Miejsce, czyli awans Sikory

Tomasz Sikora Fot. PAP/Grzegorz Momot

Polak poprawił się w porównaniu do biegu sprinterskiego o 11 pozycji, pobiegł naprawdę szybko, uzyskując 4. wynik w biegu na 12,5 km. Mowa o "czystym" biegu, bez strzelań; niestety, na strzelnicy Sikora popełnił trzy błędy, które uniemożliwiły mu bardziej efektowny awans. Faktem jest jednak, że mając na starcie dwie minuty straty do najlepszych, polski biathlonista pozbawiony był wczoraj szans na odegranie wiodącej roli. Po występie w biegu na dochodzenie ma prawo być zadowolony, co nie zmienia faktu, że jutrzejszy bieg długi na 20 km (początek o godz. 22 naszego czasu) będzie dla niego wyścigiem o podwójną stawkę. Tylko dobry wynik w nim da mu prawo startu w biegu ze startu wspólnego, w którym weźmie udział 30 zawodników - 15 najlepiej spisujących się na igrzyskach i 15 z czołówki klasyfikacji Pucharu Świata. Przypomnijmy, że w biegu ze startu wspólnego (nazywanym "masowym") Polak ma bronić srebrnego medalu wywalczonego cztery lata temu w Turynie.

Wczorajszym zmaganiom w Whistler nie towarzyszyły pogodowe ekscesy, które dwa dni wcześniej wywarły wielki wpływ na rywalizację w sprincie mężczyzn. We wtorek mokry śnieg sypnął półtorej godziny przed rozpoczęciem rywalizacji pań, które startowały jako pierwsze. Podczas zmagań panów pojawił się wiatr, szczególnie dotkliwy podczas strzelań w pozycji stojąc. To wtedy, w ostatniej próbie z karabinem, szansę na swój 10. olimpijski medal stracił Ole Einar Bjoerndalen. Norweg, który z 17. pozycji startowej zdołał przedostać się aż na 3. miejsce, w ostatnim strzelaniu zaliczył dwa "pudła" i do mety przybiegł siódmy.

Wygrał, awansując o siedem lokat, Bjoern Ferry. 31-letni Szwed od paru lat jest zawodnikiem światowej czołówki, ale na koncie ma dotąd tylko dwa zwycięstwa w biegach PŚ. Wczoraj po trzecim strzelaniu dopadł prowadzącego dotąd triumfatora sprintu Francuza Vincenta Jaya, no i w biegowym pojedynku (przy identycznym czwartym strzelaniu) nie pozostawił mu złudzeń. Jaya wyprzedził jeszcze Austriak Christoph Sumann, ale Francuz i tak cieszył się z "brązu". Przed igrzyskami nikt na niego nie stawiał.

Rozstrzygnięcie w "pościgu" pań na 10 km nie jest zaskoczeniem. Z nim mieliśmy do czynienia dwa dni wcześniej, gdy Magdalena Neuner - strzelając z taką samą skutecznością jak Anastasja Kuzmina - przegrała z nią o półtorej sekundy "złoto" w sprincie. Wczoraj Niemka i reprezentująca Słowację Rosjanka prowadziły wspólnie do drugiego strzelania. Na nim Neuner była bezbłędna, a Kuzmina raz spudłowała - i to wystarczyło 23-latce z Bawarii, sześciokrotnej mistrzyni świata, by nie oddać prowadzenia już do końca wyścigu.

Spośród czterech Polek najlepsza - 24. - była Krystyna Pałka. Jednak, jako jedyna z czterech naszych reprezentantek, obniżyła swoją pozycję w porównaniu do sprintu. - Na początku biegło mi się źle, nie mogłam złapać rytmu. Dopiero na kolejnych rundach było lepiej. Walczę o to, by załapać się do biegu masowego. Mam na to szansę - mówiła.
Nieznaczne awanse zanotowały Weronika Nowakowska (wczoraj 28., dwa dni wcześniej 36.) i Magdalena Gwizdoń (31., w sprincie 35.), a całkiem spory skok - z 42. na 25. miejsce - Agnieszka Cyl. - Przesunęłam się aż o 17 miejsc, więc jest powód do zadowolenia - stwierdziła zadowolona Cyl. - Kiedy zobaczyłam rano padający gęsto śnieg, pomyślałam: szczęście mi sprzyja. Lubię biegać w trudnych warunkach śniegowych. Teraz muszę walczyć o udział w biegu masowym i mam nadzieję, że się uda. Weronika Nowakowska komentowała: - Trasa była ciężka. Przed biegiem spadł mokry śnieg, na trasie była breja. Narty nie niosły. Swój start oceniam pozytywnie. Naprawdę cieszę się z tego. W porównaniu do poprzednich startów w tym sezonie jest naprawdę dobrze.

(AS), Whistler, (BOCH)