Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołaj Kubacki, aktor Starego Teatru, zagrał w horrorze „Apokawixa”. "Kiedy zombiaki nacierają, trzeba podejmować szybko decyzje"

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Jak skończy się impreza, jakiej nie widział świat? Mikołaj Kubacki w filmie "Apokawixa"
Jak skończy się impreza, jakiej nie widział świat? Mikołaj Kubacki w filmie "Apokawixa" Grzegorz Press
Grupa kilkunastu maturzystów wyjeżdża nad morze, aby zorganizować imprezę, jakiej nie widział świat. Coś złego czai się jednak w Bałtyku. Tak zaczyna się horror „Apokawixa”, w którym główną rolę gra Mikołaj Kubacki – aktor Narodowego Starego Teatru w Krakowie. Rozmawialiśmy z nim o ekologicznym przesłaniu filmu Xawerego Żuławskiego.

Zakaz handlu w niedzielę. Solidarność chce zaostrzenia przepisów

od 16 lat

- Jak trafiłeś do „Apokawixy”?
- To była długa droga. Zaczęła się jak to zwykle bywa w aktorskim świecie od castingu. Nagrałem najpierw self tape’a, rok później były zdjęcia próbne. Nie poszło mi na nich zbyt dobrze, więc poprosiłem agencję, aby je powtórzyć. Zależało mi, żeby spotkać się z Xawerym Żuławskim. Niestety – nie udało się. Wkrótce dostałem jednak kolejną propozycję castingu ze strony produkcji. Wtedy pojawił się Xawery. Wziął mnie na bok i powiedział dwa zdania jak powinienem myśleć o mojej roli. To bardzo mnie otworzyło i dodało otuchy. W efekcie mimo stresu i napięcia zagrałem jak trzeba i dostałem rolę.

- Od początku wiedziałeś, że to będzie film o zombie?
- Nie. Najpierw miałem do odegrania dwie krótkie scenki. Wtedy pojawiły się pogłoski, że będzie to film o kibolach. Ktoś chyba przeinaczył metaforę z „Apokawixy”. Nawet potem, kiedy dostałem scenariusz, nie wiedziałem do końca w czym będę brał udział. Zapowiadała się jednak przygoda życia – mieliśmy kręcić w lecie nad morzem. A w aktorstwie jest fajne to, że można podróżować po świecie i spotykać się z nowymi ludźmi. Skusił mnie więc przede wszystkim ten nadmorski klimat. Ale też pomysł na kino gatunkowe.

- Lubisz filmy o zombie?
- Po tym filmie – polubiłem. Wcześniej miałem tylko do czynienia z grami tego rodzaju na Playstation. To mi się przydało, bo mój bohater Kamil obraca się w stechnicyzowanym świecie. Pracując nad rolą, sięgnąłem po sprzęt i pograłem trochę. Najfajniejsze są emocje, kiedy zombiaki na ciebie nacierają. Trzeba wtedy szybko podejmować decyzje. Tak było też w filmie. Kiedy aktorzy grający zombie ruszyli na nas, pojawił się autentyczny lęk. To było niesamowite.

- Większość obsady stanowią młodzi ludzie w tym samym wieku. Złapaliście dobry kontakt?
- Ta pokoleniowość gra w filmie ważną rolę. Kluczem do niej okazał się casting. Doceniono to podczas ostatniego festiwalu w Gdyni, gdzie nagrodę dostała reżyserka obsady – Marta Kownacka. Mam wielki szacunek zarówno do niej, jak i do Xawerego i do producenta Krzysia Tereja, że odważyli się zaangażować do swego filmu młodych i nieznanych ludzi. Niby jesteśmy różni, ale tak naprawdę reprezentujemy to samo pokolenie i mamy ze sobą wiele wspólnego. Złapaliśmy więc szybko dobry kontakt. Mieliśmy wielką radość ze wspólnej pracy. To świetnie zagrało na ekranie i stworzyło dodatkową wartość.

- Nie było między wami aktorskiej rywalizacji: kto zagra lepiej?
- Nie było na to miejsca. Każdy miał swoją pracę do wykonania i na niej się skupiał. Nasze wątki się rozjeżdżają i przeplatają przez cały film. Nikt więc nie podchodził do tego w ten sposób.

- „Apokawixa” jest bardzo nowocześnie sfilmowana. Poza ujęciami z kamery są tu również sekwencje z komórki. Momentami nawet sam siebie kręcisz. Jak się w tym odnalazłeś?
- Musiałem się z tym oswoić. Xawery lubi operować różnymi środkami wyrazu. I trzeba było się do tego dostosować, choć na pierwszy rzut oka trudno było w to wejść. Wykorzystanie ujęć z telefonu miało uzasadnienie w scenariuszu. Całe szczęście zostało realizatorsko dobrze rozwiązane – i to pracuje w tym filmie.

- Xawery Żuławski to wizjoner polskiego kina. Jakie miałeś z nim porozumienie?
- Xawery jest bardzo czuły na aktora. Już na castingu zauważyłem, że chwyta kamerę – i zamienia się w postać, która gra z tobą. Jest więc dodatkowym bohaterem filmu. To ciekawe podejście do pracy castingowej. Na planie oczywiście Xawery nie zajmował się już kamerą, ale był bardzo blisko naszych aktorskich działań. Wkraczał w konkretne sceny i wsłuchiwał się w to, co się w nich dzieje. A przecież jako reżyser musiał myśleć nie tylko o aktorach, ale również o montażu i rytmie całego filmu. Podziwiam go za to. Oglądałem wczoraj „Apokawixę” po raz drugi i jestem szczęśliwy, że wziąłem w niej udział, bo to bardzo dobry film.

- To z jednej strony horror, ale z drugiej – komedia. Kiedy kręciliście scenę ataku hordy zombie, robiliście to na poważnie, czy było dużo śmiechu?
- W kinie jest taka zasada: jeśli coś ma być śmieszne, trzeba to zagrać na serio. I tu było tak samo. Nie mieliśmy założenia, że to ma być coś zabawnego. Dlatego byliśmy skupieni na wykonaniu swoich działań i traktowaliśmy je jak najbardziej na poważnie. To były nocne zdjęcia i trudne ujęcia. Brali w nich udział kaskaderzy i nie było miejsca na żadne potknięcia. Panował więc pełen nastrój skupienia. Dopiero kiedy zobaczyłem film w Gdyni, okazało się, że Xawery wpuścił nas trochę w maliny. On nie wiedział, że robi śmieszny film – po prostu samo mu to wyszło.

- Obraz polskiej młodzieży pokazany w „Apokawixie” jest prawdziwy?
- Jestem trochę starszy od swego bohatera – bo to maturzysta. Społecznie funkcjonujemy jednak jeszcze w tym samym kręgu. Dziś mówi się, że starsze pokolenia nie mogą znaleźć wspólnego języka z tym młodszym. To ja mam jedną radę: trzeba się zaktualizować i zafundować sobie nowe oprogramowanie. (śmiech) Xawery jest z tego starszego pokolenia – a odnaleźliśmy bez problemu wspólny język. Pomogło nam podobne poczucie humoru. Ta praca była więc spotkaniem różnych generacji.

- Film niesie modne dziś ekologiczne przesłanie. Jest ci ono bliskie?
- Od niedawna. Świat jest obecnie na skraju katastrofy ekologicznej. Dobrze by było gdybyśmy za każdym razem uczyli się go na nowo i dbali o niego. Kiedy namacalnie zacząłem odczuwać skutki suszy i ocieplenia klimatu, musiałem się nad tym poważnie zastanowić. Mam nadzieję, że znajdą się mądrzy ludzie, którzy nam pomogą, by wszystko wróciło do normalności.

- Jesteś na co dzień aktorem szacownego Narodowego Teatru Starego w Krakowie. Jak twoi koledzy i koleżanki zareagowali na fakt, że zagrałeś w horrorze o zombie?
- Są bardzo ciekawi tego filmu. Ale czuję, że mi kibicują. Często mówi się o „rodzinie” teatralnej i to duże słowo, ale coś w tym jest. Naprawdę czuję, że jesteśmy jednym zespołem. Wymieniamy się doświadczeniami i traktujemy z szacunkiem. Cieszę się z takich przygód, jak „Apokawixa” – ale też z tego, że mogę potem wrócić do mojego teatru.

- Będzie „Apokawixa 2”?
- Nie ma innej opcji. Aż żal by było nie skorzystać z tego, że udało nam się zrealizować tak dobry film. Trzeba iść za ciosem. Ostatnia scena jest bardzo mocna – i sam jestem ciekawy, co się wydarzy dalej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Mikołaj Kubacki, aktor Starego Teatru, zagrał w horrorze „Apokawixa”. "Kiedy zombiaki nacierają, trzeba podejmować szybko decyzje" - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski