MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Marzy mi się siostrzany finał w turnieju Wielkiego Szlema

Redakcja
Robert Radwański ma powody do zadowolenia FOT. WACŁAW KLAG
Robert Radwański ma powody do zadowolenia FOT. WACŁAW KLAG
ROZMOWA z ROBERTEM RADWAŃSKIM, trenerem Agnieszki i Urszuli, które za kilka dni wystartują w olimpijskim turnieju tenisowym w Londynie i są w gronie faworytek do medalu.

Robert Radwański ma powody do zadowolenia FOT. WACŁAW KLAG

- Ze względów rodzinnych nie mógł Pan być na londyńskim finale Agnieszki na Korcie Centralnym. Gdzie oglądał Pan pojedynek córki z Sereną Williams?

- W domu w gronie przyjaciół. Mieliśmy w mieszkaniu małą "strefę kibica"! Bardzo mnie to cieszyło, że moi przyjaciele wręcz fanatycznie dopingowali Agnieszkę, bili brawo, krzyczeli. To było budujące. Atmosfera była świetna.

- Pana wrażenia sportowe po finale?

- Gdyby pierwszy set był dłuższy, walka była bardziej zacięta zakończona np. 6:4 dla Sereny, to może w trzeciej partii Amerykance zabrakłoby sił. Serena znana jest z tego, że nie ma żelaznej kondycji. Niestety, pierwszy set przeszedł zbyt szybko i Williams nie zdążyła się zmęczyć. Byłem przekonany, że im dłużej potrwa mecz, tym większe są szanse Agnieszki. W trzeciej partii Serena nadal miała "parę" i świetnie grała. Przy stanie 2:2 kapitalnie serwowała, widać było, że nadal jest świeża. Finał był bardzo dobrym widowiskiem, to cieszy, bo z reguły finały nie są zbyt dobre. Obie zawodniczki są już zmęczone turniejem, do tego dochodzą nerwy, stres.

- Jakie emocje towarzyszyły Panu po finale - radość czy niedosyt?

- Przede wszystkim to była zupełna nowość. Nigdy wcześniej nie przeżywałem takiego wydarzenia. Owszem, Agnieszka grała w finałach wielkich turniejów, ale nie był to Wielki Szlem. Towarzyszyły mi inne emocje, bardziej globalne. Zdałem sobie sprawę, że finał Wimbledonu oglądają miliony osób na całym świecie. Bardzo cieszyło mnie to, że Polka, bo przecież nie tylko moja córka, jest megagwiazdą. Taką gwiazdą, którą na lotnisku w Szanghaju, Tokio czy Wenezueli ludzie rozpoznają.

- Czy dla Pana jako ojca i trenera Agnieszki finał Wimbledonu to spełnione marzenie?

- Spełnione marzenie to na pewno, ale czekamy na wygrany finał. To nie musi być Wimbledon, choć dobrze, że tam to się stało. Przypominam, że mamy cztery Wielkie Szlemy, czyli w roku mamy cztery mistrzostwa świata. To taka specyfika dyscypliny, jaką jest tenis. Wygrany finał będzie wielką radością, czymś niebywałym. Poczekajmy, jeszcze nie powiedzieliśmy ostatniego słowa. Na przyszłość marzy mi się siostrzany finał w Wielkim Szlemie! Dziewczyny grają dobrze, bo wydoroślały, to są kobiety! Tatuś nie musi już ich prowadzić za rączkę. Same potrafią już funkcjonować w świecie tenisa, ciężkim, gdzie nikt nic za darmo im nie da. Tak są ułożone, dzięki Bogu, że mogę już tylko z daleka patrzeć, nie muszę być wiecznie obok, wiecznie obecny.

- Po finale media nie szczędziły pochwał dla Agnieszki. Znawcy tenisa zachwycają się jej grą, wróżą wielką karierę, określono ją nawet jako "najbardziej efektownie grającą tenisistkę na świecie". Zgadza się Pan z tymi opiniami?

- Na pewno! Isia ma taki styl, jakiego ją nauczyłem. Obie siostry grają podobnie. Nie mogliśmy iść w innym kierunku, w kierunku siłowego tenisa, jak wiele zawodniczek. Proszę zauważyć, jak wyglądają inne tenisistki, ile ważą, jak grają. Często też te podane ilości kilogramów są zmanipulowane (śmiech). Proszę więc patrzeć, jak zawodniczka wygląda na korcie, a nie, co jest napisane na kartce z jej danymi. Jeśli ktoś waży pięćdziesiąt parę kilogramów jak Agnieszka i Ula, to trudno, by serwował z prędkością ponad 200 km/godz. Agnieszka to waga papierowa. Ula też jest szczupła, ale nieco wyższa. W przypadku córek to musi być przede wszystkim technika i szybkość, a później wszystkie pozostałe cechy, czyli moc, siła itd.
- W ślady Agnieszki idzie ostatnio Urszula. Gra najlepszy tenis w karierze, była w finale turnieju WTA w Hertogenbosch, zakwalifikowała się na igrzyska, weszła do TOP-50.

- Ula gra super! To trzeba zauważyć. Ogrywa coraz lepsze zawodniczki, zbiera punkty, przesuwa się w rankingu. W tej chwili jest 48. i będzie się "łapała" do największych turniejów bez eliminacji. Jestem przekonany, że wtedy pokaże "lwi pazur"! Od dawna mówię, że z jej siłą gry stać ją na czołową "20" później "10".

- Przed nami igrzyska olimpijskie w Londynie. Jak ocenia Pan szanse córek w tej imprezie?

- Lecę na igrzyska na trzy dni przed ich rozpoczęciem, a po wylocie Agnieszki. Mamy wynajęty dom na Wimbledonie. Będzie blisko na korty. Córki będą bardzo dobrze przygotowane do olimpiady. Ula będzie miała przygotowanie meczowe, bo cały czas gra w USA, to bardzo istotne. Agnieszka od powrotu do Krakowa trenuje ze mną. To kopia z przygotowań do Wimbledonu. Nie wymyślamy niczego nowego, szlifujemy i doskonalimy plusy w jej grze, eliminujemy minusy, jakieś niedociągnięcia. Trudno oceniać ich szanse w Londynie. To jest sport, balonik bywa nadmuchiwany przed wielką imprezą, a później pęka w pierwszej rundzie i koniec. Nadzieja w tym, że mają trzy szanse na zdobycie medalu: w singlu, deblu i grze mieszanej. Ula jest tak samo zdolna. Stać ją, by na trawie Wimbledonu dojść do półfinału. Możemy liczyć na jej medal w singlu. Jeśli zagra, równo, dobrze, spokojnie, stać ją na to. To jest ta sama klasa, co Agnieszka, tylko głowa musi być spokojna. Na szczęście Ula dorośleje i będzie coraz lepiej.

- Oprócz igrzysk ma Pan w planach jeszcze w tym roku wylot na inny turniej, w który zagrają Agnieszka i Ula?

- Zobaczymy, jak córki będą grały. Gdyby na US Open zagrały dobrze, to może polecę do Nowego Jorku na ćwierćfinały.

- Czy w ostatnich miesiącach widzi Pan jeszcze jakiś postęp w grze Agnieszki?

- Na pewno nie ma "dziury" w jej grze, czyli nie ma słabszego uderzenia. To jest jej siła. Gra równo i rywalki nie za bardzo potrafią z nią grać. Isia jest bardzo sprawna, ma kocie ruchy, nie męczy się. Gra optymalnie, czyli ma wyczucie kortu, nie robi niepotrzebnych ruchów, gra ekonomicznie. To jest rewelacyjne, bo oznacza, że może wygrać sześć, siedem meczów pod rząd, czyli wygrać wielkoszlemowy turniej. Na tym to polega, by się skoncentrować, grać równo przez dwa tygodnie. Wielki Szlem to maraton.

- Po sukcesie Agnieszki w Wimbledonie zwiększyło się zainteresowanie jej osobą wśród reklamodawców?

- Mój telefon dzwoni cały czas, to już standard. Szczególnie dużo jest telefonów od mediów, ale media muszą zrozumieć, że jesteśmy w środku sezonu, w okresie przygotowawczym i nie za bardzo mamy czas, by uczestniczyć w całej tej otoczce medialnej. Najlepiej zrobić programy o nas, czasami...bez nas. Tak byłoby najlepiej, nie musimy być osobiście na wokandzie.

Rozmawiała AGNIESZKA BIALIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski