– Zaczynałem w Węgrzcance Węgrzce Wielkie, pamiętam że zespół przejąłem po trenerze Andrzeju Szmiglu. Graliśmy w lidze okręgowej, wówczas to było spore osiągnięcie. Zespół radził sobie nieźle i te trzy lata wspominam bardzo miło – mówi Zbigniew Drozdowicz.
Potem przyszedł czas na Nadwiślan i awans do klasy okręgowej, który wywalczył z zespołem, który do dziś z nostalgią wspomina się w klubie z Kazimierza. Gwiazdą był Artur Martyniuk, który potem trafił do Cracovii, a wspomagali go: Artur i Piotr Duszykowie, Piotr Fima, Andrzej Przeklasa, Janusz Mucha, Tomasz Małota i inni.
– _To była ciekawa grupa ludzi, z którymi miałem, i mam, bardzo dobry kontakt. Kluczem do sukcesu była atmosfera i przekonanie piłkarzy, że mają we mnie przyjaciela, jeśli grają ze mną w otwarte karty. Dało to wspaniały efekt. Nadwiślan był silnym zespołem, w lidze okręgowej graliśmy bardzo dobrze, ludzie przychodzili, aby zobaczyć, jak gramy. Było o __nas głośno _– wspomina.
Potem wrócił do klubu z Węgrzc, zabierając ze sobą kilku graczy z Nadwiślanu. To była już inna Węgrzcanka, bowiem klub marzył o awansie do IV ligi. – _Mieliśmy mocny zespół, ale wszystko posypało się po zremisowanym 3:3 meczu z Proszowianką. Takich tłumów na meczu klasy okręgowej nigdy nie widziałem. Prowadziliśmy 3:1, w końcówce straciliśmy przewagę. To był świetny mecz. Proszowianka, którą szkolił wówczas Ireneusz Adamus, weszła rok później do __trzeciej ligi _– mówi Drozdowicz.
To, czego nie udało mu się dokonać w Węgrzcance, udało się w innych klubach. Stał się specjalistą od uzyskiwania awansów. Płaszowiankę wprowadził do klasy A, z Błękitnymi Modlnica wywalczył historyczny awans do ligi okręgowej, podobnie jak z Orłem Piaski Wielkie do IV ligi. Z powodzeniem szkolił także graczy Nadwiślanu, Tempa Rzeszotary oraz Tramwaju Kraków. Od kilku sezonów nie prowadzi żadnej drużyny. Pomaga synom, którzy prowadzą prywatny interes, ale sport obecny jest w domu niemal codziennie.
– Odwiedzają mnie moi dawni podopieczni. Gdy zbliżają się święta lub imieniny, dzwonią dawni pracodawcy, czyli prezesi, działacze. Wychodzę na zakupy, to ktoś zagadnie o ostatni mecz Wisły, Cracovii czy Nadwiślanu. To wszystko odbieram jako docenienie tego, co zrobiłem. I __cóż, daje mi to satysfakcję.
Drugą miłością Drozdowicza jest hokej. Przez lata działał w sekcji Cracovii, zajmując się po prostu wszystkim. W „Pasach” grali obaj jego synowie, starszy Jarosław reprezentował także barwy Legii Warszawa.
– Z __Cracovią musiałem się rozstać, gdy zespół zyskał sponsora – mówi. – Wówczas ja oraz przyjaciele, którzy społecznie pracowali, aby hokeiści mieli w czym grać i co jeść, stali się z dnia na dzień niepotrzebni. My dbaliśmy, aby w Cracovii funkcjonowały drużyny młodzieżowe, teraz w pierwszym zespole trudno znaleźć wychowanka.
Czasy się zmieniają, coraz większą rolę w sporcie odgrywają pieniądze. Sport uprawia coraz mniej ludzi, bo coraz trudniej pogodzić pracę z grą w piłkę czy w hokeja. Jak mogę zmusić do pracy chłopaka, który przyjeżdża na trening po 12-godzinnej pracy na budowie? Jak namówię go w niedzielę na mecz, gdy jest to jedyny dzień w tygodniu, który może spędzić z rodziną? To sprawia, że w zespołach grają coraz słabsi zawodnicy i mecze są coraz mniej atrakcyjne.
Za tydzień Grzegorz Tyl, trener Wolanii Wola Rzędzińska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?