Natalka Kaczmarczyk w sierpniu ubiegłego roku została pogryziona przez psa sąsiadów. Miała otwartą ranę policzka i okolicy skroniowo-żuchwowej. - O zdarzeniu powiadomiono mnie telefonicznie - opowiada Dorota Kaczmarczyk, mama dziewczynki.
- Natychmiast pojechałam do domu. Na podwórku u sąsiadów były ślady krwi. To było straszne. Nie wiedziałam, co się stało z moją córką. Pojechałam do szpitala i tam przeżyłam następny horror - opowiada.
Opisuje, jak w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym musiała czekać godzinę na interwencję lekarzy. - W tym czasie tylko praktykanci przemywali ranę - twierdzi matka. - Lekarz całkowicie bagatelizował całą sytuację. Choć córka została pogryziona przez psa, nie podano jej antybiotyku i surowicy. Lekarze nie wiedzieli nawet czy pies był szczepiony przeciw ko wściekliźnie. Właścicielka nie miała przy sobie żadnego zaświadczenia, polegano wyłącznie na jej słowach. Nalegałam, aby wezwano policję, bo to przecież małe dziecko, które zostało pogryzione. Niestety nikt nie reagował. Może dlatego, że właściciele psa pracują przy obsłudze szpitala. Wszystko to wyglądało bardzo dziwnie - dodaje Dorota Kaczmarczyk.
Rana została zszyta i opatrzona. Dorota Kaczmarczyk po wyjściu ze szpitala zgłosiła sprawę pogryzienia córki na policję.
Po dochodzeniu prokuratura skierowała sprawę do sądu. Prawdopodobnie do sądu pozwany będzie również limanowski szpital. Zastrzeżenia Doroty Kaczmarczyk budzi zwłaszcza SOR.
- Moja córka była badana w szpitalu w Prokocimiu, tam lekarze byli zaskoczeni, że tuż po zdarzeniu nie podano córce surowicy i antybiotyku. Twierdzą, że było to fatalne przeoczenie. Niestety Natalka po kilku miesiącach nadal przez to cierpi. Wprawdzie wykluczono wściekliznę, ale niestety ciągle jest ryzyko tężca. Badania wykazały, że córka ma ogromne braki w szczepionkach. Ciągle powstają stany zapalne w obrębie blizny. Dalsze leczenie będzie uzależnione od kolejnych specjalistycznych badań - mówi matka.
Dorota Kaczmarczyk złożyła niedawno wizytę dyrektorowi szpitala w Limanowej. Twierdzi, że Dariusz Socha kierujący tą placówką przeprosił ją za niedopatrzenia lekarzy z SOR. Mimo to w limanowskim szpitalu całą sprawę widzi się zupełnie inaczej, niż opisuje ją kobieta. Personel jest zaskoczony pretensjami matki pogryzionej dziewczynki. - Dziecko zostało przywiezione do szpitala przez sąsiadkę, która zgodnie z prawem nie jest opiekunem prawnym, tylko tak zwanym faktycznym - mówi Dariusz Socha. - Sąsiadka nie miała prawa wyrazić zgody na zabieg operacyjny jakim jest zaopatrzenie chirurgiczne ran, chyba, że byłby to stan zagrożenia życia, a ten taki nie był. Lekarze nie mogli działać niezgodnie z prawem - mówi.
To, że lekarze nie mogli zaopatrzyć rany wynikało - jak twierdzi dyrektor - z braku opiekuna prawnego. Po jego przybyciu zabieg wykonano. Dodaje, że informacja jakoby w czasie oczekiwania na opiekuna prawnego nikt nie zaj mował się dzieckiem jest nieprawdziwa. Dodatkowo, zgodnie z prawem, poinformowano o zdarzeniu sanepid. Natomiast matka dziecka została poinformowana o dalszym postępowaniu, czyli kontroli w poradni chirurgicznej.
- Dziecko winno mieć przeprowadzony cykl szczepień zgodnie z kalendarzem, braki w tych szczepieniach wynikają z niedopatrzenia rodzica - twierdzi Jacek Migdał, dyrektor ds. medycznych Szpitala Powiatowego w Limanowej. - Dziecko to, jak każde inne, powinno być zaszczepione między innymi przeciwko tężcowi. Dlatego nie było potrzeby podawania surowicy. Ranę zaopatrywał wysokiej klasy specjalista pracujący na oddziale chirurgii ogólnej naszego szpitala i w jego ocenie nie było konieczności stosowania antybiotyku ze względu na niewielką ranę - dodaje dyrektor Migdał.
Dorota Kaczmarczyk nie jest pierwszą osobą, która ma pretensje do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Limanowej. - Przez SOR przewija się około 200 pacjentów dziennie - odpowiada Dariusz Socha. - Niektórzy mają ciężkie urazy, a inni niegroźne zadrapania. Lekarzom nie jest łatwo tam pracować. Przy takiej liczbie pacjentów zawsze znajdą się krytyczne opinie. Najczęściej dotyczą one czasu oczekiwania na pomoc medyczną. Wiem jak działają odziały ratunkowe w innych szpitalach i według mnie w Limanowej pod tym względem nie jest najgorzej - broni lekarzy dyrektor.
Ale Dorota Kaczmarczyk nie zamierza zostawić sprawy: - W szpitalu pracuje wielu znakomitych lekarzy, ale SOR działa fatalnie. Trzeba wreszcie o tym mówić oficjalnie, bo inaczej sytuacja się nie poprawi - mówi.
JACEK BUGAJSKI, KUBA TOPORKIEWICZ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?