Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

MiłoĘnik z siekierą

Redakcja
Prawie ćwierć miliona złotych powinien wpłacić do kasy Urzędu Miejskiego w Andrychowie Wiesław P. z Roczyn, jak sam się określa - miłośnik przyrody. To nałożona przez burmistrza kara za podcięcie kilku drzew bez zezwolenia.

Wycięcie drzew może go kosztować 234.613 złotych!!!

   Surowa kara to wynik kontroli przeprowadzonej kilka miesięcy temu za płotem posesji mieszkańca Roczyn przez inspektorów Wydziału Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Leśnictwa Urzędu Miejskiego. Stwierdzili oni usunięcie dwóch kęp wierzb. Ponieważ wiek drzew oceniono na poniżej 5 lat, na ich usunięcie - zgodnie z ustawą o ochronie przyrody - nie trzeba było zezwolenia. W trakcie wizji stwierdzono jednak, że pnie siedmiu innych drzew zostały obciosane na długości całego obwodu. - Przepisy są jednoznaczne: żeby tknąć drzewo, trzeba wystąpić o zezwolenie. Tutaj pozwolenia nie było - mówią urzędnicy.
   Roczynianin, owszem, wystąpił o zezwolenie, ale już po fakcie. Było to 16 sierpnia zeszłego roku, tymczasem cięcia dokonał kilka dni wcześniej. Do urzędu i na policję donieśli o tym "życzliwi" sąsiedzi. 24 sierpnia pracownicy magistratu przeprowadzili wizję lokalną. Wszczęli postępowanie administracyjne, którego efektem jest nałożenie na Wiesława P. wspomnianej kary finansowej: 234.613,56 zł. Kwota zrobiła wrażenie nie tylko na samym zainteresowanym, ale i... "życzliwych". Ci ostatni jednak ziomka nie żałują.
   - Drzewa mu przeszkadzały, zasłaniały gołębnik. Uwziął się na nie, podciął, jak bóbr i skazał na śmierć. To teraz ma za swoje - mówią sąsiedzi, którym współpraca z P. od kilku lat niezbyt się układa. I na odwrót.
   Sąsiedzi donieśli, ponieważ są przekonani, że uszkodzone drzewa znajdują się na ich działce (przylegają do płotu P.). - Ten płot jest graniczny. Odkąd pamiętam, zawsze tak było - przekonuje sąsiadka.
   P. twierdzi, że drzewa stoją na jego posesji. - Tak wynika z mapek, które posiadam. Tylko kiedyś pozwalałem im kosić tam trawę i tak się przyzwyczaili, że zawłaszczyli kawałek działki i drzewa - odpowiada.
   Policja wielokrotnie zajmowała się tą sprawą. Wszystko wyjaśniłoby przeprowadzenie nowych pomiarów geodezyjnych, ale nie wiadomo, kto miałby zapłacić geodecie...
   Wiesław P. jest znany w gminie Andrychów. Jego zasługą jest obecny wygląd stawu w centrum miasta, który stał się wizytówką Parku Miejskiego. Swoje siedlisko ma na nim kilkanaście gatunków egzotycznego ptactwa. Przyrodnik opiekuje się stawem, dokarmia ptaki, sprowadza nowe gatunki. Nie mniej egzotycznie wygląda jego posesja w Roczynach. Na maleńkim stawie w ogrodzie siedlisko ma para łabędzi, kilka stad kaczek i innych ptaków wodnych. Jest także bocian-inwalida, opraz liczne stadko gołębi pocztowych...
   - Kocham przyrodę, kocham ptaki - tłumaczy P. i bez ogródek przyznaje, że właśnie z pasji do ptaków chciał podciąć drzewa. - Przyznaję: mój błąd. Najpierw miałem wystąpić o zezwolenie. Ale ja tych drzew nie ściąłem, tylko je okorowałem. Chciałem, żeby uschły.
   - Na tym dębie - mężczyzna wskazuje na współ uschnięte drzewo - zaczajał się jastrząb na moje gołębie. Straciłem przez to wiele ptaków. Niektóre kupowałem wcześniej po kilkaset złotych. Gdyby tego drzewa nie było, nie byłoby też strat w gołębiach. W końcu po prostu się wkurzyłem. Podciąłem dęba i modrzewie z nerwów.
   W Roczynach mówią, że Wiesław P. otrzymując z magistratu olbrzymią karę stracił też zaufanie burmistrza Jana Pietrasa, którego dobrze zna. Obu łączy pasja do ptactwa. Z polecenia włodarza roczynianin przejął kilka lat temu pieczę nad stawem w Parku Miejskim.
   Wiesław P., choć gigantyczna kara od wielu tygodni nie daje mu spokoju, na razie nie musi jej zapłacić. Urzędnicy odroczyli płatność o 3 lata ponieważ nie wykluczyli, iż mimo doznanych uszkodzeń drzewa przeżyją. Przez ten czas właścicielowi posesji nie wolno ponowić swego czynu. Jeśli to zrobi - zapłaci. Od decyzji burmistrza nie złożył odwołania.
   - Ciekawe, że mnie ukarali, a drzewa puściły liście. Odżyły. Byłem uczciwy, zaraz po kontroli z Urzędu Miejskiego kupiłem specjalny preparat z lekarstwem. Obsmarowałem drzewa i daje to efekty. Ale zauważam, że teraz ktoś celowo podchodzi pod płot i na nowo obłupuje korę! O, tu są świeże ślady - wskazuje. - Tak, jakby komuś zależało, by te drzewa i mnie zniszczyć.
   Znany andrychowski ekolog Jan Zieliński określa podobne postępowanie z drzewami jednym słowem: barbarzyństwo. - Zieleń w końcu to podstawowy składnik naszego ekosystemu. Ścięcie powinno być ostatecznością, w sytuacjach gdy nie ma wyjścia, gdy np. konary zagrażają bezpieczeństwu ludzi, gdy drzewa chorują i nie można ich wyleczyć. Tym mocniej trzeba potępić sytuację, gdy skazuje się drzewa na powolną śmierć, jak w tym przypadku.
   Boli go, że niektórzy podchodzą do tej sprawy tak beztrosko. - Wszędzie na świecie robi się wszystko, żeby zachować jak najwięcej zieleni. Tymczasem u nas na odwrót. Nawet przy okazji realizacji inwestycji drogowych masowo wycina się drzewa i to w środku lata. Tak jakby nie można ich pozostawić, lub w ostateczności - ściąć, ale jesienią, wczesną wiosną.
   Ekolog wątpi, czy Wiesław P. zapłaci karę. Uważa, że zbyt wysokie grzywny, są fikcją. - To jest przepis na pokaz. Przypominam sobie historię sprzed kilku lat z Inwałdu, gdzie również na mieszkankę nałożono wysoka karę za ścięcie kilku jesionów. Później sprawę umorzono. Kary powinny być, ale realne. I płacone przez sprawców. W przeciwnym razie niszczyciele nie wyciągną wniosków ze swojego postępowania.
MirosŁaw Gawęda

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski