Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Metallica

Redakcja
Gdy 3 marca 1986 roku Metallica wydała swoje magnum opus, czyli rewelacyjny album "Master Of Puppets” wydawało się, że niemal automatycznie wchodzi w najlepszy okres w swojej karierze.

Jerzy Skarżyński Radio Kraków: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (90)

Niestety, 27 września Mistrz Marionetek pociągnął za zły sznurek... Tego bowiem dnia, nad ranem, w pobliżu miejscowości Ljungby w Szwecji, w drodze ze Sztokholmu do Kopenhagi, autokar, którym jechali muzycy Metalliki, wpadł w poślizg. Tak się niefortunnie złożyło, że basista zespołu, Cliff Burton, w momencie przechylania się pojazdu wypadł przez okno i... został przez niego przygnieciony. Zginął na miejscu. Gdy minął pierwszy szok, przed Jamesem, Kirkiem i Larsem stanęło pytanie, co dalej? Początkowo optowali za rozwiązaniem swojej grupy, ale w końcu, po namowach wielu osób (podobno w tym także matki Burtona), zdecydowali, że zostaną razem. A skoro tak, to trzeba było zająć się szukaniem następcy Cliffa. Rozesłano wici, które sprawiły, że został nim muzyk z grupy Flotsam And Jetsam – Jason Newsted. Z nim, niemal dwa lata później, formacja wydała swój kolejny album – "... And Justice For All”.

Zanim ruszymy, muszę od razu zaznaczyć, że w wypadku tego krążka zdarzyło się coś, co pozwala znaleźć pewną analogię między nim a omówionym tydzień temu longplayem Iron Maiden. Otóż nie chodzi o podobieństwo muzyki obu zespołów, lecz o fakt bezspornego zainteresowania się jednego i drugiego bardziej progresywnym sposobem wykonywania utworów. U Ironów przejawiło się to poszerzeniem instrumentarium o syntezatory, natomiast u Metalliki wyraźnym wydłużeniem i pokomplikowaniem aranżacji.

Słowem – zrobiło się zdecydowanie ciekawiej! A teraz, już konkretnie. 65-minutowe "... And Justice For All” zaczyna piorunujący potęgą i zaskakujący zmiennością temat "Blackened”. Jest szalenie precyzyjnie (sekcja) i ekscytująco (gitary). W blisko siedem minut później delikatnym intro zaczyna się blisko 10-min nagranie tytułowe płyty. Delikatny wstęp zostaje nagle rozwalony na strzępy (ależ bębni Lars), a potem... po prostu Metallica. Bez cienia litości! Trójka – "Eye Of The Beholder” nadjeżdża z oddali, a w warstwie instrumentalnej, brzmi jak szlifierka obrabiająca szlachetną stal. Czwórka – legendarne "One”: strzały, wybuchy, helikoptery, pyszny duet wioślarski przykryty frapującym śpiewem i stopniowe dokręcanie śruby. Od połowy zajęcia na polu walki. Obłęd!

A dalej... dalej mamy jeszcze (zaklęte w pięciu tytułach) 35-minut tak rewelacyjnego śpiewogrania, że nawet z pomocą słownika terminów hutniczych (oczywiście jeśli taki istnieje) nie udałoby się go odpowiednio opisać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski