Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Michał Kościuszko będzie szybszy od swojego samochodu

Redakcja
Michał Kościuszko Fot. Andrzej Wiśniewski
Michał Kościuszko Fot. Andrzej Wiśniewski
Rozmowa z polskim jedynakiem na trasach mistrzostw świata w rajdach samochodowych.

Michał Kościuszko Fot. Andrzej Wiśniewski

– Kiedy zapadła decyzja, że przesiada się Pan do serii rajdowej PWRC (Production World Rally Championship)? – zapytaliśmy krakowskiego kierowcę Michała Kościuszko.

– Sytuacja zmieniała się dość dynamicznie. Do końca nie było powiedziane, w której kategorii będę startował. Wiele uzależniałem od pakietu sponsorskiego, bo wiadomo, że w sporcie motorowym w dużej części chodzi o finanse. Już podczas ostatnich rajdów w SWRC szukałem jakichś możliwości na kolejny sezon. Podczas rajdu Wielkiej Brytanii, zgłosił się do mnie przedstawiciel RalliArt Italy z propozycją startu w PWRC w tym właśnie zespole, ze statusem pierwszego kierowcy. Okazało się, że Włosi proponują mi taki pakiet techniczny, jakiego żaden inny zespół nie jest mi w stanie zagwarantować.

– Jak pojemny jest to pakiet?

– Najlepszym przykładem jest fakt, że przed Rajdem Portugalii (24–27 marca – przyp. AG), czyli moim debiutem w PWRC, spędzę cały tydzień w samochodzie Mitsubishi Lancer Evo X. Jeździłem nim już jeden dzień, a w poniedziałek wylatujemy na długie testy. Jeśli chodzi o jazdy testowe, tak dużo nie jeździłem przez cały zeszły sezon. To jest coś, czego szukałem. Wielokrotnie podkreślałem, że potrzebuję więcej jeździć, aby się rozwijać.

– Co przeważyło na korzyść rywalizacji w PWRC?

– Nie powiem, że jest to kategoria wolniejsza, czy gorsza. Patrząc na statystyki – chociażby frekwencję – w tej chwili w PWRC startuje osiemnastu zawodników, a w SWRC, czyli mojej poprzedniej serii, tylko siedmiu. Dlatego przystąpię teraz do bardziej zaciętej rywalizacji, gdzie każdy, nawet najmniejszy błąd, będzie mnie wiele kosztował.

- Pięć osób na kierowniczych stanowiskach, czterech inżynierów i 21 (!) mechaników – zaplecze RalliArt Italy robi wrażenie.

- Jeśli chodzi o PWRC, czyli tzw. mistrzostwa świata samochodów produkcyjnych, zdecydowanie jest to największy i najlepiej zorganizowany zespół. Jest również oficjalnym przedstawicielem marki mitsubishi w sporcie motorowym. Mają licencję na budowę nowych samochodów i ich rozwijanie. Przykładem jest choćby samochód klasy R4. Tutaj pojawia się kolejna ważna kwestia, dlaczego zdecydowałem się jeździć w tym zespole. Dostałem bowiem propozycję angażu przy pracach rozwojowych nad nowym samochodem tej klasy, dlatego dwa dni podczas najbliższych testów, poświęcę pracy nad R4. Nie dość, że mam możliwość zrobienia wielu kilometrów w nowym aucie, to jeszcze uczestniczę w nowym projekcie.
- Nigdy wcześniej nie był Pan w sytuacji, by zespół kreował Pana na lidera. Teraz, już na starcie sezonu, określono Pana kierowcą numer jeden.

- Nie chciałbym składać deklaracji, ani buńczucznych obietnic, bo tak naprawdę nie wiem, gdzie jest moje miejsce w PWRC, czyli najstarszej serii w mistrzostwach świata. Nigdy nie konfrontowałem się z tymi zawodnikami, ani nie rywalizowałem takim sprzętem. Jestem przyzwyczajony do jazdy samochodami zupełnie innych kategorii, dlatego będę musiał zaadaptować swój styl jazdy do nowego sprzętu. Liczę jednak, że wieloletnie doświadczenie, które zdobyłem w mistrzostwach świata, pozwoli mi na walkę o najwyższe lokaty. W tej chwili za słowami, że jestem na miejscu pierwszego kierowcy w zespole, idzie zaplecze techniczne oraz możliwości testowe i rozwojowe. Ale tak naprawdę na to miejsce trzeba sobie zapracować wynikami.

- Pana partnerami w zespole zostali Włoch Ricardo Trivino oraz Peruwiańczyk Nicolas Fuchs. To kierowcy, z którymi miał Pan wcześniej kontakt?

- Nie, nigdy. To znaczy znaliśmy się z oesów z widzenia, ale bliższego kontaktu z nimi nie miałem. Nie dostałem jasnej informacji, że miałbym pomóc któremuś z tych kierowców, czy na odwrót. Jesteśmy w obrębie jednego zespołu, ale każdy pracuje na swój wynik. Oczywiście, jeśli będą sytuacje, że będziemy mogli coś sobie ułatwić, to pewnie tak się stanie. Tak samo było w zespole Suzuki Sport Europe, gdzie startowało dwóch kierowców, którzy też walczyli ze sobą, ale jak trzeba było, pomagaliśmy sobie nawzajem.

- Zgłębmy temat samochodu. Przesiada się Pan do rajdówki, która ma zupełnie inną specyfikację, od chociażby skody, którą ostatnio Pan startował.

- Mitsubishi już trochę jeździłem, często na treningach, ale nigdy nie startowałem klasą „N” w żadnym cyklu rozgrywek, dlatego będzie to dla mnie zupełna nowość. A jeżeli chodzi o samochód przygotowany przez RalliArt Italy, to miałem do tej pory tylko jeden dzień testów, więc przede mną znakomita sytuacja, bo od poniedziałku - przez pięć dni – mogę poznawać ten samochód. Będę przyzwyczajał się do większej wagi auta, do turbiny, której nie miałem do tej pory w swoich samochodach. Później przeniesiemy się do Portugalii, gdzie na specyficznych szutrach dopracujemy ostatecznie set-up (ustawienie – przyp. AG) auta. Jeszcze nigdy nie byłem w sytuacji, bym mógł tak dużo jeździć bezpośrednio przed rajdem.

- Co, w głównej mierze, wyróżnia rajdową wersję mitsubishi?

- Przede wszystkim waga tego auta, bo jest o 200 kg cięższe od samochodów, którymi do tej pory startowałem. Z kolei turbina powoduje, że moment obrotowy jest w innym miejscu, silnik jest bardziej elastyczny, szybciej zmienia się biegi, ale jednocześnie dłużej można zostać na jednym. Pozwala na to pięcio-, a nie sześciobiegowa sekwencyjna skrzynia. Jednak, co ważne, „enkę” trzeba nieco bardziej oszczędzać. Można nią jechać bardzo szybko, choćby prędkość maksymalna jest większa, niż w samochodach Super 2000, ale waga samochodu robi swoje. Oszczędzanie auta to rzecz, którą podkreślają moi inżynierowie. Twierdzą, że w tej kategorii kierowcy są szybsi, niż ich samochody. Tę maksymę trzeba wbić sobie do głowy i trzymać się jej przez cały rok.
- A pozycja za kierownicą jest nieco inna.

- W samochodach S2000 siedzi się nieco dalej, mniej więcej na wysokości bocznego słupka. Czyli gdy patrzyłem przez lewe ramię, byłem w stanie zobaczyć, co dzieje się za tylną szybą. Z kolei samochód grupy „N”, w tym mitsubishi, nieco bardziej przypomina samochód seryjny, więc pozycja za kierownicą odpowiada miejscu w autach, którymi poruszamy się na co dzień. Od kierowcy na tym poziomie, wymaga się uniwersalności i jeżdżenia każdym samochodem, dlatego myślę, że się w nim odnajdę. Mitsubishi też ma cztery koła, kierownicę, gaz i hamulec, więc nie ma żadnej czarnej magii. Mówiąc obrazowo, trzeba po prostu nauczyć się pływać w nowym basenie.

- Pierwszy sezon w innym samochodzie rajdowym oraz inna stawka konkurentów powodują, że ostrożnie podchodzi Pan do rywalizacji w PWRC?

- Nie chciałbym budować sobie w głowie sztucznej presji. Wiem, że mam dobre warunki, by zrobić wynik. Posiadam znakomity pakiet sponsorski, równie dobry, jak w zeszłym sezonie, który umożliwia mi starty oraz dostałem inne narzędzia, potrzebne do tego, by zrobić dobry wynik. Teraz wiele zależy ode mnie, ale jestem daleki od zapewnień, że wygram, albo stanę na podium. Życie wielokrotnie weryfikowało moje plany sportowe i wiem, że jest wiele czynników, które mają wpływ na osiągnięcie danego rezultatu. Dajmy sobie czas, żeby chociażby zobaczyć, jak zadebiutuję w pierwszym rajdzie. Wtedy zobaczymy, jak wyglądamy na tle konkurencji. Może się okazać, że jeszcze wiele mi brakuje, by wykorzystać sprzęt lub przekonam się, że potrafię jeździć bardzo szybko i rywale  będą musieli nas gonić. Jednak jestem przekonany, że moje umiejętności i wiedza na temat tego sportu są wystarczające, by stawić czoła wyzwaniu.

- Rajd Szwecji, pierwszą eliminację, ze względów logistycznych musiał Pan odrzucić. Inauguracja sezonu w Portugalii jest dla Pana dobrym rozwiązaniem?

- Dla mnie to idealny rajd na początek rywalizacji. Bardzo lubię Portugalię, startowałem tam bodaj sześć razy, w zeszłym roku zająłem trzecie miejsce, a dwa lata temu wygrałem tam w kategorii juniorskiej. Wspomnienia mam bardzo dobre, ale jest to trudny rajd, bardzo wymagający, zwłaszcza dla samochodu. Myśląc o Portugalii, czuję się komfortowo, mimo tego, że intensywnie pada tam teraz deszcz, więc warunki mogą być trudne.

- Poza Portugalią, kolejno wystartuje Pan w rajdach: Argentyny, Finlandii, Australii, Katalonii i Wielkiej Brytanii. Przed którym startem czuje Pan największy respekt?

- Trudna jest Wielka Brytania, do tego odbywa się na końcu roku, jest tam wtedy zimno, brzydko… Nie lubię takich rajdów, chociaż sama trasa jest bardzo ciekawa. Jednak największy respekt czuję przed Finlandią, gdzie jest duża radość z jazdy. Prędkości plus specyfika tamtejszych dróg powodują, że rajd jest bardzo wymagający, szczególnie w konfrontacji ze skandynawskimi kierowcami. A z tego, co widzę, moimi najgroźniejszymi rywalami raczej będą kierowcy z północy, więc walka na ich terenie nie będzie łatwa. Liczę, że już za rok, będę mógł wziąć odwet na trasach rajdu Polski.
- Którzy kierowcy będą najgroźniejszymi rywalami?

- Myślę, że Szwed Patrik Flodin, Norweg Andres Grondal, Fin Jukka Ketomaki oraz Nowozelandczyk Hayden Paddon. Paru może się jeszcze ujawnić podczas sezonu, a ja mam nadzieję, że przez nich też jestem postrzegany, jako najgroźniejszy rywal.

- Niedawno przedłużył Pan, o kolejny rok, umowę sponsorską z Krakowem, Pana rodzinnym miastem. Nowy kontrakt jest dla Pana korzystniejszy?

- O kwotach nie chciałbym mówić, ale pakiet od miasta jest bardzo satysfakcjonujący. Oprócz korzyści finansowych dla samego zespołu, czuję dużą dumę z faktu reprezentowania Krakowa na arenie międzynarodowej.

- Czy format współpracy uległ zmianie?

- Znów pojawiła się lista imprez, w których będę uczestniczył razem z miastem. Z widocznych dla oka różnic należy wymienić logotyp Krakowa, który nieco ewoluował i na moim samochodzie znalazł się teraz adres internetowy Krakowa. Na odzieży zespołowej posiadam teraz napis „Kraków – miasto mistrzów”.

- Strona internetowa zespołu RalliArt wprowadziła nieco zamieszania do Pana preferencji… kulinarnych. Do tej pory stawiał Pan na kuchnię włoską i polską, a według nowego teamu, preferuje Pan japońskie potrawy.

- Muszę sprawdzić, bo nie widziałem tej informacji (śmiech). Jednak coś jest na rzeczy, bo uwielbiam sushi. Kuchnię włoską lubię, ale nie już tak bardzo, bo stała się mocno powszechna, przez co trochę mi się przejadła. Chociaż teraz, gdy więcej czasu jestem we Włoszech, mój nowy zespół odkrywa przede mną różne fajne knajpki, których sam bym nie znalazł.

Rozmawiał ARTUR GAC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski