MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Maslenica

Redakcja
Nastał czas Wielkiego Postu. Chrześcijanie - tak katolicy, jak i prawosławni pożegnali, a przynajmniej powinni, aromat mięs, zapach kruchego ciasta, kieliszki wódki i taneczne parkiety. Słowianie zza Bugu uczcili zimowe ostatki z dużo większym rozmachem niż my. W świecie prawosławnym właśnie skończyła się Maslenica.

Prawosławny karnawał

To jedno z najciekawszych świąt na wschodzie chrześcijańskim. Często mówi się, może nazbyt poetycko, iż jest to jeden wielki hymn ku słońcu, uzewnętrznienie wszechobecnej radości.
Maslenica przypada zawsze na siódmy tydzień przed Wielkanocą - w tym roku 12-18 lutego. Nie jest prostym odbiciem zachodniego karnawału, czyli mięsopustu, polskich zapustów. Odróżnia się od nich bogactwem, wciąż żywych nawiązań do tradycji i kultury ludowej, a nawet pogańskiej. To święto o wyjątkowym charakterze - święto życia, zwycięstwa nad zimą, radości ze zbliżającej się wiosny i siewów.
Maslenica zwana Szeroką, czyli powszechnie świętowaną, choć trwa już nie siedem dni jak dawniej, a obecnie zaledwie jeden lub dwa dni weekendu, to wciąż - na Ukrainie i w Rosji oraz w niektórych miastach bałkańskich - jest żywym świadectwem przywiązania do tradycji.

Szalony tydzień

Maslenicę poprzedzał tydzień "pstrokaty", kiedy dowoli używano mięsa i zwierzęcych tłuszczów. Jego szczytem była niedziela, zwana mięsną. Od poniedziałku, kiedy zaczynała się Maslenica, rozpoczynały się dni panowania nabiałów. Każdy dzień z tego tygodnia charakteryzowały inne zwyczaje i zabawy.
Poniedziałek nazywany był "spotkaniem". Wówczas młodzi wznosili ze śniegu góry i wały, ustawiano huśtawki, odśnieżano teren do wszelakich uciech. Dzieci piosenkami przywoływały Maslenicę - "jej słomiane ciało, cukrowe usta, słodką mowę" i zapraszały w gości. W co bogatszych domach już wówczas rozpoczynano pieczenie blin i innych mącznych przysmaków, mniej zamożni czekali do czwartku albo piątku.
Wtorek zwany "zaigryszy" był rzeczywiście pełnym gier i zabaw. Igranie w śniegu, a zwłaszcza zjazdy na workach i sankach z górek i ślizganie po lodzie nie były i nie są po dziś domeną dzieci. Od domu do domu chodziły tzw. pozywatki, czyli ludzie zapraszający (pozywający) do wspólnej zabawy. Częstowani smakołykami i alkoholem byli postrzegani jako zwiastuni szczęścia i dobrego losu. Dzień ten, jak i inne podczas trwania Maslenicy, były okazją do poznania swojego wybranka. Młodzi chłopcy bawili się z dziewczętami, a ich zabawy w tym czasie mogły i były pozbawione zbędnego dystansu, jakie często dzielą obie płci. Szczególnie czczeni byli wówczas nowożeńcy. Obwożono ich na saniach bądź urządzano tzw. słupy - polegające na oglądaniu stojących na głównej ulicy młodych par i zmuszaniu ich do ogromnej liczby pocałunków.
W środę - "łakomczuszkę" poświęcano się obżarstwu. Tego dnia wszystkie teściowe przyjmowały ukochanych zięciów i częstowały ich blinami. Można sobie tylko wyobrazić, co to były za przyjęcia, kiedy matka miała np. kilka zamężnych córek. Czasem wydawano wszystkie oszczędności byle pokazać się przed rodziną zięcia.
Czwartek nazywany był "swawolnym" bądź "szerokim" - stanowił przełom dla całego tygodnia. Teraz bawili się, jedli i pili wszyscy. Nikt nie pracował. Przez wioski i miasteczka przejeżdżał "masleniczny pociąg" - kilka koni, jeden za drugim z umorusanymi jeźdźcami ciągnęło wóz z oblanym piwem i wódką chłopem siedzącym na koszach i skrzyniach jadła. Wówczas też siłowano się i wspinano po posmarowanym łojem słupie, urządzano walki na pięści. Ta ostatnia zabawa zw. kułaczok rządziła się jednak sztywnymi prawidłami, nie wolno było bić leżącego i nigdy napadać we dwóch na jednego - jak wieść niesie zabawę tę lubił sam Iwan Groźny. Pod wieczór na czele uroczystych pochodów pojawiała się gwiazda święta - słomiana kukła Maslenicy, ustrojona w kaftan, czapkę, ozdobny pas i w chodakach. Czasami obok tego idola siadała przebrana kobieta, dzierżąca w rękach ubijak do masła. Dzieci ruszały na obchód chutorów ze śpiewem: "Tryncy-Bryncy, proszę piec blincy!" wypraszając w ten sposób kosze łakoci.
Piątek - "wieczór teściowej" był rewanżem zięcia i jego rodziny wobec teściowej, czyli obżarstwa ciąg dalszy.
Sobota zaś to szansa dla młodych panien - szwagierek (zołowkina to siostra męża). Niezamężne kobiety dwoiły się i troiły, by pokazać zalety młodym kawalerom.
Maslenicę kończyła Niedziela Wybaczania. Dzieciaki zbierały chrust do ogniska, w którym miano spalić kukłę Maslenicy. Wszyscy zaś udawali się do sąsiadów, krewnych i przyjaciół, by prosić o i samemu dać przebaczenie za zło wyrządzone poprzedniego roku.
Końcowy akord Maslenicy w niektórych miastach Rosji obwieszczał chłop siedzący wysoko na słupie, który wymachiwał miotłą grożąc i przestrzegając najbardziej hulających i wykrzykiwał: "Nie proś mleka, blin, jajecznicy".
Poniedziałek po Maslenicy, zwany był "czystym". Wierzono, iż przyszedł czas na oczyszczenie się od grzechu i umartwiania. Mężczyzna dobrze "płukał zęby", najlepiej wódką, i to w obfitości, żeby wypłukać z ust resztkę jedzenia - sera i blin. Gdyby zaniedbał się w tym obowiązku, groziło mu wyrwanie zębów razem z resztkami jedzenia przez głodnego diabła.
W niektórych miejscowościach w celu "wytrząsania blin" urządzano znowu walki na pięści. Wszyscy zaś obowiązkowo w "czysty poniedziałek" myli się w bani.

Rumiane słońce z mąki

Obżarstwo to jedna z cech Maslenicy. Iwan Siergiejewicz Szmielow (1873-1950),_autor książki Leto gospodnie: prazdniki - radosti - skorby (1933 r.), w których zawarł refleksje nad przeszłością i tradycjami prawosławnej Rusi, tak pisał o tym święcie: "Stół ogromny... czego tylko na nim nie ma: ryby na wszelkie sposoby, ikra, ryby w pietruszce, czerwony łosoś, bieługa z zielonymi oczami, ogórki, bryły sera, galarety z octem, porcelanowe wazy są ze śmietaną, z której łyżki sterczą sztywno wbite na sztorc, różowe maselniczki ze złocistym świeżym masłem, karafki, butelki... Misy z uchą i pasztecikami - mnóstwo i mnóstwo blin. Leszcz niezwykłej wielkości z grzybami, z kaszą... Hulanka w Maslenicę. Słońce takie, że rozpuszcza zamarznięte kałuże. Z dachów sarajów błyszczą zwisające sople. Jadą chłopcy z wesołymi wiązkami słomy. Huczą katarynki. Robotnicy tłoczą się w dorożkach przy harmonii. Chłopcy grają w ťblinŤ: ręce zaplecione z tyłu, blin w zębach, próbują go wyrwać nawzajem zębami, lecz nie uronić, wesoło biją się gębami".
Blin to do dzisiaj najbardziej charakterystyczny wytwór Maslenicy. Okrągły, nieduży, rumiany, pulchny, bardziej podobny do racucha niż naszego naleśnika. Pradawny, słowiański, symbol przełomu. Końca zimy, początku roku. Blin to symbol słońca - jak twierdził rosyjski pisarz emigracyjny Aleksander I. Kuprin (1870-1938) - symbol pięknych dni, dobrych plonów i zdrowych dzieci.
Nic dziwnego, że Cerkiew łatwo przyswoiła ten pogański obyczaj i włączyła go w obchody święta Wielkiej Nocy.
Pierwszy blin zazwyczaj oddaje się ubogim lub kładzie na oknie w intencji zmarłych dusz. "Ustanowienie przez Cerkiew serowego tygodnia, z jego skromną, postną oprawą, miało na celu ułatwić wiernym wejście w czas Wielkiego Postu i przygotować do modlitewnego wyciszenia, dyscypliny duchowej. Cóż, idee te pozostały jednak głosem wołającego na puszczy, a Maslenica znalazła się wśród typowych ťprazdnikówŤ i stała się synonimem powszechnej bezgranicznej swawoli" - napisał Siergiej Wasyliewicz Maksimow (1831- 1901), pisarz i etnograf, autor pracy _Obyczaj, wierzenia, kuchnia i napitki Małorosjan.

Trudno oprzeć się przed zjedzeniem choć jednego blina buszując wśród kramów i stołów podczas trwania finału Maslenicy. Dawniej zaczyn na ciasto, zwany z rosyjska oparem przygotowywano na noc przed smażeniem. Dzieżę z ciastem wystawiano no światło księżyca zgodnie z zaśpiewką: "Miesiączku, ty miesiączku, ze złotymi rożkami, spójrz w okienko, wejrzyj na opar". Takie ciasto miało gwarantowaną jakość i z całą pewnością będzie białe i puszyste.
Najlepsze bliny upieczemy z ciasta, które wyrastało 2-3 razy! Gwarancją wyrazistości blina jest też dodanie mąki gryczanej (jeśli mamy grykę, można ją zmielić w młynku) - około 1-2 łyżki przed drugim wyrastaniem ciasta. Jeśli chcecie zjeść ruski blin w Krakowie, udajcie się na Sławkowską do baru "Nikita". Tam wiedzą, co to znaczy rumiany blin!

Nad Dnieprem

Na Ukrainie Maslenica czasem zwana była "Kłodą". Nazwa ta wzięła się od belki, jaką zakładano nieżonatym mężczyznom, i mniejszej przywiązywanej do łydki niezamężnym kobietom... Od owego ciężaru należało się solidnie wykupić...
Ktoś powie, że to dawne zwyczaje i nic już po nich nie zostało. Nic bardziej mylnego! Żeby się o tym przekonać, trzeba koniecznie zafundować sobie wycieczkę za wschodnią granicę. Jednym z miejsc najbliższych granic naszego kraju, gdzie Maslenicę świętuje się w sposób tradycyjny, jest... Kijów.
To fascynujące móc oglądać zabawy 3-milionowego nowoczesnego miasta w nieodległym od centrum skansenie położonym w dawnej wsi Pirogowo (ukraińskie). Wśród chat, cerkwi i wiatraków zwiezionych tu z rozmaitych części Ukrainy w finalny, ostatni dzień Maslenicy od wczesnych godzin porannych kłębią się tłumy Ukraińców.
Wszyscy niosą kosze i paczki z własnym prowiantem: blinami, słoniną, mięsiwem, samogonem lub wódką i Bóg jeden wie, czym jeszcze... Tego dnia urzędnicy ze stołecznych biur, uczniowie i studenci, biznesmeni i robotnicy cofają się niemal o sto lat i ulegają blinowemu szaleństwu. Tańczą hopaki, śpiewają niezliczone kozackie dumki i pieśni komunistyczne, bez względu na wiek zjeżdżają na sankach, grają w rozmaite gry, przeciągają linę, siłują się i okładają pięściami. Piją bimber na lipowych kwiatach, zjadają tony blinów z ikrą, śmietaną, dżemem, zagęszczonym mlekiem, farszem mięsnym...
Przychodzą tu całymi rodzinami, żaden mróz im niestraszny. Biorą udział we wspólnych zabawach. Integracja jest pełna. Goście z zagranicy, tacy jak piszący te słowa, czują się jak w domu... Samogonu i czarnego chleba ze słoniną (zwanym tu snickersem!) starczy dla każdego. Wszyscy czekają na kukłę Maslenicy, chcą zobaczyć jak płonie...
Kiedy wreszcie się zjawia, poprzedzona procesją kobiet i mężczyzn ubranych w kolorowe stroje, odcinające się wyraziście na śniegu, z wielu gardeł dobywa się okrzyk radości - "Maslenico, oj tłusta, wszystko zjadłaś, nas objadłaś, dzieciakom nic nie zostawiłaś".
Kukłę poprzedza niesione na brzozowych widłach pęto kiełbasy - symboliczne pożegnanie się z mięsnymi potrawami. Potem następują śpiewy i występy przygotowane przez zespoły ludowe, jak i te spontaniczne, zorganizowane przez przybyłych, w których pobrzmiewają nuty dawnych tradycji. Tu kobieta niesie koguta w koszu, tam jakiś młodzieniec ciągnie przywiązaną do nogi kłodę, dalej ktoś siłuje się na lodzie... Wszędzie unosi się zapach pieczonych szaszłyków i dym z rozpalanych drewnem samowarów.
Kto choć raz zjadł blina w czas Maslenicy i zapił go mioduchą wie, skąd tyle tęsknoty w rosyjskim powiedzeniu: Oj, Maslenico, Maslenico, jakaż ty krótka - gdybyś trwała przez siedem niedziel, a post tylko jedną...
ALEKSANDER STROJNY
Zdjęcia: Monika Cieciera

Bliny na zaczynie drożdżowym

Składniki: na 1 kg pszennej mąki, dajemy 4-5 szklanek mleka, 3 solidne łyżki masła, 2 jajka, 2 łyżki cukru, małą łyżeczkę soli i 40 g drożdży.
Zaczyn uzyskamy z drożdży rozprowadzonych w 2 kubkach ciepłej wody, do których dodajemy 500 g mąki, a wszystko mieszamy do gładkości. Przez godzinę zaczyn, nakryty lnianą serwetą w ciepłym miejscu rośnie po raz pierwszy. Kiedy ciasto podniesie się należycie, dodajemy sól, cukier, żółtka, rozpuszczone masło oraz resztę mąki - i mieszamy do gładkości. Takie ciasto stopniowo, kubek za kubkiem, rozrzedzamy ciepłym mlekiem. Dzieżę z ciastem odstawiamy - pod przykryciem - do wyrośnięcia po raz drugi. Najlepiej, gdy to się już stanie, ciasto wymieszać raz jeszcze, by nieco opadło. I raz jeszcze odstawić w ciepłe miejsce. Na końcu wmieszać pianę z białek i piec...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski