Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maturalna poprzeczka wyżej

Anna Kolet-Iciek
Zmiany są zapowiadane, ale maturalny absurd potrwa jeszcze siedem lat
Zmiany są zapowiadane, ale maturalny absurd potrwa jeszcze siedem lat Michał Gąciarz
Szkolnictwo. Według nowych przepisów już nie wystarczy przyjść na egzamin z przedmiotu dodatkowego, by zdać

Od 2015 r., oprócz obowiązkowych egzaminów z polskiego, matematyki i języka obcego, maturzyści muszą przystąpić do minimum jednego egzaminu z wybranego przedmiotu na poziomie rozszerzonym. W zeszłym roku ten obowiązek dotyczył tylko licealistów, w tym - również uczniów techników. Teoretycznie wynik egzaminu z przedmiotu dodatkowego jest brany pod uwagę podczas rekrutacji na studia, ale jak wiadomo uczelnie mają coraz większy problem z zapełnieniem wszystkich wolnych miejsc i często obniżają kryteria przyjęć.

Nie wszyscy podchodzą poważnie do tego egzaminu z jeszcze jednego powodu: nie ma tu, w przeciwieństwie do pozostałych przedmiotów, ustalonego progu zdawalności, więc wystarczy przystąpić do egzaminu, by go zaliczyć. - Dlatego ta matura jest zwykłą kpiną - mówi Henryk Hołysz, dyrektor Zespołu Szkół Gastronomicznych nr 2 w Krakowie. - Wielu uczniów wchodzi na egzamin i nie udzielając odpowiedzi na żadne pytanie, po 10 minutach z niego wychodzi. To demoralizujące - uważa Hołysz. Świetnie pokazują to wyniki tegorocznej matury, zwłaszcza tej pisanej przez uczniów w technikach: matematykę i chemię napisali średnio na 13 proc. punktów, biologię na 15 proc., fizykę na 24, historię na 26, a wiedzę o społeczeństwie zaledwie na 11 proc. Ten maturalny absurd ma obowiązywać jeszcze przez siedem lat. W 2023 r. wejdą w życie nowe zasady zaliczania matury. Dotyczy to dzieci, które obecnie są w VI klasie szkoły podstawowej.

Chcąc otrzymać świadectwo, uczeń będzie musiał przystąpić w sumie do czterech egzaminów pisemnych i wszystkie zdać na poziomie minimum 30 proc. punktów. Gdyby te zasady obowiązywały w tym roku, maturę - zamiast 80 proc. - zaliczyłoby tylko 60 proc. uczniów.

- Być może te wyniki były tak słabe, bo uczniowie wiedzieli, że tego egzaminu nie muszą zaliczyć, by otrzymać świadectwo maturalne - mówi dr Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Jego zdaniem po wprowadzeniu progu odsetek maturalnych niepowodzeń wzrośnie o 10 proc., co oznacza, że świadectwo otrzyma 70 proc. zdających. - To pomoże odsiać tych, którzy po prostu nie nadają się do studiowania - zaznacza dr Smolik.

Henryk Hołysz podkreśla, że wprowadzenie progu to oczekiwany ruch, ale jak zaznacza, to nie załatwia sprawy. - Rządzący powinni zacząć od podniesienia progu zdawalności egzaminu maturalnego z przedmiotów obowiązkowych - twierdzi Hołysz. - Teraz wynosi on jedynie 30 proc., co w szkolnej skali ocen jest stopniem niedostatecznym. O pozytywnej ocenie mówimy wtedy, gdy uczeń z klasówki czy sprawdzianu zdobędzie minimum 40 proc. punktów. Dlatego próg zdawalności matury powinien zostać podniesiony do minimum 50 proc. z wszystkich przedmiotów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski