Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miałam koty - Kubusia i balbinkę

Danuta BudnerOpr. (MAT)
Kubuś
Kubuś zdjęcia: archiwum autorki
Czytelnicy piszą o swoich kotach

Po wprowadzeniu się z mężem do nowego domu zastaliśmy szarych współlokatorów. Mieliśmy do wyboru: polubić myszki (pułapki wykluczone!), albo koty. Wybraliśmy to drugie, i tak się zaczęła nasza przygoda z kotami. Najpierw była malutka kotka, wykarmiona przez suczkę pekinkę w trakcie urojonej ciąży, a potem pojawiły się następne, bezdomne, ogrodowe. Przychodziły się pożywić, niekiedy spały w domu. Czasem było ich około dziesięciu, a nawet więcej. Niektóre odchodziły szybko, niektóre żyły po kilkanaście lat.

Po odejściu ostatniej kotki, czarnej Kleopatry, wzięliśmy z fundacji biało-czarną „uliczną” kotkę Balbinkę. Miała około trzech lat i trudny życiorys. Pokochaliśmy ją bardzo, a ona nas. Zaprzyjaźniła się z naszym „azylowym” psem Miśkiem. Zawsze siedziała na moim fotelu, a najczęściej na kolanach, w nocy spała przytulona do mojego policzka. Pewnego dnia wyszła do ogrodu i zaginęła. Nie pomogły poszukiwania, rozlepianie ogłoszeń - kotki ani śladu. Po dziesięciu dniach stał się cud: Balbisia przyszła do domu, bardzo wychudzona, z poranionymi łapkami, ale cała, spragniona wody i bardzo głodna. Znowu zaczęły się szczęśliwe dni. Niestety, po kilku miesiącach Balbisia zachorowała na raka. Leczenie nie pomagało i nadszedł smutny dzień, w którym trzeba było Balbisi pomóc. Z moich rąk przeszła spokojnie na „różową chmurkę”, z której patrzy na nas i cichutko mruczy. Został żal, smutek, kilka fotografii i wspomnienie głaskania miękkiego futerka.

Pewna letnia sobota zaczęła się tragicznie. Ogrodowa kotka zabiła się w uchylnym oknie. Moja pekinka Szuszu zaczęła kręcić się w przyziemiu domu i szczekać przy pudle z gazetami. Okazało się, że leży tam malutkie, rude kociątko. Rozpłakałam się i wzięłam kociątko w dłonie, a ono zaczęło miętosić łapkami. Nagle olśniła mnie myśl: mój uczeń Karol opowiadał mi o swojej kotce i jej dzieciach. Pobiegłam do niego. Podłożył kotka do swoich kociąt do koszyka. Za chwilę przyszła kocia mama i przygarnęła sierotkę. Po dwóch miesiącach wzięłam odchowanego kotka, dałam mu na imię Kubuś i zamieszkał z całym naszym „zwierzyńcem”. Po około dwóch latach zakochał się i poszedł za kotką na pobliskie łąki. Nie wrócił do domu. Minęło 8 miesięcy, gdy zlokalizowałam Kubusia, a sąsiadka zwabiła go wątróbką i przyniosła do nas. Kubuś siedział pod kanapą przez trzy miesiące i przypominał sobie poprzednie życie. Pewnego dnia wyszedł spod kanapy i przyszedł do kuchni na śniadanie. Od tego dnia żył szczęśliwie. Odszedł od nas w wieku 18 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski