Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieli lidera na widelcu, ale nie pomogli szczęściu

Redakcja
Każda seria ma swój kres, więc odliczający serię dziewięciu spotkań bez porażki makowianie mogli wkalkulować porażkę na boisku lidera w Mogilanach 1-2 (1-1), mających w swoich szeregach zawodników z wielką przeszłością. Jednak Halniak wcale nie musiał przegrać.

Kamil Mazurek miał w Mogilanach dwie piłki meczowe. Fot. Jerzy Zaborski

IV LIGA PIŁKARSKA. Halniak Maków Podhalański po 9 meczach bez porażki został zatrzymany na boisku lidera w Mogilanach 1-2 (1-1)

- Mielismy ten mecz w wygrać w cuglach - mówi Sławomir Fraczek, trener Halniaka. - W ostateczności powinniśmy wywalczyć remis. Jednak nie mamy nic, bo futbol nie zawsze bywa sprawiedliwy. Jak już powiedziałem przed meczem, to lider musiał nam udowodnić swoją wyższość, więc z takim nastawieniem podeszliśmy do walki. Oni musieli wygrać, a my tylko mogliśmy.

Początek spotkania należał do makowian. - Gdybyśmy po kwadransie prowadzili już 2-0, rywale nie mieliby prawa do narzekań - uważa trener Frączek. - Dwa razy przed szansą stanął Kamil Mazurek. Za pierwszym razem znalazł się sam przed bramkarzem, mając do niego tylko 7 metrów, ale nie zdołał go pokonać. Po chwili, po strzale Pęczka i interwencji miejscowego bramkarza, piłka znowu trafiła pod nogi Mazurka, tym razem na 4 metr. Wystarczyło ją tylko kopnąć i z pewnością wpadłaby do siatki. Tymczasem nasz zawodnik chyba miał jeszcze w pamięci poprzednią zmarnowaną sytuację, więc najwyraźniej przestraszył się odpowiedzialności. Zaczął szukać Pęczka, by oddać mu piłkę i szansa na gola przepadła. Potem jeszcze Przemek Gałuszka przegrał pojedynek z bramkarzem, a po akcji Gałuszki z Bodziochem piłka trafiła do Szymoniaka, który powinien od razu zdecydować się na strzał, ale skoro tego nie zrobił, został zablokowany.

Tymczasem kontra miejscowych przyniosła im prowadzenie. - Po pierwsze, bramka padła ze spalonego, a mogłem ocenić tę sytuację, bo zdarzyła się ona na wprost naszej ławki rezerwowych - tłumaczy Sławomir Frączek. - To, że sędziemu bocznemu trafił się błąd to jedno, ale mam też żal do swoich zawodników o brak reakcji. Zawsze powtarzam, że jak nie ma gwizdka, to trzeba grać. Gdyby obrońcy ruszyli za rywalem, a było ich aż czterech, spokojnie mogliby go dopaść, by zablokować strzał. Skoro mu opuścili, patrząc się tylko na sędziego, rywal miał czas, by spokojnie, nawet dwa razy, trafić do siatki.

Jednak makowianie jeszcze przed przerwą doprowadzili do remisu. - Po zmianie stron kolejne sytuacje bramkowe mieli Duda z Czyżowskim. Ten drugi po minięciu obrońcy oddał strzał, po którym piłka minimalnie minęła cel - przypomina trener Frączek. - Pod koniec meczu daliśmy się skontrować, a kiedy jeszcze bardziej otworzyliśmy grę, by poszukać remisu, rywale wypracowali kolejną pozycję, której tym razem nie udało się zamienić na gola. Po meczu usłyszałem z ust miejscowych działaczy, że z nami zagrali najsłabszy mecz rundy. Trudno mi to oceniać, wiem natomiast, że to mój zespół zagrał bardzo dobre zawody. Punktów nie zdobyliśmy, ale przynajmniej na osłodę pozostały nam słowa otuchy, że na boisku lidera stworzyliśmy bardzo dobre widowisko - kończy Sławomir Frączek.

Jerzy Zaborski

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski