Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mike Oldfield "Incantations”

Redakcja
Po niewiarygodnym sukcesie "Dzwonów Rurowych” Mike Oldfield przystąpił do pracy nad swoją drugą płytą solową.

Jerzy Skarżyński: NIEZAPOMNIANE PŁYTY HISTORII ROCKA SUPLEMENT (71)

Były z tym kłopoty, bo wówczas jeszcze bardzo nieśmiały chłopak – raz, nie mogąc znieść ciągłego zainteresowania mediów, postanowił zaszyć się gdzieś, gdzie mógłby tworzyć w przynajmniej względnym spokoju, a dwa, bo odczuwał strasznie dającą mu się we znaki potrzebę nagrania czegoś, co najmniej równie udanego jak "Tubular Bells”. I prawie się udało, bo zrodziła się wtedy bardzo piękna, choć jednak nieco słabsza całość, którą od nazwy wzgórza, które wyrastało tuż obok miejsca jej powstania, zatytułował "Hergest Ridge”.

Ten album, podobnie jak debiutancki, przyniósł tylko jeden utwór, z konieczności (strony krążka) podzielony na dwie blisko 20–minutowe części. Natomiast rok później, czyli w 75, Virgin Rec. opublikowało trzeci longplay Mike’a – "Ommadawn”, który przyniósł kolejną suitę oraz pierwszą w jego dorobku piosenkę ("On Horseback”), będącą jej swoistą kodą. I ta, zresztą świetna płyta, zyskała wielką popularność. Po wydaniu "Ommadawn”, wciąż mający kłopoty z własną nieśmiałością i potrzebą unikania ludzi Olfield, poddał się specyficznej psychoterapii o nazwie egzegeza, która jak się później okazało, była na tyle skuteczna, że dotychczasowy odludek zmienił się w czerpiącego z życia playboya–hedonistę. Na szczęście (bo owa metamorfoza na jakiś czas wpłynęła negatywnie na jego twórczość) zanim owo przepotwarzanie się ostatecznie zakończyło, artysta sfinalizował pracę nad swoim największym (co do "rozmiaru”) dziełem, czyli publikacją pt. "Incantations”. "Incantations”. "Part One” – 19:08 minuty. Tę część rozpoczyna nieco kosmiczny dźwięk vocodera, na który nakładają się piękne smyczki poprowadzonej przez Davida Bedforda orkiestry. Całość jest zbudowana na pięknym motywie, który co chwila zmienia barwę, a w końcu rytmizuje się za sprawą coraz to nowych instrumentów i chórów. "Part Two” – 19:37. Ta część w pierwszej połowie jest szalenie delikatna (o krok od ciszy), natomiast w drugiej, konkretyzuje się za pośrednictwem bębnów i rozśpiewuje się głosem Maddy Prior. "Part Three” – 16:58. Tu dla odmiany wstęp jest jakimś wirującym i pełnym pogody dworskim tańcem, w którym po chwili zaczyna rządzić gitara, a całość znów się rytmizuje i płynie, płynie i płynie... "Part IV” – 17:01. Delikatny początek (jak pojedyncze kropelki deszczu) z czasem zmienia się w coś iście kryształowego, gdy na pierwszy plan dostaje się wibrafon, na którym po mistrzowsku gra Pierre Moerlen z grupy Gong. A Mike, jak motyl, unosi się nad tą łąką ze swoją gitarą. Boski finał boskiej całości!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski