Potem odprowadzam Natalkę i Nikolę do szkoły. Z Julcią zostaje któryś z synów, albo moja mama. W drodze powrotnej ze szkołyrobię zakupy.
Mama Piotra Szczerby, sama schorowana, stara się wspierać syna i wnuki. A to coś upiecze, a to pobędzie trochę z dziećmi. Czasami coś ugotuje.

Na co dzień gotowanie jest na mojej głowie _– mówi Piotr. – _Gary są u nas duże. Nawet takie piętnastolitrowe, ale ani rosół na niedzielny obiad, ani kotlety schabowe nie są dla mnie problemem. Radzę sobie w kuchni nie gorzej niż żona. Z pieczeniem też nie jest źle, ale lepszy jest ode mnie syn. Byleby tylko było co do garnka włożyć – to z głodu nie zginiemy.

Za parę dni babcia, jak zawsze, gdy jest swięto któregoś z wnucząt, przywiezie tort; Damian szykuje się do osiemnastki. – Agata chciałaby, żeby było wesoło. I będzie. Każdemu dziecku zawsze urządzaliśmy urodziny.

Gdy pytam pana Piotra, o czym marzy, nie waha się nawet sekundy: – Żeby Julcia była zdrowa. I jeszcze chciałbym, żeby dzieci czuły, że mają dom. Żeby mnie było stać na niedzielny obiad taki, jak się należy, z rosołem na pierwsze i mięsem na drugie. I żebym sobie poradził z tym, co mnie jeszcze w życiu czeka, bo jak sobie poradzę, żona, tam na górze, będzie się uśmiechać i będzie z nas dumna.

– Ale dla siebie, czego by pan chciał?

Dla siebie? To jak kiedyś wygram w totka, kupię duży, rodzinny samochód, żebyśmy się w nim wszyscy zmieścili.

Jeśli ktoś z Państwa chciałby wesprzeć rodzinę Julii, prosimy o wpłaty na konto Alma Spei Hospicjum dla Dzieci z dopiskiem „darowizna dla Julii Szczerby”:


nr konta BGŻ S.A. 08 2030 0045 1110 0000 0155 0700


lub przekazanie 1 proc. podatku wpisując


KRS 0000 237 645 z dopiskiem „Julia Szczerba”


Napisz do autora:[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski