Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miliony Hindusów oglądają reklamy kręcone w Krakowie

RAFAŁ STANOWSKI
Kadr z indyjskiego filmu reklamującego szampon, produkcję współtworzyło krakowskie studio Nolabel FOT. ARCHIWUM NOLABEL
Kadr z indyjskiego filmu reklamującego szampon, produkcję współtworzyło krakowskie studio Nolabel FOT. ARCHIWUM NOLABEL
W ostatnich miesiącach w Krakowie i Małopolsce powstało prawie 50 reklamówek na zamówienie Hindusów. Reklamowano praktycznie wszystko - od pojazdów, przez kanały telewizyjne, na parkietach kończąc. I były to produkcje niezwykle atrakcyjne.

Kadr z indyjskiego filmu reklamującego szampon, produkcję współtworzyło krakowskie studio Nolabel FOT. ARCHIWUM NOLABEL

BIZNES. Kraków i Małopolska do niedawna były miejscem, gdzie powstawało wiele filmów z Bollywood. Teraz stały się również centrum, w którym często realizuje się indyjskie reklamy.

- Czym różni się przeciętna reklama polska od indyjskiej? Efektownością - tłumaczy Maciej Żemojcin z krakowskiej firmy Film Polska, która specjalizuje się w kręceniu reklamówek dla Hindusów.

"Hindus nie jest naiwny i nie przepłaca" - przeczytaj komentarz autora >>

Te słowa potwierdza Krzysztof Hrycak z Nolabel, studia zajmującego się efektami specjalnymi, animacją i postprodukcją. - Hindusi mają często kosmiczne pomysły, kręcą filmy z rozmachem - mówi. - Do reklamy parkietów stworzyliśmy komputerowego goryla o rozmiarach King Konga. To była świetna zabawa!

Większość zamówień pochodzi z Bombaju, czyli centrum hinduskiej kinematografii, gdzie mieści się Bollywood. Filmowcy przyznają jednak, że między rynkiem kinowym i reklamowym jest duża różnica i obie formy produkcji nie mają punktów wspólnych.

- Oczywiście, gwiazdy Bol-lywood grają w reklamach, ale poza tym oba rynki więcej dzieli niż łączy - mówi Krzysztof Sołek z Film Polska. Także w reklamach tworzonych przez Nolabel zagrało kilku aktorów bollywoodzkich.

Krakowskie firmy mają tak wiele zamówień, że zdecydowały się zatrudnić ludzi reprezentujących ich w Bombaju. Swoje przedstawicielstwo w Indiach posiada także studio Alvernia, które również realizowało reklamówki dla Hindusów.

- To jest niezwykle istotne, bo dla Hindusów bezpośredni kontakt jest najważniejszy - tłumaczy Krzysztof Hrycak. - Gdy przyjeżdżają do nas ludzie z Indii, obowiązkowo trzeba iść z nimi po zdjęciach na piwo - dodaje Krzysztof Sołek z Film Polska. - Gdybyśmy tego nie zrobili, poczuliby się wręcz urażeni.

Dobre relacje są kluczowe, bo z Hindusami zwykle pracuje się bez umowy. Szefowie firm podpisują jedynie formularz zamówienia, często robiąc to przez internet. - Gdybyśmy chcieli podpisać umowę, byłoby to nawet niemożliwe, gdyż Hindusi tego nie praktykują - mówi szef Nolabel. - Tam słowo znaczy więcej niż kilka stron zadrukowanego papieru.

Co ciekawe, oszustwa zdarzają się rzadko. Okazuje się, że w Indiach za firmą, która opóźnia płatności lub nie płaci wcale, zła fama niesie się bardzo długo. Dlatego kontrahenci wolą wywiązywać się z ustaleń, nie chcąc później walczyć ze złą opinią. Jest to istotne w społeczeństwie, które stworzyło system kastowy.

- Trzeba pamiętać, że Indie dynamicznie się rozwijają i wszystko się tam szybko zmienia - mówi Krzysztof Hrycak. - Domy mediowe zajmujące się reklamą istnieją często przez kilka miesięcy, a potem znikają. Należy zachować czujność i oszacować ryzyko.

Czy na współpracy z Hindusami można zarobić? Szefowie obu firm przyznają, że tak. - Budżety nie są może oszałamiające, ale rekompensujemy to ciekawymi zleceniami. Dzięki nim moi pracownicy mogą poszaleć i dobrze się bawić w czasie tworzenia efektów specjalnych - wyjawia Krzysztof Hrycak.

Szefowie Film Polska mówią nawet, że ta współpraca jest lepsza niż z Polakami. - Często znacznie krócej czeka się na pieniądze - tłumaczy Maciej Żemojcin.
A do tego Hindusi są przyjacielscy. - Firma, która daje zlecenie, cały czas pyta, czy może w czymś pomóc - mówi Krzysztof Sołek. - A kiedy przyjeżdżamy na plan, mamy do dyspozycji kilka osób obsługi, włącznie z chłopcem podającym herbatę - uśmiecha się.

W ubiegłym tygodniu w Krakowie i Pieninach firma Film Polska kręciła reklamę. Zamówienie przyszło od jednego z największych indyjskich koncernów motoryzacyjnych. Chodziło o produkt tak nowy i ważny dla Hindusów, że Polacy jeszcze nie mogą powiedzieć, co konkretnie filmowali.

- To jest tajemnica, a dla Hindusów niezwykle ważna sprawa - mówi Maciej Żemojcin z Film Polska.

Z Indii do Krakowa przylecieli reżyser, producent oraz jedna z aktorek występujących w reklamie. Do udziału w niej zatrudniono także niezwykle przystojnego modela ze Szwajcarii. Dla Hindusów niezwykle ważna była jego... muskulatura.

- Film będzie efektowny - dodaje Krzysztof Sołek. Do realizacji użyto m.in. małego helikoptera bezzałogowego z podczepioną kamerą.

Hindusom bardzo podobało się w Krakowie. - Traktują nas trochę jak kraj dla siebie egzotyczny - opowiada Maciej Żemojcin. I dodaje, że w zamówieniu od Hindusów napisano, iż polski las zagra dżunglę. Innym razem polskie góry udawały znowu Kaszmir.

- Hindusi lubią tu przyjeżdżać - dodaje Krzysztof Hrycak ze studia Nolabel. Z jednej strony, jest to dla nich ciekawa wycieczka, Europę traktują wciąż jako synonim wyższej klasy. Z drugiej, podyktowane jest to relacjami biznesowymi, opartymi na bezpośrednim kontakcie.

- Siedzieliśmy ostatnio z producentem indyjskim w Forum Przestrzenie na bulwarach nad Wisłą - opowiada Krzysztof Sołek. - Był zachwycony.

Hindusi nie marnują czasu. Firmy, które z nimi współpracują, przyznają, że to niesamowicie pracowity naród.

- Praktycznie przez cały czas ktoś odbiera telefony, czy dzwonimy w dzień, czy w nocy - mówi Krzysztof Hrycak.

Robiąc interesy z Hindusami, trzeba przyzwyczaić się, że lubią zadzwonić o czwartej, piątej nad ranem. A zamówienia przychodzą praktycznie przez cały czas, także w niedzielę, nawet SMS-em. I często Hindusi oczekują, że praca zostanie wykonana w błyskawicznym tempie, dosłownie z dnia na dzień.

- Jeden z producentów chwalił się, że w czasie pięciu lat pracy wziął tylko trzy dni wolnego - wyjawia Krzysztof Sołek.

Indyjscy filmowcy są też niezwykle dumni z pracy, którą wykonują. Ekipa liczy zwykle dwa, trzy razy więcej osób niż w Polsce. Wynika to z faktu, że w Indiach niezwykle silne są związki zawodowe i wymuszają na producentach zatrudnianie dużej liczby osób. Dlatego prawie każdy na planie ma swojego asystenta.

- Wszyscy jednak traktują swoją pracę poważnie, nawet chłopiec od robienia herbaty - mówi Maciej Żemojcin.

- Byłem na planach, na których pracowało aż 180 osób - dodaje Krzysztof Hrycak. - Ja sam, jako kierownik efektów specjalnych, miałem do dyspozycji kierowcę, asystenta z wodą, człowieka podającego jedzenie i gońca, który mógł mi przynieść wszystko, czego mógłbym zapragnąć.
 

Hindusi lubią też pracować w chaosie. Trzeba się przyzwyczaić, że scenariusz reklamówki powstaje często w trakcie realizacji zdjęć. Potrafią też wprowadzać radykalne zmiany. Czasami są tak duże, że trzeba wszystko robić od nowa.

- Jeden z filmowców powiedział mi kiedyś: "nie ma chaosu, nie ma indyjskiej produkcji" - dodaje Krzysztof Hrycak. A Krzysztof Sołek z Film Polska usłyszał: "Im większy hardcore, tym bardziej to lubię".

Mimo to polskie firmy nie zamierzają zmieniać kierunku współpracy. Mówią jednoznacznie, że chcą rozwijać biznes z Indiami.

RAFAŁ STANOWSKI

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski