MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Miały być hostessami

Redakcja
Odpowiadają za handel ludźmi, sutenerstwo i działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. W ciągu dwóch lat mieli przehandlować co najmniej 100 kobiet do włoskich i greckich nocnych klubów.

Ewa Kopcik: HISTORIE Z PARAGRAFEM

Proces rozpoczął się w krakowskim sądzie w minionym tygodniu i toczy się za zamkniętymi drzwiami. Na ławie oskarżonych zasiada 15 osób, w tym 9 kobiet - z Krakowa, Warszawy, Legnicy i Pruszkowa. Jest wśród nich aktor, lekarz i polsko-włoskie małżeństwo. Według prokuratury to największa w Polsce sprawa dotycząca handlu kobietami. Sam akt oskarżenia liczy ponad 300 stron.

Śledztwo zaczęło się w 2007 r., gdy jedna z pokrzywdzonych zgłosiła się do krakowskiej policji. Dziewczyna dwa lata wcześniej trafiła w internecie na ogłoszenie o poszukiwaniu "eleganckich hostess", które miały reklamować drogie alkohole w restauracjach zagranicznych kurortów. Dała się skusić. Odpowiedziała na anons, wysłała dwa zdjęcia - jedno twarzy, drugie sylwetki. Znajomość języka obcego nie była konieczna, liczył się tylko wygląd. Kandydatki miały mieć między 18 a 30 lat.

- Wybrane dziewczyny zapraszano na jednodniowe szkolenie do Warszawy, podczas którego poznawały kilka grzecznościowych zwrotów w języku greckim lub włoskim. Miały też wziąć z sobą elegancki strój wieczorowy - opowiadają śledczy.

Po pokazie i ostatecznej selekcji, podpisywano z dziewczynami umowy. Szef grupy zobowiązywał się, że dopełni wszelkich starań, aby zdobyły dobrze płatną pracę i by zalegalizowano ich pobyt za granicą. One z kolei podpisywały tzw. deklaracje wekslowe, które zobowiązywały do podjęcia pracy na miejscu.

Aneta, studentka drugiego roku, do Florencji pojechała busem, na własny koszt. Podobnie jak inne dziewczyny, które poznała w czasie castingu. Odebrała je Polka, która przedstawiła się jako rezydentka agencji. Od razu przeprowadziła selekcję. Dziewczyny, które jej się nie spodobały, pojechały dalej, na Sardynię. Aneta trafiła do nigt clubu pod Florencją.

- To był klub dla mężczyzn, gdzie średnia wieku oscylowała w granicach 60-70 lat. Dziewczyny siedziały na kanapach, a klient je wybierał - jak towar, wskazując palcem barmanowi. Gdy siadało się z nim przy stoliku, pierwszym gestem było zazwyczaj objęcie za ramię, choć niektórzy od razu chcieli, żeby usiąść im na kolanach. Co klient robi po wypiciu kilku drinków, można sobie wyobrazić - wspominała później Aneta.

Za każde pół godziny spędzone z dziewczyną, klient płacił ok. 20 euro. Z tą samą częstotliwością przy stoliku pojawiał się kelner, serwując drinki dla gościa i dziewczyny. Jeśli klient już nie zamawiał, oznaczało to, że przestaje płacić za jej towarzystwo. Wtedy wracała na kanapę i czekała na kolejnego gościa. Każde pół godziny w jego towarzystwie liczone było jako jedna konsumpcja. W ciągu dwóch tygodni musiała wyrobić ich 60.

Nie mogły łatwo zrezygnować z tej pracy, gdyż groziły im kary finansowe - ok. 5 tys. zł - za odstąpienie od umów zawartych w Polsce. A często jechały do Włoch bez żadnych pieniędzy. Na podróż zapożyczały się u rodziny. Jeśli nie przepracowały dwóch tygodni, właściciel klubu nie wypłacał im ani grosza, wystawiał natomiast rachunek za pokój.
Z ustaleń prokuratury wynika, że większość dziewczyn nie znała języka włoskiego. Słabo też znały angielski. Niektóre nie wiedziały nawet, w jakiej części Italii się znajdują i gdzie jest najbliższy polski konsulat. Na posterunek policji żadna się nie zgłosiła. Bały się, że za nielegalną pracę grożą im konsekwencje. Tylko nielicznym udało się uciec do kraju - najczęściej z pomocą znajomych lub rodziny.

W trakcie śledztwa funkcjonariusze CBŚ dotarli do około 100 pokrzywdzonych, choć - jak twierdzą - było ich znacznie więcej. Część wyjechała z Polski i jest nieuchwytna. Część nie chce zeznawać.

- Zakończyliśmy jeden z wątków tego śledztwa, ale ono trwa dalej - zapewniają policjanci i prokuratorzy.

Tymczasem większość oskar-żonych nie ma sobie nic do zarzucenia. W toku śledztwa tylko trzech z nich przyznało się do winy, pozostali zaprzeczali prokuratorskim zarzutom. Wszyscy odpowiadają z wolnej stopy - wyszli z aresztów za poręczeniem majątkowym, zastosowano też wobec nich dozór i zabrano paszporty.

Ich obrońcy niemal zgodnie domagali się utajnienia procesu, włącznie z odczytaniem aktu oskarżenia. Ten ostatni wniosek sąd odrzucił, utajnił natomiast wyjaśnienia oskarżonych i zeznania świadków. Tylko główny oskarżony - z zawodu aktor - chciał jawnie wyjaśniać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski