Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz Węgorek (MKS Libiąż): Młody, szybki i już uniwersalny, więc bez kłopotów wszedł w seniorskie granie

Jerzy Zaborski
Jerzy Zaborski
Mateusz Węgorek (z piłką) potrafi zrobić użytek ze swojej szybkości, dając radę nawet kilku rywalom
Mateusz Węgorek (z piłką) potrafi zrobić użytek ze swojej szybkości, dając radę nawet kilku rywalom Fot. Jerzy Zaborski
Rozmowa z 19-letnim MATEUSZEM WĘGORKIEM, napastnikiem MKS Libiąż, występującego w klasie okręgowej

Jako jednemu z niewielu młodych zawodników udało się panu płynnie przejść z juniorskiego grania w dorosły futbol.
To było jeszcze w czasie, kiedy MKS Libiąż walczył w chrzanowskiej klasie A. Miałem wtedy 17 lat, kiedy zacząłem trenować z seniorami. Jak już dostałem swoją szansę, to potrafiłem ją wykorzystać. Tak mi się przynajmniej wydaje, skoro trener Jakub Korba regularnie korzystał z moich usług. Dla młodych zawodników najlepsze są takie kluby, w których buduje się drużynę, stawiając na młodych chłopców. Wtedy wszystko jest w nogach i głowie samego zawodnika.

Jak przebiegła aklimatyzacja w zespole?
Dobrze, zwłaszcza, że mieliśmy w zespole wielu młodych zawodników. Dla mnie początek – że tak powiem – był trochę nietypowy. Wcześniej, w juniorach, trener ustawiał mnie na środku obrony, choć jestem ofensywnym zawodnikiem, ale z konieczności, dla dobra zespołu, musiałem się przekwalifikować. Trener wytłumaczył mi, że szukał do obrony kogoś dobrze „czytającego” grę. Zgodziłem się. Tylko ostatni mecz w juniorskim sezonie zagrałem na „szpicy”. W seniorach wróciłem do swoich etatowych obowiązków, czyli byłem ustawiany na prawej pomocy i w ataku.

I jak ocenia pan swoją dyspozycję?
Chyba nieźle. W sezonie, w którym walczyliśmy o mistrzostwo chrzanowskiej klasy A, udało mi się zdobyć osiem goli. Najbardziej utkwił mi w pamięci ten, którego zdobyłem w meczu na własnym boisku przeciwko Startowi Kamień. Pokonaliśmy naszego głównego konkurenta do awansu 2:1. Mnie przypadło w udziale otworzyć wynik. Dopadłem piłki zagranej za plecy obrońców i potem przyszło mi już tylko wygrać pojedynek „sam na sam” z bramkarzem.

Czy można zaryzykować stwierdzenie, że to była taka pana firmowa bramka?
Może i tak. Natura obdarzyła mnie niezłą szybkością, więc jak dostanę dobre podanie, to - zanim obrońca zorientuje się w sytuacji - może tylko obejrzeć moje plecy.

Ma pan gotowe warianty na pokonanie bramkarza?
Jakieś pomysły zawsze mam. Pędząc na bramkarza nie ma zbyt wiele czasu na rozmyślanie. Trzeba też obserwować jak on się zachowuje i do tego starać się wybrać odpowiednie rozwiązanie. W takich sytuacjach najczęściej reaguje się automatycznie. Walka z bramkarzami przypomina trochę pojedynki rewolwerowców. Kto jest szybszy, ten wygrywa. Oczywiście pojedynki z bramkarzami to nie jedyne okoliczności, w których mogę wpisać się na listę strzelców.

A jak kształtowała się pana skuteczność w klasie okręgowej?
Zdobyłem pięć goli. Biorąc poprawkę na to, że poziom w niej jest wyższy niż w klasie A i że rozegraliśmy tylko jedną rundę przez pandemię koronawirusa, to chyba całkiem przyzwoicie. Gdyby udało nam się rozegrać cały sezon ligowy, być może poprawiłbym wynik z klasy A.

Udało się ustrzelić jakiegoś hat-tricka?
Nie. Jednak pokusiłem się o dublet, czyli dwa gole w jednym meczu. Zaaplikowałem je Żarkom, więc w gminnych derbach. To tylko podnosi prestiż tych trafień.

Zawsze chciał pan być piłkarzem?
Będąc w „podstawówce” przez dwa lata zajęcia futbolowe łączyłem z piłką ręczną. Często bywało tak, że z jednego treningu biegłem na drugi. Po dwóch latach uznałem, że muszę dokonać wyboru. Postawiłem na piłkę nożną. Z moim wzrostem, czyli 175 cm, miałbym teraz pewnie trochę kłopotów w piłce ręcznej w walce z atletycznie zbudowanymi przeciwnikami. W piłce nożnej, przy swojej szybkości, potężniejsi rywale nie są straszni. Można ich czasem „zakręcić” na boisku, ale nie o to przecież chodzi. Liczy się interes drużyny.

Nie myślał pan o przybraniu na wadze, chodzi mi bardziej o rozbudowę mięśni.
Mam chyba jakąś specyficzną przemianę materii, bo wagę utrzymuję na stałym poziomie. Na poziomie klasy okręgowej nie muszę być jakoś szczególnie „napakowany”.

Czy w pana rodzinie były piłkarskie tradycje?
Starszy brat, Rafał, liczący obecnie 34 lata, też grywał w piłkę nożną. Najwierniejszymi kibicami są rodzice.

Z pewnością razem z kolegami ostro przygotowuje się pan do nowego sezonu.
Dokładnie, ale mam też zaległości szkolne, wynikające jednak z pandemii koronawirusa. Do zaliczenia roku w Technikum Górniczym muszę do końca lipca zaliczyć miesięczną praktykę zawodową w kopalni. Brakuje mi jej do kompletu do promocji do maturalnej klasy po wcześniejszym już zaliczeniu egzaminów zawodowych teoretycznego i praktycznego. Zatem tegoroczne wakacje są dla mnie wyjątkowe. Jednak wychodzę z założenia, że takie sytuacje kształtują charaktery nie tylko sportowe, ale i w codziennym życiu.

Jak oceni pan poprzedni sezon MKS Libiąż?
Początek ubiegłorocznej jesieni rozbudził trochę nasze apetyty, bo po inauguracyjnej porażce u siebie z Garbarzem Zembrzyce 0:3 przyszła wyjazdowa wygrana nad Gorzowem 4:0 i u siebie z Kalwarianką 1:0. Potem jednak dopadła nas „zadyszka”. Traciliśmy punkty z drużynami ze środka tabeli. Często w pechowych okolicznościach, ale - jako beniaminek - musieliśmy zapłacić frycowe. Tak to sobie przynajmniej tłumaczyłem. Jednak na finiszu rundy pokonaliśmy zespoły, które były w naszym zasięgu, czyli: Victorię Jaworzno, Żarki, Sosnowiankę czy Arkę Babice, więc udało nam się awansować na 12. miejsce w tabeli. Mam nadzieję, że nowy sezon będzie lepszy.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Mateusz Węgorek (MKS Libiąż): Młody, szybki i już uniwersalny, więc bez kłopotów wszedł w seniorskie granie - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski