Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Kościukiewcz: Osoby ze szczytów sportu i kina to zwyczajni i normalni ludzie

Rozmawiał Paweł Gzyl
Mateusz Kościukiewcz jako słynny piłkarz Górnika Zabrze z lat 70.
Mateusz Kościukiewcz jako słynny piłkarz Górnika Zabrze z lat 70. Fot. Kino Świat
Rozmowa. MATEUSZ KOŚCIUKIEWICZ opowiada jak zagrał Jana Banasia w filmie „Gwiazdy”.

- Często bywa tak, że ktoś, kogo pasją jest film, teatr czy muzyka, nie interesuje się sportem. I na odwrót. To też Twój przypadek?

- Nie. Akurat interesuję się sportem. Jako mały chłopak biegałem za piłką po podwórku i zawsze marzyłem, aby zostać piłkarzem. Teraz w życiu zawodowym udało mi się to spełnić. Dlatego zagrałem w „Gwiazdach”.

- Film był już pokazywany polskiej reprezentacji piłki nożnej. Jak profesjonaliści go ocenili?

- Akcja filmu rozgrywa się w latach 60. i 70., czyli wtedy, kiedy nie było mowy w Polsce o zawodowym sporcie. Młodzi piłkarze patrzyli więc na to, co dzieje się na ekranie, z uśmiechem, jak na jakąś zabawną historię. Tym, którzy bezpośrednio uczestniczyli w opowiadanych w filmie wydarzeniach lub tym, którzy żyli w tamtych czasach, na pewno nie raz zakręciła się w oku łezka nostalgii. Reakcje były więc dosyć skrajne.

- Grasz w „Gwiazdach” postać autentyczną i spotkałeś się z Janem Banasiem. Jak to wpłynęło na budowanie przez Ciebie roli?

- Spotkaliśmy się raz przed filmem i odbyliśmy we dwóch bardzo osobistą rozmowę. Pan Janek opowiedział mi masę zabawnych historii. Pamiętajmy jednak, że film jest jedynie fragmentem rzeczywistości, którą przedstawia w ramach kina rozrywkowego. Nie jest to więc dokument. Pewne historie są więc tu wzięte z życia pana Janka, a inne - wymyślone na potrzeby fabuły i dramaturgii. Po kilku godzinach rozmowy nie wytrzymałem jednak i zapytałem go: czy to w porządku, że będę grał jego postać? Popatrzył na mnie wtedy chwilę i powiedział szczerze, że przypominam mu jego idola z dzieciństwa, George’a Besta, legendarnego zawodnika Manchesteru United. Wtedy poczułem, że wszystko jest OK.

- Jak radziłeś sobie w scenach stadionowych?

- Na szczęście realizacja filmu pozwala na to, aby niektóre sceny najpierw solidnie przygotować, a jak coś nie wyjdzie - kilkakrotnie powtarzać. Moje umiejętności piłkarskie były wystarczające, aby pokazać na ekranie pewien rodzaj profesjonalizmu. Zresztą historia, która jest opowiedziana w „Gwiazdach”, była mi już wcześniej znana. Polska klubowa piłka nie odnosiła zbyt wielu spektakularnych sukcesów - właśnie poza triumfami Górnika Zabrze. Z wielką przyjemnością wziąłem więc udział w tym projekcie.

- Poznałeś zapewne dzięki „Gwiazdom” środowisko piłkarzy. Bardzo różni się ono od aktorskiego?

- Na pewno największe gwiazdy piłki i kina są otoczone całymi sztabami ludzi, którzy pozwalają im na to, żeby mogli się skupić tylko na stojących przed nimi zadaniach zawodowych. W czasach, o których opowiadają „Gwiazdy” było zupełnie inaczej - bo wtedy nie było w Polsce sportu zawodowego. Piłkarze musieli więc wtedy polegać wyłącznie na sobie i swoich decyzjach. Dzisiaj mają natomiast ogromne wsparcie ze strony wielu profesjonalistów. Dlatego wydaje się nam, że osoby ze szczytów sportu i kina są oderwane od rzeczywistości. Tymczasem tak naprawdę, kiedy ma się możliwość ich bliższego poznania, okazuje się, że to zwyczajni i normalni ludzie.

- Wspomniany George Best zmarnował w latach 60. swoją karierę, bo poddał się urokom sławy. Dzisiaj popularność działa na ludzi sportu i kina podobnie?

- Sława i sukces zawsze są niebezpieczne dla ludzi niedojrzałych i ze słabym charakterem. Profesjonalizm i zawodowstwo każą jednak mierzyć się również z takimi sytuacjami. Meandry kariery sportowej i aktorskiej sprawiają na szczęście, że sukcesy przychodzą i odchodzą. Życie zawodowe sportowca różni się tylko tym, że jest krótsze i emerytura przychodzi szybciej. To bardzo trudny moment - traci się wtedy ten podstawowy imperatyw, który pchał sportowca do przodu. W życiu artysty ta sinusoida zmian jest bardziej sezonowa i związana z przejściowymi modami. Można jednak pracować do późnej starości.

- W czasach PRL sport był jedną z niewielu możliwości wyrwania się z ówczesnej szarzyzny. Ty jesteś oczywiście z innego pokolenia. Ale czy aktorstwo było dla Ciebie sposobem na ucieczkę z małej miejscowości?

- Na pewno decyzja o tym, żeby pójść na studia i to do tego na aktorskie, była dla mnie trampoliną do wskoczenia do innej rzeczywistości: dużego miasta i statusu studenta. Ale początkowo to wcale nie było dla mnie takie oczywiste. Człowiek jest jednak tak skonstruowany, że kiedy dotknie tego, co w jego subiektywnym mniemaniu jest dla niego lepsze, to już nie chce tego oddać i chce iść dalej. Dzisiaj z perspektywy lat wydaje mi się to bardzo naturalną drogą. Miałem jednak niezwykłe szczęście spotkania odpowiednich ludzi w odpowiednim momencie, którzy pozwolili mi zrobić karierę.

ZOBACZ TAKŻE: Deweloperzy obudowują pas startowy w Czyżynach

Autor: Joanna Urbaniec, Gazeta Krakowska

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski