Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Milicja Obywatelska żąda ulic

Maciej Korkuć
Spory o nazwę ulicy Józefa Marcika trwają do dziś
Spory o nazwę ulicy Józefa Marcika trwają do dziś fot. Andrzej Banaś
Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. 18 stycznia 1967 roku. I sekretarz Komitetu Zakładowego PZPR w Komendzie Wojewódzkiej MO domaga się nadania dwóm ulicom nazw Józefa Marcika i Janka Szumca. Obaj byli szczególnie zasłużonymi utrwalaczami komunizmu. Obie ostały się do dziś...

„Obecnie, w związku z XXV rocznicą powstania Polskiej Partii Robotniczej powinnością naszą, a nawet i obowiązkiem jest oddać hołd poległym organizatorom idei i założeń programowych tej Partii” - czytamy w liście do I sekretarza Komitetu Dzielnicowego PZPR Kraków Podgórze z 18 stycznia 1967 roku.

Nadawcą listu był I sekretarz Komitetu Zakładowego PZPR w Komendzie Wojewódzkiej MO mjr Józef Kozdra. Z nim nie można było zbyt długo dyskutować. Odpowiedni wydział Prezydium Dzielnicowej Rady Narodowej miał „załatwić pozytywnie” wniosek „dotyczący nadania dwu ulicom na terenie Podgórza nazw imienia Józefa Marcika i Janka Szumca. Chodziło o to, aby komunistycznych działaczy wychwalały dwie przecznice od ulicy Jugowickiej.

O republikę sowiecką

Komunistyczne życiorysy Szumca i Marcika były ze sobą powiązane. Obaj byli działaczami stalinowskiej konspiracji w Krakowie. I tej, którą system sowiecki chciał po świecie rozprzestrzeniać, wbrew istnieniu wolnej Polski w okresie międzywojennym. I tej, która po ataku Niemiec na Związek Sowiecki podjęła działalność zbrojną zgodnie z wytycznymi płynącymi z Kremla.

Komuniści żądali ustanowienia polskiej republiki sowieckiej, oderwania od Polski ziem wschodnich, domagali się także zwrotu Niemcom ziem zachodnich

Szumiec urodził się w skromnej rodzinie robotniczej w 1916 roku. Od dziecka ciągnęło go najpierw do Czerwonego Harcerstwa, potem do działalności w komunistycznej konspiracji. Jako osiemnastolatek, a więc jeszcze w pierwszej połowie lat 30., formalnie stał się członkiem nielegalnego Komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej. Była to młodzieżowa przybudówka również działającej w konspiracji Komunistycznej Partii Polski. Obie struktury tworzyły zdyscyplinowaną organizację konspiracyjną podporządkowaną ulokowanej w Moskwie Międzynarodówce Komunistycznej, czyli Kominternowi. Faktycznie i tak oznaczało to pełną zależność od sowieckiego dyktatora-jedynowładcy Józefa Stalina.

Działająca w Polsce partia komunistyczna już od kilkunastu lat była formalnie polską sekcją Kominternu, pomyślanego jako międzynarodowa partia komunistyczna, składająca się z sekcji działających w różnych państwach pod swoimi nazwami. Moskwa decydowała o programach i o kierunkach działania partii.

Kiedy Szumiec przystępował do partyjnej młodzieżówki, obowiązywał program KPP uchwalony na VI Zjeździe tej partii w 1932 roku. W propagandzie KPP głównym wrogiem europejskiego i światowego proletariatu była wówczas „Anglia imperialistyczna, której wasalem jest Piłsudski”. Komuniści żądali ustanowienia polskiej republiki sowieckiej, oderwania od Polski ziem wschodnich ale też domagali się zwrotu Niemcom ziem zachodnich.

W dokumentach programowych pisano o „imperializmie polskim”, który „ustanowił swe panowanie na Górnym Śląsku na mocy imperialistycznego traktatu wersalskiego, przez zdławienie walki rewolucyjnej proletariatu górnośląskiego, przez oszustwo plebiscytowe, przez rozpętanie nacjonalistycznej antyniemieckiej nagonki”. Stwierdzano, że „KPP mobilizuje masy pracujące na Górnym Śląsku, jak również na Pomorzu do walki z uciskiem narodowym ludności niemieckiej pod hasłem praw do samookreślenia aż do oderwania od Polski”, a w stosunku do Gdańska „uznaje prawo ludności gdańskiej, siłą oderwanej od Niemiec, do ponownego złączenia z Niemcami”.

Partia dostosowywała się do zmian koncepcji strategicznych Stalina. Istotą komunistycznej konspiracji była gotowość realizacji tej linii, którą Moskwa ogłosiła jako aktualnie obowiązującą.

Zmianę taktyki zadekretowano w 1935 roku. Na VII Kongresie Kominternu Stalin wyznaczył do realizacji hasło budowy w różnych krajach antyfaszystowskich „frontów ludowych”. Propagandę dostosowano do nowych potrzeb. Teraz komuniści mieli podkreślać, że Związek Sowiecki może być jedynym obrońcą przed agresją Hitlera. Ale to nie oznaczało bynajmniej taryfy ulgowej dla państwa polskiego. Wręcz przeciwnie, Polska wciąż była państwem do zniszczenia. Komunistom nakazywano włączać się w każde działania, kampanie polityczne czy strajki mogące destabilizować państwo. Natomiast w propagandzie, jak gdyby nigdy nic, zaczęto kolportować fałszywe oskarżenia pod adresem władz RP o… pomoc dla niemieckich faszystów w zagarnięciu Gdańska.

W takiej atmosferze do Szumca i innych działaczy młodzieżowej partii dołączył o trzy lata młodszy Józef Marcik, urodzony w 1919 roku ślusarski praktykant. Razem z Szumcem łączyli działalność komunistyczną z rozwijaniem Czerwonego Harcerstwa w Jugowicach.

Pod rozkazami „Kolki”

Wkrótce potem dla polskich komunistów zaczęły się trudne chwile. W 1938 roku Komintern nakazał rozwiązać KPP, podejrzewając, że jest ona spenetrowana przez kontrwywiad niepodległej Polski. Nałożono kategoryczny zakaz odbudowy partii bez wyraźnego nakazu z Moskwy. Potem był pakt Ribbentrop-Mołotow i niemiecka oraz sowiecka napaść na Polskę.

W Krakowie różne nieformalne grupki komunistyczne prowadziły działalność wydawniczą, opartą niemal w całości na promocji stalinowskiego ustroju, jako tego, który zaspokaja wszystkie potrzeby klasy robotniczej. Czas przyjaźni niemiecko-sowieckiej nie sprzyjał nadmiernej aktywizacji komunistów. O działalności zbrojnej nie było mowy. Sytuacja zmienia się w roku 1941. Napaść Niemiec na ZSRS spowodowała, że Sowieci wezwali do walki z okupantem wszystkie swoje kadry. Wkrótce i do Krakowa dotarli przerzuceni z Moskwy emisariusze przynosząc polecenie budowy Polskiej Partii Robotniczej i jej zbrojnych bojówek.

Sprawdzeni w stalinowskiej konspiracji działacze w rodzaju Szumca i Marcika znów byli potrzebni. Na początku działalność PPR w Krakowskiem w znacznym stopniu została podporządkowana sowieckiej sieci wywiadowczej, w ramach Centralnego Wydziału Informacji Specjalnej. Do wydziału trafiały m.in. informacje gromadzone w ramach sieci ekspozytury wywiadu sowieckiego w Polsce, kierowanej przez Czesława Skonieckiego ps. „Ksiądz”. Możliwe, że jemu podlegał sowiecki oficer wywiadu Leonid Czetyrko ps. „Kolka”. Został on przerzucony drogą lotniczą już wiosną 1942 roku.

W podkrakowskim Dąbiu „Kolka” zainstalował radiostację, za pomocą której utrzymywał kontakt z centralą sowieckiego wywiadu. Latem wytypował i przeszkolił grupę do akcji dywersyjnych. Wśród jego ludzi znaleźli się zarówno Szumiec jak i Marcik. Później „Kolkę” w komunistycznej historiografii przedstawiano jako dowódcę „oddziału GL”. W czasach PRL pisano tak w propagandowych opracowaniach przeznaczonych dla prostych ludzi, natomiast wtedy, w dokumentach wewnętrznych PPR z czasów wojny, „Kolkę” określano po prostu: „radzista wywiadu sowieckiego”.

W czerwcu 1942 roku komuniści przeprowadzili pierwsze akcje dywersyjne. 24 czerwca 1942 roku „Kolka” i jego ludzie wykoleili pociąg w pobliżu dworca w Płaszowie. Efekty tej akcji nie były oszałamiające: ruch kolejowy został wstrzymany zaledwie na dwie godziny. Wkrótce potem dokonano podobnej akcji w Bonarce. Utrudnienia dla Niemców były wręcz symboliczne. Za to w odwecie dokonali pierwszej publicznej egzekucji w Krakowie. Koło stacji Płaszów powiesili siedmiu mężczyzn.

Kogo honorować?

Jan Szumiec pełnił różne funkcje w stalinowskiej konspiracji. W 1943 roku został nawet członkiem kierownictwa obwodu PPR w Krakowie. Organizował różnego rodzaju mniej lub bardziej udane operacje dywersyjne, ale 6 stycznia 1944 roku zupełnie przypadkowo został przez Niemców aresztowany i wkrótce potem - rozstrzelany.

Tych czasów nie dożył Marcik. On został przez Niemców pochwycony już w listopadzie 1942 roku. Zaraz potem zastrzelili go w Jugowicach.

Obaj należeli do tych, którzy faktycznie walcząc o budowę sowieckiego totalitaryzmu, stali się ofiarami totalitaryzmu niemieckiego. W latach 60. lokalni działacze komunistyczni z Krakowa uznali, że obaj towarzysze powinni mieć w mieście swoje ulice. Ale nawet wówczas nie wszystkim się to wydawało konieczne. Interweniował jednak szef partyjnej organizacji z wojewódzkiej komendy milicji. Pisał wprost: „Mamy nadzieję, że w związku z XXV rocznicą powstania Polskiej Partii Robotniczej Towarzysz Przewodniczący spowoduje pozytywne załatwienie tej sprawy”. I spowodował.

Tylko czy naprawdę dzisiaj wciąż powinniśmy honorować tych, którzy dobrowolnie stali się narzędziami stalinowskiej przebudowy świata?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski