Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maturzyści z rocznika 1951

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Myśleniccy maturzyści z 1951 roku. Józef Bałuk - pierwszy z prawej w pierwszym rzędzie
Myśleniccy maturzyści z 1951 roku. Józef Bałuk - pierwszy z prawej w pierwszym rzędzie Fot. archiwum prywatne
Historia. Nie jest niczym dziwnym, ani rzadkim, że absolwenci szkół spotykają się na szkolnych zjazdach lub rocznicach matur. Trzeba jednak przyznać, że wyjątkiem jest grupa uczniów Liceum Ogólnokształcącego w Myślenicach, która spotyka się regularnie od 65 lat!

65 lat temu zdawali razem egzamin dojrzałości...

Kiedy mieli zacząć swoją przygodę ze szkołą, wybuchła II wojna światowa. Przez nią edukacja dzieci z roczników 1931-33 wyglądała inaczej.

Józef Bałuk, urodzony w roku 1931 wspomina, że szkolny budynek (dzisiejsze Gimnazjum nr 1) częściej zajmowało wojsko lub szpital niż uczniowie. Formalnie jednak szkoła istniała, czego dowodem są świadectwa, które szczęśliwie przetrwały tyle lat i z których dowiadujemy się, zarówno po polsku, jak i po niemiecku, że 10-letni Józef miał ze wszystkich przedmiotów ocenę „bardzo dobry” („sehr gut”). Najwięcej, jak wspomina, nauczył się jednak na tajnych kompletach, na które chodził do Andrzeja Szczepańca i jego żony Marii Szczepańcowej. Do dziś pamięta ich dom, mieszczący się pomiędzy dzisiejszymi ulicami Mickiewicza i Niepodległości i to, jak nieraz uciekali z niego przez okno do ogrodu, kiedy ktoś niespodziewanie zastukał do drzwi.

Pamięta także nazwiska swoich kolegów, którzy razem z nim przychodzili do państwa Szczepańców na lekcje. - Byli to Józef Rusin, Józef Kazanecki… - wymienia pan Józef i na chwilę przerywa. Pyta: - Wie Pani skąd tyle Józefów? Myśmy się rodzili w latach 1931-33, czyli w latach wielkości i legendy Józefa Piłsudskiego. Popularność tego imienia wiąże się właśnie z tą postacią. W mojej licealnej klasie było nas - Józefów - dziesięciu i do tego jedna Józefa.

Po tej dygresji wraca do wyliczenia kolegów z tajnych kompletów: - Tadeusz Szydłowski, Zbigniew Miodoński, Franciszek i Jerzy Pitalowie oraz Antoni Firek. Przychodziło się codziennie, z kajecikami, a uczyliśmy się głównie języka polskiego, historii i geografii. Z tego też powodu, jak wspomina, idąc do liceum byli znacznie lepiej przygotowani z przedmiotów humanistycznych niż ze ścisłych.

We wrześniu 1945 roku zaczął naukę w dzisiejszym I Liceum Ogólnokształcącym, popularnie nazywanym „Kościuszką”. Wtedy nazywało się ono Państwowym Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącym w Myślenicach. - Naukę w nim można było podjąć po piątej klasie szkoły podstawowej. Trwała 6 lat - mówi pan Józef.

Przez pierwsze dwa lata uczyli się w starym budynku, mieszczącym się naprzeciw dzisiejszej Komendy Powiatowej Policji. Główny budynek szkoły już wtedy istniał, ale po wojennej zawierusze był zniszczony. Pamięta, jak sami uczniowie pomagali zasypywać okopy, które pozostały z czasów wojny na szkolnym boisku.

Najbardziej jednak zapamiętał szkolnych pedagogów. - Mieliśmy bardzo, ale to bardzo mądrych dyrektorów i nauczycieli. Dyrektorem za moich czasów był najpierw Seweryn Udziela, a po nim Józef Łukacz. Autorytetami byli także: ks. prof. Wojciech Kowalik, nasz katecheta i opiekun Sodalicji Mariańskiej, profesorowie: Emilia Skibniewska, Zofia Łukaczowa, dr Janina Winowska, Kazimierz Dręgiewicz, Helena Konopkowa, Maria Szamota, Natalia Szumska-Slósarzowa, Aleksandra Chrzanowska, Władysław Gawron, Kazimierz Pikuła, Tadeusz Ślósarz, Wojciech Ślósarz, Stanisław Wołoch, Ludwik Hipolit Michalec, Kazimierz Wójcik, Piotr Szymski i Tadeusz Prus-Wiśniowski.

Pamięta, jakiego przedmiotu uczył każdy z nich. I przede wszystkim, jakim był nauczycielem. Na przykład o Tadeuszu Prusie-Wiśniowskim mówi: - To był geograf z powołania. Był także opiekunem koła krajoznawczego i od 1945 roku organizował nam wycieczki. Jaka to była piękna działalność! Pamiętam, jak jechaliśmy nad morze w wagonach towarowych, albo wycieczkę do Ojcowa odkrytymi ciężarówkami, na których ustawione były ławki. My to nic, ale pamiętam profesora Gawrona w czasie tej wycieczki. Siedział cały pokryty kurzem, który unosił się z drogi.

- Około roku 1950 władze zaczęły się interesować światopoglądem nauczycieli. Efektem było to, że do Myślenic trafili tzw. nauczyciele zesłani. Zesłani z Krakowa na prowincję. Dla nich to była kara, a dla nas… wygrana - mówi Józef Bałuk. - Jedną z takich nauczycielek była dr Janina Winowska, polonistka. Zmarła kilka lat temu skończywszy 100 lat. Albo Kazimierz Dręgiewicz. Co to był za historyk! Jak potrafił wspaniale opowiadać wydarzenia z historii powszechnej.

Pamięta także wychowawców - Andrzeja Głowackiego, historyka, który zmarł i jego następcę Jana Osińskiego, matematyka. - Oni wszyscy, nasi nauczyciele byli naszymi autorytetami, myśmy ich nie tylko szanowali, ale też kochali.

W tym okresie warunki w szkole były bardzo skromne, nie było pomocy naukowych, pracownie fizyczną i chemiczną dopiero urządzano. Lekcje w większości miały formę wykładów. W szkole kwitło za to życie kulturalne. Działał chór, grupa teatralna, która wystawiała spektakle, nie tylko w szkolnych murach, ale też w Domu Parafialnym. Jeździli do teatrów krakowskich. Jeszcze inną działalnością zajmowało się tajne harcerstwo, którego liczni członkowie też wywodzili się z tej szkoły.

W drugiej połowie lat 40. do rocznika pana Józefa dołączyli młodsi koledzy (urodzeni w latach 1932-33). Wprowadzono wtedy siedmioklasowe szkoły podstawowe, a liceum obejmowało klasy VIII-XI. Wtedy też jego klasa, dotąd będąca kolejno pierwszą, drugą nagle stała się... dziewiątą. W jedenastej klasie przystąpili do matury. Niektórzy, wśród nich pan Józef, mieli już wtedy 20 lat, a inni 17. W sumie w 1951 roku zdawało ją w tym liceum ok. 120 osób - pisemnie polski i matematykę. Był też egzamin ustny.

Przed maturą nie urządzano studniówki, za to po egzaminach w szkole odbył się komers.

Po maturze i komersie każdy ruszył w swoją stronę. Zostali lekarzami, wykładowcami wyższych uczelni, nauczycielami, inżynierami, księżmi, aktorami...

Józef Bałuk związał się z myślenickim LO na dłużej. Po maturze studiował polonistykę, a po studiach zaczął uczyć właśnie tu, w swojej „starej” szkole. W 1973 roku został jej wicedyrektorem i na tym stanowisku pracował do emerytury, czyli do roku 1992. Tu poznał swoją przyszłą żonę. Tę szkołę skończył też jego dwie córki oraz jego dwaj wnukowie.

Maturzyści z rocznika 1951 nie rozstali się na zawsze, nie zapomnieli o sobie. Pierwszy raz spotkali się na 10-leciu matury. - To był bal a odbył się w restauracji u Ponurskiego w rynku. Byliśmy jeszcze młodzi, jeszcze wtedy byli z nami nasi profesorowie - wspomina pan Józef.

Od tego czasu spotykają się regularnie co pięć lat. Z każdym spotkaniem jest ich, niestety, coraz mniej. Mają coraz więcej zniczy, które idą zapalić na grobach swoich kolegów, koleżanek i nauczycieli. Zawsze zamawiają też mszę za nich. - Zawsze serdecznie ich wspominamy, bo dali nam tyle serca i mądrości. Wspominamy też naszą młodość, nasze pierwsze zachwyty, miłości, klęski, wszystko było wtedy nowe, pierwsze…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski