Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Błasiak w trudnych momentach radzi sobie z presją

Rozmawiał Jerzy Zaborski
Mateusz Błasiak to kapitan KPS
Mateusz Błasiak to kapitan KPS Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa. Siatkarz KPS Kęty MATEUSZ BŁASIAK już czwarty sezon występuje w I lidze.

- Jest Pan najbardziej doświadczonym zawodnikiem KPS. Czy rola lidera bardziej mobilizuje, czy jest ciężarem?

- Po zwycięstwach nad czołowymi zespołami we własnej hali wielu wprawdzie gratulowało mi postawy za podrywanie kolegów do walki, ale wcale przez to nie traktuję siebie jako przywódcy. Staram się robić swoje. Jeśli przy tym pomagam drużynie, a kibice na swój sposób interpretują moją postawę, to nie będę z tym polemizował.

- W trudnych momentach nie boi się Pan podjąć ryzyka...

- Gdzieś to we mnie siedzi, że jeśli coś nam się nie układa, staram się brać odpowiedzialność za wynik. Koledzy są młodsi ode mnie, więc mogą mieć opory. To już mój siódmy sezon na szczeblu ogólnopolskim. W pierwszej lidze terminuję już czwarty sezon.

- Który sezon w seniorskiej siatkówce był dla Pana najlepszy?

- Pierwszy po awansie na zaplecze ekstraklasy. Wtedy awansowaliśmy do play-off. Mieliśmy jednak mocniejszą drużynę. Byłem jednym z młodszych graczy, więc miałem się od kogo uczyć. W moim przypadku historia zatoczyła koło. Teraz sam muszę pokazać to, czego się nauczyłem.

- Po sezonie nie miał Pan ofert z innych klubów?

- Powiem tak - nie szukałem sobie niczego nowego. Wychowałem się w Kętach, więc nie chciałem zostawić klubu w potrzebie, zwłaszcza że długo ważyły się losy, czy przystąpimy do rozgrywek. Może tak właśnie wygląda lokalny patriota (śmiech). Nie ukrywam jednak, że mając na karku 26 lat, powinienem spróbować czegoś nowego, żeby poznać odpowiedź, czy mogę coś więcej osiągnąć w siatkówce.

- Zabrzmiało to trochę jak zapowiedź pożegnania z klubem z rodzinnego miasta.

- Chyba nikt nie potrafi przewidzieć o przyszłości pierwszoligowej siatkówki w Kętach. Nie jest tajemnicą, że od roku borykamy się z problemami finansowymi. Żyjemy walką o utrzymanie. Mamy na to szansę bez konieczności rozgrywania play-out. Zrobimy wszystko, żeby tego dokonać i udowodnić tym, którzy skreślili nas po pierwszej rundzie, że byli w błędzie.

- Przed finałami w II lidze zapowiedział Pan, że jeśli wywalczycie awans, to zgoli Pan głowę. Czy w tym sezonie nie myślał Pan o podobnym kroku?

- Wtedy mieliśmy turniej finałowy we własnej hali, więc wszystko zależało od nas. Tym razem sytuacja jest nieco inna. Musimy wygrywać, ale walka o ligowe punkty ma swoją specyfikę. Sytuacja zatem jest nieco inna. Pamiętam jednak, że wtedy ochoczo poszedłem do fryzjera, żeby wypełnić obietnicę. Gdyby tylko od mojego ogolenia głowy zależało utrzymanie, byłbym gotów zrobić to po raz drugi (śmiech).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski