Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mikołajek i jego podróże w plecaku

Redakcja
Beata Rudnik-Tulej i Konrad Tulej przed następną wyprawą, tym razem do Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji, w ich mieszkaniu w Krakowie Fot. Piotr Subik
Beata Rudnik-Tulej i Konrad Tulej przed następną wyprawą, tym razem do Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji, w ich mieszkaniu w Krakowie Fot. Piotr Subik
Był na trekkingu przez Bałkany, trampingu w Portugalii i na Malcie; przemierzył łańcuch górski Sierra Nevada w Hiszpanii. I to w nosidle albo w wózku dziecięcym. Mikołaj ma dopiero 5,5 roku, a dalekie wyprawy odbywa od czterech lat. Bo te krótsze zaliczał od maleńkości. Na początek były m.in. Gorce, Babia Góra, bliższe spacery: między kopcami, do Podgórek Tynieckich itd. Szybko okazało się, że można się z nim włóczyć bez problemu; byle tylko oduczył się korzystać z pampersów. Biegał więc nago, sikał po nogach - gdy bilety na pierwszy wypad już dawno były kupione. I zaraz nie potrzebował pieluch, można było ruszać w świat - z dzieckiem w plecaku.

Beata Rudnik-Tulej i Konrad Tulej przed następną wyprawą, tym razem do Armenii, Azerbejdżanu i Gruzji, w ich mieszkaniu w Krakowie Fot. Piotr Subik

Z dzieckiem przez świat

Na początek do Grecji. Tak wymyślili Konrad Tulej i jego żona, Beata. Rodzice małego Mikołaja.

Poznali się w Rewalu nad Morzem Bałtyckim. I choć najpierw nie przypadli sobie do gustu, potem zrobiło się romantycznie: za dwa tygodnie byli razem w Beskidach. To wtedy postanowili zdobyć "Perły z Korony Europy", najwyższe szczyty wszystkich europejskich państw, liczące powyżej 2000 m n.p.m. Weszli na Howerlę (2061 m) na Ukrainie i Moldoveanu (2544 m) w Rumunii - podczas podróży poślubnej. Potem, w październiku 2005 r., przyszedł na świat on. Beata: - Pomyślałam, że na razie koniec z podróżowaniem. Ale gdy Mikołaj miał sześć miesięcy, kupiliśmy nosidełko i tak to się zaczęło na nowo. Co roku zapuszczamy się coraz dalej i wyżej.

Konrad pochodzi z Przemyśla, z kolejarskiej rodziny, więc jako dziecko zwiedził z rodzicami całą Polskę. Ale sąsiednie Przemyślowi tereny (Pogórze Przemyskie, Bieszczady) traktował jako miejsce treningu: uprawiał lekkoatletykę. Do Krakowa przeniósł się w 1997 r. na studia w AWF. Rzucił biegi, zaczął tańczyć. Jako dziecko wspinał się po murach i drzewach.

Beata wychowała się w Brzesku. Amatorsko grała w siatkówkę, a że w podstawówce klasa była sportowa, uprawiała koszykówkę, biegi przełajowe itp. Rodzina nie podróżowała, ona przygodę z Beskidami zaczęła dopiero podczas rajdów studenckich. Tatry ją nie ruszały. Studiowała pedagogikę społeczno-opiekuńczą na AP.

On - nauczyciel wychowania fizycznego - ona pedagog, terapeuta zaburzeń emocjonalnych. Teraz oboje pracują w szkole; Konrad dodatkowo jako asystent na AWF. Podróżnicy - jak i ich synek Mikołaj, obecnie przedszkolak. Uwielbia zabawy konstrukcyjne i wspinaczkę: skałkową, no i po meblach. Miał 10 miesięcy, gdy pierwszy raz stanął na nogi i pobiegł. Konrad mówi z dumą: - Robił rzeczy, które przerastały jego rówieśników.

Wakacje 2007 r. Mikołaj ma niespełna dwa lata. Na lotnisku czeka do północy na start samolotu do Salonik, zasypia przy kołowaniu. Ludzie mówią im: za mały na podróże. Mówią: zgwałcą was, okradną, zabiją itp. A ich zainspirował kolega Konrada, Sebastian Poznański, który wyruszył przez Azję do Australii i nie było go pół roku. Zrodziła się w nich fascynacja, że można

spakować się i przemierzać świat

bez niczego (to się nazywa tramping). Trzeba się tylko do tego przygotować.

I dzięki temu Mikołaj, w nosidle na plecach Konrada, zdobył najwyższe szczyty Grecji Mitikas (2918 m) i Macedonii, a zarazem Albanii - Korab (2764 m). Ten ostatni szlakiem przemytników (postrzelane tablice ostrzegawcze, zasieki z drutu kolczastego). Byli też wtedy w Bułgarii, ale na najwyższy jej szczyt o nazwie Musała (2925 m) nie weszli. Musieliby schodzić po nocy; z Mikołajem nie chcieli ryzykować. Pozostał niedosyt.

Następna wyprawa to 2009 r. Tym razem padło na Hiszpanię. Skoro da się przebyć góry Sierra Nevada rowerem, to i wózkiem też, pomyśleli. Wózek był zwykły, z odzysku, za 20 zł. A więc na plecach plecaki (jego waży 30 kg, jej kilkanaście: gdy człowiek zrzuca takie wieczorem, to jakby dostawał skrzydeł), Mikołaj w wózku, który pchali przez całe góry - 30 km. Pluli sobie w twarz; po rumoszu skalnym, w upalnym powietrzu od Sahary nie było to łatwe. W połowie drogi na Mulhacen (3479 m), najwyższą górę w Hiszpanii, Mikołaj nie chciał być już niesiony w... opróżnionym plecaku: zdrętwiały mu nogi. Konrad: - To był pierwszy szczyt w Europie, który zdobył o własnych siłach!
Wózek przetrwał jeszcze sporo. Przebył z nimi Portugalię, a rozpadł się na... praskich Hradczanach. Czekając na pociąg do Polski, Mikołaj zwiedzał w nim z nimi po nocy stolicę Czech.

I jeszcze trzecia wyprawa - w ub. roku: przez skręconą nogę Konrada "tylko" tramping po Malcie i Gozo. Z plecakami budzili zdziwienie; to wyspy dla turystów hotelowych. Plaże - niektóre wielkości chusteczki do nosa; klify, które kusiły do wspinania się po nich. Pięćdziesiąt stopni C w słońcu, morze tylko trochę mniej gorące. Mikołaj pierwszy raz widział tam jeżowce, kraby, meduzy, ośmiornice nie w oceanarium. I jadł najwięcej lodów.

I na Malcie znów stracił wózek. Zostawili go na przystanku licząc, że dzień potem będzie tam nadal stał. Ale widać ktoś uznał go za śmieć. Konrad przeszukał wszystkie śmietniki; szukał wózka, choć to był trup.

Początek znany, cel też. I punkty pośrednie: miejsca, które trzeba odwiedzić.

Bilety zawsze w jedną stronę,

reszta to wyzwanie. Beata: - Koleżanka kiedyś pyta mnie: "Lądujecie o dwunastej w nocy na lotnisku i co?" Mówię: "Nie wiem". Może ktoś nas podrzuci w tę albo przeciwną stronę, i zamiast na wschód - ruszymy na zachód?

Najważniejsze, żeby nigdy nie zabrakło pieniędzy na powrót. Dzienne wydatki są limitowane, choć nie żałują sobie lokalnych przysmaków. Płacą tylko za żywność (w ostateczności można jeść tylko owoce) i przejazdy, sypiają za darmo. Po to wożą namiot. Zdarzało się im nocować na plażach: w środku miasta: nad rzeką albo w parku. Jeśli pod dachem - to w strażnicy granicznej lub na stacji kolejowej z karaluchami. Zawsze z Mikołajkiem. On wyznacza tryb podróży. A jadą przez świat tanio - pociągami, autobusami, taksówkami, lokalnymi rzęchami; zdarzył się camper, prom i statek. Umorusani, niewyspani, spaleni słońcem lub mokrzy od deszczu. Po nocy spędzonej na karimacie z kamieniami pod spodem zawsze dają radę. Czasem "wykorzystują" Mikołaja: wchodzi do sklepu i od razu dostaje jedzenie; łapie autostop - i auta natychmiast się zatrzymują.

W plecakach są tylko najpotrzebniejsze rzeczy; kiedy wędruje się dziesiątki kilometrów przez góry, każdy gram ma znaczenie. Mimo to Beata zawsze bierze w podróż sukienkę. Mają też swoje "patenty", np. na drogę obowiązkowo pusta butelka. Na siku dla Mikołaja. Prócz tego, by nie narzekał, nie marudził, trzeba mu tylko: jedzenia, drugiej butelki - z wodą do picia, i zabawy.

Rodzice: - To może być robienie górki ze śniegu, układanie kamieni, przesypywanie piasku. Mikołaj to bardzo żywe dziecko, temperament ma niepokorny. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. To nie tak, że pod koniec dnia rzucamy plecki, kładziemy się i patrzymy w niebo. My bywamy padnięci, on ma ciągle siłę.

Gdy wracali z Bałkanów, potrafił powiedzieć tylko: "mama", "piciu" i "pibaław" (plac zabaw). Teraz jest bardziej elokwentny od rówieśników, bardziej śmiały: nie boi się ludzi. Te podróże to wielka lekcja geografii i przyrody.
- Na początku bałam się o Mikołaja. Alergik, miał atopowe zapalenie skóry, rany na całym ciele. Miałam świadomość, że możemy nie widzieć prysznica przez wiele dni. A on cały czas był zdrowy! - mówi Beata. A Konrad: - Organizm człowieka ma duże zdolności adaptacyjne. Są kraje, gdzie matki noszą dzieci w chustach; są kraje, w których wychowuje je ulica. I jakoś żyją. Myślę, że gdybyśmy się nad Mikołajem trzęśli, trzymali go pod kloszem, to by tak dobrze podróży nie znosił.

Prócz odległych wypraw mają turystyczne "rytuały" w kraju. Wszystkich Świętych to obowiązkowa wizyta w chacie na Luboniu Wielkim, Wielkanoc najczęściej na Ornaku w Tatrach Zachodnich. Boże Narodzenie spędzają w domu, choć kto wie: może teraz pojadą w Karkonosze. Byli tam, akurat bez Mikołaja, w długi weekend majowy; na Śnieżkę szli z himalaistką Anną Czerwińską. Gdyby dopisała pogoda, byliby na Grossglocknerze (3798 m), najwyższym szczycie w Austrii. Marzą o Mont Blanc (4810 m), oczywiście - razem z Mikołajem.

Plan na wakacje

tego roku zrodził się przez przypadek, jak wszystkie dotąd: gdy Beata znalazła w internecie tanie bilety do Erywania. Pomyśleli: "Kaukaz!". A więc Armenia, Gruzja, Azerbejdżan. Tam wyprawy na najwyższe szczyty: Aragats (4090 m) i Bazarduzu Dagi (4485 m); ten pierwszy wulkaniczny (Mikołaj: - A będę mógł wrzucić kamyk do krateru?). A może uda się podejść chociaż pod szczyt Elbrusa (5642 m), najwyższego szczytu na Kaukazie, a według niektórych także i w Europie. Zdobyć się go nie da bez raków, czekanów. Wrócą do Polski po miesiącu, pod koniec sierpnia - do pracy. Zmęczeni fizycznie, ale odbudowani psychicznie. Naładowani energią do następnego razu. Jak zawsze. - Taka wyprawa trwa tak naprawdę cały rok. Bo przed wyjazdem mówimy o niej, czytamy, sprawdzamy itp. A po powrocie przeżywamy. To podróż przedłużona, sam wyjazd to tylko jej kulminacja.

Każda ich wyprawa, choć inna, ma podobny wymiar - po prostu są ze sobą.

Przed wyprawą na Kaukaz Beata nie ma żadnych obaw: - Jadę! Co będzie, to będzie... Martwi się nieco Konrad: - Normalnie, w domu, nie muszę myśleć o jedzeniu, bo wrócę z pracy, a żona zrobi pyszny obiad. A tam odwrotnie: ja dbam o żywność. Dbam też o to, żeby wszystkim było dobrze.

Mikołaj bawi się tymczasem w pokoju, przechodzi z krzesła na krzesło tak, by nie dotknąć podłogi, przywieziony z wycieczki wachlarz zamienia go w pawia. Nie może się doczekać, aż włoży na plecy swój żółty plecaczek...

Bliższe informacje dot. projektu podróżniczego Beaty Rudnik-Tulej i Konrada Tuleja "Z dzieckiem w plecaku" można znaleźć na stronie internetowej: www.zdzieckiemwplecaku.pl

PIOTR SUBIK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski