Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Minister Siemoniak – pan od po

Paweł Kowal
Od Krakowa do Brukseli. Rok 1926, do wojny daleko. Redaktor Polski Zbrojnej rzuca hasło zbiórki na okręt podwodny. Każdy oficer ma oddać pół proc. poborów. Po roku na koncie jest 200 tys., potrzeba 10 mln.

Akcję prowadziły przez lata różne instytucje. Kiedy w 1930 niemiecki minister Gottfried Treviranus zażądał od Polski Pomorza, robotnicy w Łodzi zebrali na Orła dodatkowe 270 tys. W powitaniu okrętu ORP Orzeł w Gdyni w lutym 1938 roku uczestniczyło 30 tys. obywateli. Historia Orła i jego tajemniczy koniec w czasie wojny nadają się na książkę.

Ale felieton nie będzie o tym. Nie będzie też o tym „czy zbliża się wojna”, ani o mniej lub bardziej trafionych porównaniach, czy jajecznica w Mińsku przyrządzona przez Łukaszenkę przypomina porozumienie w Monachium z 1938, z Jałty w 1945, czy zwyczajne „ruskie jaja”, które ktoś sobie zrobił ze starowinki Europy.

W Polsce debaty o bezpieczeństwie każdy minister obrony prowadzi z gronem ekspertów. Tych nie ma zbyt wielu, bo przez lata o obronności mówiło tylko paru elokwentnych emerytowanych generałów. Tematu nie było, bo politycy ukołysali skołatane historią narody Europy do snu. Holandia wyprzedawała czołgi, Anglia oszczędzała na flocie a Polska całą ufność położyła w refleksie sojuszników z NATO.

Temat wojny był tabu. Kto mówił o zagrożeniach, narażał się na łatkę podżegacza wojennego. Zupełnie jakby zwiewać przed agentem ubezpieczeniowym, bo rozmową o powodzi może nam przynieść pecha. Nic teraz na to nie poradzi wicepremier Siemoniak nawet z premier Kopacz. Mogą do woli rozmawiać o dodatkowym 0,05% na armię, żaden to news. Nawet koledzy z opozycji z sąsiednich ław w Sejmie coś ogólnie dukają, bo nie za wiele kumają „z tego wojska”. Inni o „bezgłowych samolotach” lub o „czołgach Leonardach”. Obrona kraju stała się branżową sprawą kilkunastu osób w Polsce i w tym właśnie jest ambaras.

Gdy wybierają Tuska, ludzie zaczynają dyskutować na imieninach, czym jest Rada Europejska i czy naprawdę jej szef jest cesarzem. Gdy pojawia się kłopot z liczeniem głosów w PKW, Polacy debatują o książeczkach do głosowania. Studia telewizyjne zaludniają profesorowie od tego i owego, politycy się dokształcają itd. Mamy czasami narodową lekcję wychowania obywatelskiego w gratisie. A tu jeden z naszych sąsiadów napadł na drugiego.

Czy minister Siemoniak skorzysta z szansy, by być powiedzmy „panem od po” (skrót powstał, gdy nie było PO) i zacznie z nami zjadaczami chleba (także bezglutenowego) rozmowę nie o procencikach, ale o tym, że jakby co, potrzebujemy bronić się przed wrogim lotnictwem, albo o tym, że trzeba kupić łódź podwodną i ile to kosztuje i dlaczego itd.? Czy opozycja odpowie mu w ten sam sposób? Szkoda by było zmarnować okazję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski