Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateja: Czasem muszę na chłopaków nakrzyczeć

Redakcja
Robert Mateja bardzo dobrze odnalazł się w roli szkoleniowca FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Robert Mateja bardzo dobrze odnalazł się w roli szkoleniowca FOT. ANDRZEJ BANAŚ
- Z kadrą młodzieżową pracuje Pan niecały rok, a już ma na koncie dwa srebrne medale mistrzostw świata juniorów. Samorodny trenerski talent?

Robert Mateja bardzo dobrze odnalazł się w roli szkoleniowca FOT. ANDRZEJ BANAŚ

ROZMOWA. Nawet zagraniczni trenerzy zazdroszczą nam utalentowanych skoczków - mówi ROBERT MATEJA, trener kadry młodzieżowej

- Nie chcę sam siebie oceniać. Starałem się po prostu robić wszystko jak najlepiej i fajnie, że wyszło, jak wyszło.

- Jednak szybko odnalazł się Pan w nowej dla siebie roli.

- Było mi o tyle łatwiej, że w trenerkę bawiłem się już wcześniej. Pierwsze kroki stawiałem przy Łukaszu Kruczku, a potem doświadczenie zdobywałem, pracując w grupie Adama Małysza z Hannu Lepistoe.

- Praca z Lepistoe to szkoła, w której nauczył się Pan najwięcej?

- Na pewno wiele, ale czy najwięcej? Tego nie da się określić. Bardzo dużo pomogły mi na przykład doświadczenia z czasów, kiedy sam byłem zawodnikiem. Łatwiej mi teraz wejść w skórę podopiecznych, gdyż wiem, co czują, myślą. No i mogą się uczyć na moich błędach, a nie na własnych.

- Jakie cechy powinien mieć dobry trener skoków narciarskich?

- Przede wszystkim powinien dobrze dogadywać się z zawodnikami, rozumieć ich, szanować inne zdanie i czasem zgadzać się na kompromisy.

- Czyli stylem pracy raczej przypomina pan dobrotliwego Hannu Lepistoe niż gwałtownego Pavla Mikeskę?

- Pewnie z każdego trenera, z którym pracowałem, coś wziąłem, choć to też zależy od tego, co pan rozumie przez gwałtowność Mikeski.

- Czech potrafił ostro zrugać zawodnika.

- Mnie też zdarza się krzyknąć. Czasami nie da się inaczej.

- Na przykład kiedy?

- Mieliśmy taką sytuację po świętach Bożego Narodzenia, gdy chłopcy zaczęli słabiej skakać. Okazało się, że niektórzy trochę się przy stole zapomnieli i waga poszła do góry. Wtedy padło parę ostrych słów. Jednak szybko wzięli się za siebie i już było w porządku.

- Co trener Robert Mateja powiedziałby dziś o zawodniku Robercie Matei?

- [śmiech] Nie zastanawiałem się nad tym. Było, minęło. To były zresztą inne czasy. Kiedy ja byłem w wieku moich zawodników, czyli miałem 17-18 lat, to polskie skoki były pare lat za światem. Nie byliśmy słabsi od naszych rówieśników z Austrii, jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne, technikę, ale mieliśmy zdecydowanie gorsze warunki. Zmieniły to dopiero sukcesy Adama. To dzięki niemu powstały projekty uzdrowienia skoków w Polsce, cykl zawodów dla młodzieży Lotos Cup, no i wybudowano obiekty w Szczyrku, Wiśle, Zakopanem. Dziś nie trzeba jeździć po świecie, żeby trenować, to ludzie z zagranicy przyjeżdżają do nas.

- W klubach nadal jest jednak taka sama bieda jak dawniej.

- To prawda. Wszystkie kluby kuleją, próbują przetrwać z dnia na dzień. Mówiąc o dobrych warunkach, miałem na myśli zawodników z reprezentacji A i młodzieżowej, bo oni mają stuprocentowe wsparcie PZN. Co do klubów, to im też przydałby się jakiś program pomocy.

- Jako zawodnik wielkich sukcesów Pan nie osiągnął, jako trener ma Pan je niemal od razu. Mała ironia losu?

- Tak to się potoczyło, i tyle.

- Pańskie życie wygląda chyba jednak cały czas podobnie. Podróże, treningi, zawody.
- Tak, tylko obowiązków mam cztery razy więcej, niż miałem, będąc zawodnikiem. Trzeba być trenerem, kierowcą, księgowym, żeby rozliczyć się z wyjazdów. Roboty jest sporo.

- Ale chyba Pan nie żałuje, że się za to wziął?

- [śmiech] Czasami żałuję, bo za rzadko bywam w domu, ale rekompensatą i nagrodą są sukcesy chłopaków. Poza tym wie pan, jak to jest. Jak człowiek posiedzi tydzień na kanapie, to zaczyna go nosić.

- Zniszczoł i Murańka ze świetnej strony pokazali się teraz w Lahti. Widzi ich Pan za sezon, dwa walczących o zwycięstwa w Pucharze Świata?

- Tak, i to nie tylko moja opinia. Nawet zagraniczni trenerzy gratulują nam tych chłopaków z pokolenia małyszomanii.

- Kilka lata temu stwierdził Pan, że jak Adam Małysz rzuci narty w kąt, to może być koniec skoków w Polsce. Na szczęście się Pan pomylił.

- No tak, ale i tak jeszcze dużo zostało do zrobienia. Po tych chłopakach, którzy wchodzą teraz do kadry, jest dość duża dziura. Pięć-sześć kolejnych roczników już nie rokuje tak dobrze. A poza tym dzieci na treningach jest teraz pięć razy mniej niż dziesięć lat temu.

- Mimo niezłych wyników boom wygasa?

- Po prostu świat się zmienia. 10-15 lat temu, kiedy jechałem do Zakopanego na trening, to widziałem mnóstwo takich małych skoczni udeptywanych przez dzieciaki. Teraz to coraz rzadszy widok.

- Dzięki Panu przy skokach kręci się Adam Małysz, zabrał go Pan jako kierownika ekipy na mistrzostwa świata juniorów. Ten układ ma szansę przetrwać? Za kilka lat on dyrektor, Pan - trener?

- Ciężko mi mówić za Adama. Myślę, że on bardzo chce pomagać, ale nie aż w takim stopniu, żeby być na etacie w PZN. Czasem przyjeżdża na nasze treningi, dyskutujemy nad skokami zawodników, myślimy, co zrobić, żeby było lepiej. Adam ma dobre oko.

- Kiedy ostatni raz skakał Pan na nartach?

- Chyba dwa lata temu.

- Nie ciągnie Pana, żeby znów polatać?

- Ciągnie, nawet bardzo, ale czasu nie ma. To nie tak, że po krótkiej rozgrzewce mógłbym przypiąć narty i skoczyć. Najpierw musiałbym z miesiąc nad sobą popracować, trochę się poruszać. Ale kto wie, może jeszcze kiedyś się uda.

- A syn Kuba idzie już w ślady ojca?

- W tym roku zapisał się do klubu. Ma osiem lat. Nie namawiałem go ani nie zniechęcałem.To był jego wybór.

- Talent ma?

- Przekonamy się. Jak chciałem z nim pojechać na trening i zobaczyć, jak skacze, to poprosił, żebym na razie nie przyjeżdżał. Ale trzymam za niego kciuki. Może wyrośnie na dobrego zawodnika.

Rozmawiał PRZEMYSŁAW FRANCZAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski