Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miałeś chamie złoty róg, czyli Rybczyński o Alvernia Studios

Urszula Wolak
Zbigniew Rybczyński: Polska nie jest krajem dla wizjonerów
Zbigniew Rybczyński: Polska nie jest krajem dla wizjonerów PAWEł RELIKOWSKI
Rozmowa. - Tyczyński nie zna się na produkcji nowoczesnych filmów, ale wydając setki milionów swoich prywatnych złotych na powstanie Alverni, udowodnił, że nie chodzi mu o napchanie własnej kieszeni - ocenia ZBIGNIEW RYBCZYŃSKI, laureat Oscara.

- Czy docierały do Pana sygnały o złej kondycji finansowej Alvernia Studios?

- Nie docierały, ale krach finansowy Alvernia Studios - przynajmniej w zaplanowanym przez Stanisława Tyczyńskiego kształcie i skali - to w polskiej rzeczywistości tylko kwestia czasu. Niezależnie od tego uważam, że sam fakt istnienia Studios przez ponad osiem lat jest jego wielkim sukcesem.

CZYTAJ TAKŻE: Spowiedź Stanisława Tyczyńskiego: Jeżeli kogoś zawiodłem, to siebie

W kraju niezbyt przyjaznym dla wizjonerów i krajowych przedsiębiorców niemających "kolesiowskich" układów z władzami, Tyczyński nie tylko sam sfinansował i zrealizował swoją niezwykłą wizję, ale przez lata konsekwentnie dopłacał do wszystkich produkcji, które powstawały w Alverni. Niestety, każdy worek pieniędzy ma swoje dno.

- Jakie mogły być, Pańskim zdaniem, przyczyny kryzysu? Przecież spółka uchodziła za najlepszą na świecie? Czy to oznacza, że Polska nie jest gotowa na realizację tak wielkich przedsięwzięć filmowych w postaci usług oferowanych przez Alvernia Studios?

Zobacz również:
Świat filmu nie zna litości >>

- Przy wielkim szacunku do Stanisława, muszę powiedzieć, że znakomicie zna się na dźwięku, ale nie na technologii filmowej i realiach związanych z produkcją nowoczesnych filmów, które głównie polegają na wizualnych efektach specjalnych. Uważał, że wystarczy kupić w ogromnych ilościach najlepszy na świecie sprzęt, zakupić wiele programów, zainstalować to wszystko pod jednym dachem i zatrudnić wielu specjalistów znających się na obsłudze.

- Dlaczego to nie wystarcza?

- Takie rozwiązanie prowadzi prosto do katastrofy. Na Zachodzie studia filmowe o wiele skromniejsze od Alverni, które zrealizowały sławne filmy nagrodzone wieloma Oskarami, bankrutowały zaraz po zakończeniu produkcji - od "Matrixa" po "Życie Pi". Istniejąca obecnie technologia i związana z tym metodologia realizacji efektów specjalnych wymaga zatrudnienia tysięcy ludzi i jest po prostu bajońsko droga.

- Czy nie można w inny, bardziej ekonomiczny sposób osiągnąć takich samych albo o wiele lepszych rezultatów?
- Oczywiście, że można, ale trzeba być świadomym, jak tego dokonać. Istniejąca sytuacja jest wynikiem braku symbiozy między nauką i sztuką, co w obecnej epoce tworzy przepaść między technologami i artystami. Szczególnie dotyczy to twórców filmowych - włączając w to producentów, nieposiadających praktycznie jakiejkolwiek wiedzy naukowo-technologicznej, a jednocześnie coraz bardziej uzależnionych od używania coraz to bardziej skomplikowanych narzędzi.

Sęk w tym, że technolodzy nie tworzą nowych narzędzi z myślą o artystach i sztuce filmowej; to rodzaj "odrzutów" wielkich przemysłów pracujących głównie na potrzeby wojska, telekomunikacji, energetyki, medycyny, banków itd. Nie istnieje na świecie jakikolwiek gotowy system lub "maszyna" produkująca efekty specjalne, bez których trudno byłoby mówić o nowoczesnym kinie.

- W kuluarach mówi się, że Tyczyńskiego zgubiła fantazja, która poniosła fiasko w konfrontacji z szarą rzeczywistością. To możliwe? Czy rzeczywiście zawiedli ludzie, a może przyczyną mógł być niesprzyjający przedsiębiorcom wizjonerom system podatkowy w Polsce?

- Moim zdaniem określenie "zgubiła fantazja" w żaden sposób nie pasuje do dzieła Tyczyńskiego. Alvernia Studios, niezależnie od tego, co poprzednio powiedziałem na temat innego profilu firmy, jest obecnie jednym z najlepiej wyposażonych technologicznie studiów filmowych na świecie - a, być może, posiada wyposażenie najlepsze. Teoretycznie to wielki potencjał nie tylko dla rozwoju i przyszłości polskiej kinematografii, ale także dla rozwoju polskiego przemysłu, a nawet nauki. Ktoś ważny w tym kraju powinien sobie z tego zdawać sprawę, ale wątpię, że taka osoba w Polsce się znajduje.

- Jakie widziałby Pan konkretnie rozwiązanie, które mogłoby uzdrowić sytuację w Alverni?

- Jeżeli egzystencja studia jest obecnie zagrożona, władze powinny szybko pomóc i to w bardzo konkretny i nietypowy jak na Polskę sposób. Np.: poza natychmiastową budową zjazdu z autostrady, przez trzy lata Alvernia powinna być zwolniona ze wszystkich podatków i przez trzy lata powinna otrzymywać co roku, powiedzmy, 30 mln zł w formie bezzwrotnych dotacji, bez potrzeby jakiegokolwiek rozliczania się.

- Po pierwsze, na gruncie polskiego i unijnego prawa to prawie niewykonalne, by nie powiedzieć niemożliwe. Po drugie, to pytanie o sens inwestowania w prywatny biznes publicznych środków. Po trzecie, czy Tyczyńskiemu można zaufać?
- Tyczyński wydając setki milionów złotych ze swoich prywatnych pieniędzy na powstanie czegoś tak niezwykłego jak Alvernia, udowodnił, że nie chodzi mu o napchanie własnych kieszeni, a kierują nim wyższe cele. Tacy ludzie są największym skarbem Polski, gdyż tylko oni mogą być gwarantem postępu. Takim ludziom mądra władza powinna pomagać w ciężkich sytuacjach. Jednak trudno mi sobie wyobrazić, że tak się stanie. Stanisław jest samotnikiem, człowiekiem bezkompromisowym, ma opinię narwańca i nie zadaje się z wysoko ustosunkowanymi kolesiami. Myślę, że w Polsce jest bardzo mało osób, które prawdziwie doceniają to, co w życiu osiągnął.

- Czy pomoc władz nie okazałaby się jednak dla Tyczyńskiego przekleństwem?

- Gdyby otrzymał jakimś cudem pomoc ze strony władz, udzieloną w typowy sposób, według przepisów, z całym tym biurokratycznym nonsensem, z mianowanym prezesem lub "kolesiem" dyrektorem - jestem raczej pewny, że ta pomoc mogłaby okazać się ostatecznym gwoździem do trumny Alverni. Prędzej czy później Tyczyńskiego spotkałoby to samo, co spotkało mnie we Wrocławiu. Po kilku latach byłby wyrzucony z Alverni na bruk, a jego własność byłaby mu ukradziona przez polskie państwo.

- Teoria spiskowa?

- Proszę nie myśleć, że to wizja jak z jakiegoś przerażającego horroru - ja tego sam doświadczyłem na własnej skórze. Przez cztery lata pracowałem we Wrocławiu nad stworzeniem studia filmowego według własnego projektu, opartego na moich wynalazkach, które w istotny sposób usprawniają produkcję efektów specjalnych. Instytucja ta, o nazwie Centrum Technologii Audiowizualnych (CeTA), miała zrealizować ideę opisanego powyżej "Instytutu Obrazu", będącego alternatywą technologiczną i ekonomiczną Alverni Studios, ale nie konkurującą z Tyczyńskim. Wręcz przeciwnie, wyobrażałem sobie daleko idącą współpracę w celu stworzenia naprawdę nowoczesnej kinematografii w Polsce.​​​​​Zamiast wyłącznie inwestować w zakupy tego co już istnieje zagranicą, Stanisław powinien stworzyć supernowoczesny „Instytut Obrazu”, mający za cel rozwój i budowę własnych, nowych narzędzi oraz wykształcenie nowej generacji artystów/technologów. W synchronie z futurystycznymi kopułami, w Alverni powinna powstać zupełnie nowa, futurystyczna metodologia produkcji filmowych. Jestem głęboko przekonany, że zaowocowałoby to w stworzeniu zarówno zupełnie nowatorskich filmów jak i wielu nowatorskich technologii. W tych obu dziedzinach jest obecnie na świecie ogromne zapotrzebowanie i wielki rynek. W ramach środków finansowych, którymi Stanisław dysponował - wszystko to byłoby jak najbardziej możliwe do zrealizowania, ale niestety, jego wizja nie na tym polegała.

- Co zawiodło w realizacji Pańskich palnów?

- Na mój projekt, łącznie z poprawą infrastruktury budynku, zostało wydanych około 26 milionów publicznych pieniędzy. Do pomocy w realizacji projektu otrzymałem zespół administracyjny kierowany przez kolejnych trzech dyrektorów naczelnych, mianowanych przez ministra kultury. Zespół ten zarządzał finansami i wszelkimi sprawami administracyjno-prawnymi. Niestety, niekompetencja urzędników oraz bezsensowne przepisy biurokratyczne dotyczące wydawania środków publicznych były powodem żółwiego tempa budowy, co w świecie współczesnej technologii jest rzeczą nie do przyjęcia.

Gdy po jakimś czasie odkryłem, że pieniądze przeznaczone na projekt są dodatkowo rozkradane przez dyrekcję i publicznie to ujawniłem, zostałem wyrzucony z pracy, z nakazem opuszczenia budynku w ciągu 15 minut. Na "pożegnanie" zostałem okradziony z mojego prywatnego sprzętu, będącego częścią systemu zbudowanego w oparciu o moje wynalazki. Po dwukrotnym złożeniu do wrocławskiej prokuratury zawiadomienia o bezprawnym przywłaszczeniu mojej własności, prokuratura dwukrotnie umorzyła w tej sprawie śledztwo, sankcjonując tym samym kradzież prywatnego mienia przez państwową instytucję.

- Jaki, Pańskim zdaniem, będzie scenariusz wydarzeń, jeżeli Alvernia ogłosi upadłość?

- Przede wszystkim wielka radość wszystkich zawistnych. Futurystyczne kopuły Alverni staną się pewnie popularnym lunaparkiem lub, jak CeTA we Wrocławiu, bardzo drogim domem kultury. Wtedy na pewno zostanie wykonany zjazd z autostrady, na którego budowę Tyczyński nigdy nie dostał pozwolenia, co przez lata zupełnie paraliżowało działalność Alvernia Studios. Jeśli natomiast chodzi o samego Stanisława, mam nadzieję, że będzie wiedział, co dalej zrobić ze swoim życiem. Może jak Karpiński zacznie hodować tłuste świnie, albo jak Kluska zajmie się produkcją znakomitego sera, albo jak ja - wyemigruje z Polski.

- Jaki wpływ na filmowy pejzaż Polski może mieć upadek Alverni?
- Przed ponad stu laty, w pobliskim Krakowie, mądry artysta i wielki wizjoner napisał: "Miałeś chamie, złoty róg… ostał ci sie ino sznur…".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski