Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miłosz Pipka? Nieobecny.

Redakcja
PAWEŁ GŁOWACKI: Dostawka

   Znów leżę pod kocem z polskiej wełny w szkocką kratę, na zydlu przy wyrku rytualny mielony znów stygnie, a ja znów czytam najszlachetniejszą od czasów Chrobrego gazetę polską i po raz setny dochodzę do nieobalalnego wniosku: na napastliwą szlachetność najszlachetniejszej od czasów Chrobrego gazety polskiej najskuteczniejszą odtrutką jest polski koc w szkocką kratę, stygnący mielony oraz "Pociągi pod specjalnym nadzorem" Bohumila Hrabala.
   Czytam więc. Czytam esej Michała Olszewskiego "Kraj sportów ekstremalnych", a po nim - polemiczną ripostę Magdaleny Miecznickiej "Michale, daj się uwieść". Chłonę szlachetność pokoleniowej polemiki, w której młódź dyskutuje o plusach i minusach dzisiejszej egzystencji nad Wisłą. Studiuję kolejny dwugłosowy problem pozorny i kolejny raz powala mnie redaktorski szwung naczelnego najszlachetniejszej z gazet - jego talent do klecenia dylematów sztucznych. Ty, Michaś, będziesz skrajny na czarno, a ty, Madziu, będziesz skrajna na biało - i tak uzyskamy spektrum najszersze, pełnię opinii, jakie na okoliczność życia w młodym naszym kapitalizmie młodzież polska posiada... No, i posłuchali Mistrza Adama. Uzyskali spektrum. Maluś, maluś, maluś _jak mawiał Gombrowicz...
   Otóż maluś-Michaś sugeruje ostro, że jest do dupy. Brak perspektyw, widmo bezrobocia, narastająca bieda, niesprawiedliwość, debilizm władzy, korupcja, fatalny wygląd dworca kolejowego w Oświęcimiu... itd. Ot, klasyczny zestaw Syna Pułku Nadwiślańskiego Defetyzmu Demaskatorskiego. Na co maluś-Madzia czule gaworzy, iż wcale nie jest do dupy. Są ludzie, którym się udało, miłość wcale nie umarła, mnożą się ci, dla których rodzina jest najważniejsza, wzrasta standard życia, rozwija się pomoc społeczna, można się uczyć języków obcych... itd. Ot, klasyczny zestaw Łączniczki Szarych Szeregów Nadwiślańskiego Kapitalizmu. I tak rozbrzmiewa odwieczny nasz song: _A właśnie, że jest źle, a właśnie, że jest dobrze, a właśnie, że źle, a właśnie, że dobrze, a źle, a dobrze, źle, dobrze, źle, dobrze...
Aa, kotki dwa, szarobure obydwa.
   U niego słońce zachodzi, u niej - wschodzi. On boleje, ona nie. On smętny, ona radosna. On wściekle szczeka, ona słodko pieje. U niego na wargach sina piana, u niej na wargach łososiowa Shiseido. On złamany, ona strzelista. On ciemny, ona jasna. Pierwsza niereformowalna skrajność gorzko jęczy_w cieniu Sienkiewiczowskiego "Latarnika": "Pragniemy uciec z kraju, który wreszcie należy do nas". Druga niereformowalna skrajność nuci kołysankę Miniszkówny: "Głębokie może być tylko rozczarowanie, które wynika z głębokiej miłości - wie to każdy, kto choć raz się zakochał". _Czyżby na to wychodziło, że Michaś nie umie miłować, więc chyba ucieknie, Madzia zaś nigdy nie opuści ojczyzny dziadów swoich, gdyż potrafi miłować prawdziwie? Mój Boże! Może trzeba się popłakać?
   I tak oto mamy kolejną pokoleniową polemiczkę, pokoleniową dyskusyjkę i pokoleniowy dylemaciczek. Ergo - kolejny młodzieżowy seansiczek gaworzenia na wysokościach malusiowatej bezkompromisowości. Lita sztuczność. Już nawet nie para w gwizdek. Już tylko samotny gwizdek bez pary, jak pień milkliwy gwizdeczek, co go naczelny Adam dziarsko sklecił. Jednak należy pochlipać. Łzę ronię, bo nie pojmuję, jak można nie wiedzieć, że każda skrajność to fiasko sensu, to widmo nachalnej ideologii, napastliwej dewocji, napuszonej publicystyczności oraz chętka natychmiastowego naprawiania świata. Chcecie dać wasz młodzieżowy portret naszego świata? Jakim cudem, skoro nie pojmujecie, że biegun płn. i biegun płd. sens mają tylko o tyle, o ile zauważa się kulę ziemską pomiędzy nimi? Całą kulę ziemską, na której jest wszystko i wszystko jest dobre, bo jest niezbywalną częścią całości.
   Chwalić Boga - jestem pomiędzy. Całkiem jak elew komunikacji Miłosz Pipka w "Pociągach...". On kierował ruchem na stacji przelotowej gdzieś między wschodem a zachodem. Widział szeroko. Widział świat. Cały świat. Ja leżę pomiędzy napastliwą ciemnością Michasia a napastliwą jasnością Madzi i otwieram książkę Hrabala. Wiedział, że chęć namalowania portretu świata wyklucza chęć szlachetnościowego reperowania świata. I wiedział, że między obfajdanym dworcem w Oświęcimiu a na glanc wypucowanym Marriottem nie ma żadnej sprzeczności. W kocu mym też nie ma sporu między polską wełną a szkocką kratą. Tu jest tylko samo ciepło. Samo i całe. W sznyclu nie o spór między składnikami idzie, jeno o sznycla samego. Samego i całego.
   Szlachetny papier polemiki Madzi z Michasiem może stąd, że szerokokątne oko Hrabala jest niedostępne akurat im? A może tu chodzi o odwieczną ułomność nacji nadwiślańskiej? Klasyk naucza, że odwieczna wyższość oka Czechów nad naszym okiem na tym polega, że oni siadając przy stoliku z kuflem piwa w garści, opowiadają o świecie. Całym. My zaś w analogicznej sytuacji z napastliwą szlachetnością maniakalnie naprawiamy wiecznie spartoloną ojczyznę. Nie umiemy opowiadać. Świat nam kurdupleje aż do skrajności, płaskich jak najszlachetniejsza z polskich gazet.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski