Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miejcie cierpliwość dla "Wdów". Recenzja filmu, który wszedł na ekrany

magdalena Huzarska-Szumiec
"Wdowy"
"Wdowy" kadr z filmu
Początek "Wdów" może nie jest najlepszy, ale po pół godzinie akcja zaczyna wciągać.

Wyobrażam sobie, jak pracują scenarzyści w Hollywood, choć pewnie jest to wyobrażenie naiwne i stereotypowe. Ale co mi tam szkodzi, w końcu kino posługuje się kalkami i także za to je kochamy. No więc wyobrażam sobie, jak wzięty scenarzysta siedzi w swojej willi z basenem, patrzy na porastające ogród palmy, a przez jego głowę niczym łagodny strumień przepływa fabuła rodzącego się na ekranie komputera filmu. Może od czasu do czasu wstaje z fotela, nalewa sobie drinka, by przejść się parę kroków wśród wypielęgnowanych klombów i dorzucić jeszcze jakąś atrakcyjną scenę albo dwie.

Później zadowolony z siebie, z wydrukowanym plikiem kartek idzie do biura producenta, by rzucić mu na biurko swoje dzieło. No i czeka na odpowiedź, już nie dla przyjemności, a z powodu zdenerwowania sięgając po kolejne szklaneczki whisky. Kiedy słyszy telefon, serce mu zamiera. I nic dziwnego, cała jego praca może pójść na marne, a scenariusz do napisania dostanie ktoś inny. No bo dlaczego filmowi decydenci mieliby czytać więcej niż kilka kartek, kiedy okaże się, że już samo zawiązanie akcji jest nudne.

Scenarzysta „Wdów”, które weszły na nasze ekrany, musiał trafić na cierpliwego producenta, który przeczytał scenariusz do końca. I całe szczęście, bo nie mielibyśmy naprawdę interesującego filmu. Zaczyna się on bowiem dość niemrawo, mimo strzelaniny i wybuchów, w których giną członkowie gangu napadającego na banki. W międzyczasie, bo akcja prowadzona jest równolegle, poznajemy żony gangsterów, które zostają pozbawione środków do życia. Na dodatek dziedziczą długi mężów, którzy właśnie skradli pieniądze przeznaczone na kampanię pewnego polityka. Muszą je oddać, bo on równie chętnie sięga po broń, jak obiecuje na wiecach poprawę sytuacji materialnej kobiet, szczególnie tych wykluczonych z powodu przynależność rasowej.

Możemy się łatwo domyślić, że panie wezmą sprawy w swoje ręce i zorganizują napad. Zapowiadają to już słowa jednej z nich, która mówi na ekranie: „naszym wielkim atutem jest to, że nikt nie spodziewa się, że mamy jaja, by to zrobić”. I robią. Ale to nie jedyny powód, dla którego warto „Wdowy” obejrzeć. Bo jak podają podręczniki dla scenarzystów, w pewnym momencie powinien nastąpić zwrot akcji, który wbije widza w fotel. Tu jest on nieco opóźniony, ale na tyle mocny, że opłaca się zaczekać.

A wracając do producenta, nie odrzucił on po kilku stronach wersji filmu zapisanej na kartkach, bo pewnie, tak jak reżyser Steve McQueen i scenarzysta Gillian Flyn, znał serial z lat osiemdziesiątych, na którym zostały oparte dzisiejsze „Wdowy”. Dlatego doskonale wiedział, jak pewien zaskakujący moment może zadziałać na widzów. Tym bardziej, że ambitni twórcy dołożyli do niego ważne obecnie przesłanie feministyczne oraz polityczno-społeczne spod znaku przeciwników prezydenta Donalda Trumpa.

Dlatego nie grozi im bankructwo i mogą spokojnie popijać drinki nad basenem, oczywiście w otoczeniu wysokich palm i zadbanych klombów.

KONIECZNIE SPRAWDŹ:

FLESZ: Black Friday: okazja czy ściema?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Miejcie cierpliwość dla "Wdów". Recenzja filmu, który wszedł na ekrany - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski