18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Między "kontaktem" a "współpracą" z SB

Redakcja
Roman Graczyk FOT. ANNA KACZMARZ
Roman Graczyk FOT. ANNA KACZMARZ
ROZMOWA. Z ROMANEM GRACZYKIEM, pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej, autorem książki "Cena przetrwania? SB wobec »Tygodnika Powszechnego«".

Roman Graczyk FOT. ANNA KACZMARZ

- Co oznacza znak zapytania w tytule książki?

- Oznacza wątpliwości, czy środowisko "Tygodnika Powszechnego" musiało najpierw w taki sposób popierać Gomułkę i Gierka, a następnie kilka osób z jego kierownictwa musiało utrzymywać takie kontakty ze Służbą Bezpieczeństwa. Sugeruję, że można było przetrwać, nie płacąc takiej ceny. Przekroczono tu pewną granicę.

- Czy można zdefiniować tę granicę?

- Oficjalne spotkania były poprzedzone wezwaniem i protokołem ze spotkania. Schemat nieoficjalnych kontaktów zawsze wyglądał podobnie. Pod koniec pierwszego, towarzyskiego spotkania pracownik SB prosił jednak swojego rozmówcę, żeby o tym nikomu nie wspominał. Ustna zgoda na nieupublicznianie rozmowy była pierwszym krokiem do przekroczenia tej granicy.

- Jakie były kolejne?

- Rozmowy dalej toczyły się w formie towarzyskiej, ale pod koniec spotkań oficer SB prosił o podpisanie zobowiązania do zachowania tajemnicy. Własnoręcznie złożony podpis stawał się skuteczną bronią w rękach pracownika SB. Od tej pory funkcjonariusz mógł szantażować swojego rozmówcę ujawnieniem nieoficjalnego spotkania. Wtedy towarzyski ton rozmów ustępował pytaniom o pracę, wyjazdy zagraniczne itd. W ten sposób człowiek wkraczał na równię pochyłą, która mogła prowadzić do pozycji konfidenta.

- Czy osoby wymienione w książce były donosicielami?

- W książce analizuję przypadki kilkudziesięciu osób. Jednych zaliczam do kategorii "tajni współpracownicy", innych do kategorii "oparli się presji i nie współpracowali". Te cztery osoby, o które powstał cały ten zgiełk, a więc Halina Bortnowska, Marek Skwarnicki, Stefan Wilkanowicz i Mieczysław Pszon, nie zostały przeze mnie zaliczone do kategorii "tajni współpracownicy", ale też nie mogę ich zaliczyć do kategorii "oparli się i nie współpracowali", skoro regularnie przez wiele lat spotykali się z oficerami SB.

- Co na to wskazuje?

- Ich teczki pracy zostały zniszczone, dysponujemy tylko nielicznymi odpisami z nich. Każdy, kto był zarejestrowany jako tajny współpracownik (Skwarnicki, Wilkanowicz i Pszon byli zarejestrowani jako TW, zaś Bortnowska jako KO - tzw. kontakt operacyjny) miał zakładaną teczkę, w której była pełna dokumentacja z tych spotkań. Jeżeli spotkania trwały aż kilkanaście lat, a tak było w przypadku Skwarnickiego, Wilkanowicza i Pszona, to powinno z tego pozostać dobrych kilka teczek, przy czym jedna zawierała od 200 do 400 stron. Dziś z całych tomów pozostało kilka kartek i inne zapiski.

- Czy to wystarczy, aby nazwać kogoś tajnym agentem SB?

- Nikogo z nich nie nazywam tajnym współpracownikiem. Tak się niekiedy streszcza moją książkę, ale to jakaś piramidalna brednia. Myślę, że komuś zależy, żeby w ten sposób zniekształcić to, co napisałem. Nie nazywam ich tajnymi współpracownikami, wręcz piszę, że pewnych kryteriów tajnej współpracy oni nie spełniają. Np. Mieczysław Pszon rozmawiał z SB za wiedzą Jerzego Turowicza i Krzysztofa Kozłowskiego. Natomiast twierdzę, że to była swego rodzaju współpraca (ale nie TW w rozumieniu ustawy lustracyjnej), bo nie ma innego słowa na nazwanie tych relacji.
- Czy nie żałuje Pan, że za nazwanie Mieczysława Pszona agentem wytoczono Panu sprawę w sądzie?

- Powiedzieć, że nazywam go po prostu współpracownikiem SB, można tylko albo świadomie manipulując tekstem, albo ignorując go. Przecież to był człowiek z krwi i kości, nie powinno się z niego robić pomnika bez skazy. Takich ludzi nie ma. Ja dobrze wiem, że Pszon był kimś wybitnym i daję temu wielokrotnie wyraz na łamach książki. Ten pozew to nieporozumienie.

Rozmawiał MARCIN BANASIK

PROCES O KSIĄŻKĘ

Przed krakowskim sądem toczy się proces przeciwko autorowi kontrowersyjnej książki. Syn Mieczysława Pszona oskarża Romana Graczyka i wydawnictwo "Czerwone i Czarne" o to, że publikacją depczą dobrą pamieć jego ojca. Kolejna rozprawa odbędzie się 11 maja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski