65 lat temu zdawali razem egzamin dojrzałości...
Kiedy mieli zacząć swoją przygodę ze szkołą, wybuchła II wojna światowa. Przez nią edukacja dzieci z roczników 1931-33 wyglądała inaczej.
Józef Bałuk, urodzony w roku 1931 wspomina, że szkolny budynek (dzisiejsze Gimnazjum nr 1) częściej zajmowało wojsko lub szpital niż uczniowie. Formalnie jednak szkoła istniała, czego dowodem są świadectwa, które szczęśliwie przetrwały tyle lat i z których dowiadujemy się, zarówno po polsku, jak i po niemiecku, że 10-letni Józef miał ze wszystkich przedmiotów ocenę „bardzo dobry” („sehr gut”). Najwięcej, jak wspomina, nauczył się jednak na tajnych kompletach, na które chodził do Andrzeja Szczepańca i jego żony Marii Szczepańcowej. Do dziś pamięta ich dom, mieszczący się pomiędzy dzisiejszymi ulicami Mickiewicza i Niepodległości i to, jak nieraz uciekali z niego przez okno do ogrodu, kiedy ktoś niespodziewanie zastukał do drzwi.
Pamięta także nazwiska swoich kolegów, którzy razem z nim przychodzili do państwa Szczepańców na lekcje. - Byli to Józef Rusin, Józef Kazanecki… - wymienia pan Józef i na chwilę przerywa. Pyta: - Wie Pani skąd tyle Józefów? Myśmy się rodzili w latach 1931-33, czyli w latach wielkości i legendy Józefa Piłsudskiego. Popularność tego imienia wiąże się właśnie z tą postacią. W mojej licealnej klasie było nas - Józefów - dziesięciu i do tego jedna Józefa.
Po tej dygresji wraca do wyliczenia kolegów z tajnych kompletów: - Tadeusz Szydłowski, Zbigniew Miodoński, Franciszek i Jerzy Pitalowie oraz Antoni Firek. Przychodziło się codziennie, z kajecikami, a uczyliśmy się głównie języka polskiego, historii i geografii. Z tego też powodu, jak wspomina, idąc do liceum byli znacznie lepiej przygotowani z przedmiotów humanistycznych niż ze ścisłych.
We wrześniu 1945 roku zaczął naukę w dzisiejszym I Liceum Ogólnokształcącym, popularnie nazywanym „Kościuszką”. Wtedy nazywało się ono Państwowym Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Myślenicach. - Naukę w nim można było podjąć po piątej klasie szkoły podstawowej. Trwała 6 lat - mówi pan Józef.
Przez pierwsze dwa lata uczyli się w starym budynku, mieszczącym się naprzeciw dzisiejszej Komendy Powiatowej Policji. Główny budynek szkoły już wtedy istniał, ale po wojennej zawierusze był zniszczony. Pamięta, jak sami uczniowie pomagali zasypywać okopy, które pozostały z czasów wojny na szkolnym boisku.
Najbardziej jednak zapamiętał szkolnych pedagogów. - Mieliśmy bardzo, ale to bardzo mądrych dyrektorów i nauczycieli. Dyrektorem za moich czasów był najpierw Seweryn Udziela, a po nim Józef Łukacz. Autorytetami byli także: ks. prof. Wojciech Kowalik, nasz katecheta i opiekun Sodalicji Mariańskiej, profesorowie: Emilia Skibniewska, Zofia Łukaczowa, dr Janina Winowska, Kazimierz Dręgiewicz, Helena Konopkowa, Maria Szamota, Natalia Szumska-Slósarzowa, Aleksandra Chrzanowska, Władysław Gawron, Kazimierz Pikuła, Tadeusz Ślósarz, Wojciech Ślósarz, Stanisław Wołoch, Ludwik Hipolit Michalec, Kazimierz Wójcik, Piotr Szymski i Tadeusz Prus-Wiśniowski.
Pamięta, jakiego przedmiotu uczył każdy z nich. I przede wszystkim, jakim był nauczycielem. Na przykład o Tadeuszu Prusie-Wiśniowskim mówi: - To był geograf z powołania. Był także opiekunem koła krajoznawczego i od 1945 roku organizował nam wycieczki. Jaka to była piękna działalność! Pamiętam, jak jechaliśmy nad morze w wagonach towarowych, albo wycieczkę do Ojcowa odkrytymi ciężarówkami, na których ustawione były ławki. My to nic, ale pamiętam profesora Gawrona w czasie tej wycieczki. Siedział cały pokryty kurzem, który unosił się z drogi.
- Około roku 1950 władze zaczęły się interesować światopoglądem nauczycieli. Efektem było to, że do Myślenic trafili tzw. nauczyciele zesłani. Zesłani z Krakowa na prowincję. Dla nich to była kara, a dla nas… wygrana - mówi Józef Bałuk. - Jedną z takich nauczycielek była dr Janina Winowska, polonistka. Zmarła kilka lat temu skończywszy 100 lat. Albo Kazimierz Dręgiewicz. Co to był za historyk! Jak potrafił wspaniale opowiadać wydarzenia z historii powszechnej.
Pamięta także wychowawców - Andrzeja Głowackiego, historyka, który zmarł i jego następcę Jana Osińskiego, matematyka. - Oni wszyscy, nasi nauczyciele byli naszymi autorytetami, myśmy ich nie tylko szanowali, ale też kochali.
W tym okresie warunki w szkole były bardzo skromne, nie było pomocy naukowych, pracownie fizyczną i chemiczną dopiero urządzano. Lekcje w większości miały formę wykładów. W szkole kwitło za to życie kulturalne. Działał chór, grupa teatralna, która wystawiała spektakle, nie tylko w szkolnych murach, ale też w Domu Parafialnym. Jeździli do teatrów krakowskich. Jeszcze inną działalnością zajmowało się tajne harcerstwo, którego liczni członkowie też wywodzili się z tej szkoły.
W drugiej połowie lat 40. do rocznika pana Józefa dołączyli młodsi koledzy (urodzeni w latach 1932-33). Wprowadzono wtedy siedmioklasowe szkoły podstawowe, a liceum obejmowało klasy VIII-XI. Wtedy też jego klasa, dotąd będąca kolejno pierwszą, drugą nagle stała się... dziewiątą. W jedenastej klasie przystąpili do matury. Niektórzy, wśród nich pan Józef, mieli już wtedy 20 lat, a inni 17. W sumie w 1951 roku zdawało ją w tym liceum ok. 120 osób - pisemnie polski i matematykę. Był też egzamin ustny.
Przed maturą nie urządzano studniówki, za to po egzaminach w szkole odbył się komers.
Po maturze i komersie każdy ruszył w swoją stronę. Zostali lekarzami, wykładowcami wyższych uczelni, nauczycielami, inżynierami, księżmi, aktorami...
Józef Bałuk związał się z myślenickim LO na dłużej. Po maturze studiował polonistykę, a po studiach zaczął uczyć właśnie tu, w swojej „starej” szkole. W 1973 roku został jej wicedyrektorem i na tym stanowisku pracował do emerytury, czyli do roku 1992. Tu poznał swoją przyszłą żonę. Tę szkołę skończył też jego dwie córki oraz jego dwaj wnukowie.
Maturzyści z rocznika 1951 nie rozstali się na zawsze, nie zapomnieli o sobie. Pierwszy raz spotkali się na 10-leciu matury. - To był bal a odbył się w restauracji u Ponurskiego w rynku. Byliśmy jeszcze młodzi, jeszcze wtedy byli z nami nasi profesorowie - wspomina pan Józef.
Od tego czasu spotykają się regularnie co pięć lat. Z każdym spotkaniem jest ich, niestety, coraz mniej. Mają coraz więcej zniczy, które idą zapalić na grobach swoich kolegów, koleżanek i nauczycieli. Zawsze zamawiają też mszę za nich. - Zawsze serdecznie ich wspominamy, bo dali nam tyle serca i mądrości. Wspominamy też naszą młodość, nasze pierwsze zachwyty, miłości, klęski, wszystko było wtedy nowe, pierwsze…
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?