Akcję prowadziły przez lata różne instytucje. Kiedy w 1930 niemiecki minister Gottfried Treviranus zażądał od Polski Pomorza, robotnicy w Łodzi zebrali na Orła dodatkowe 270 tys. W powitaniu okrętu ORP Orzeł w Gdyni w lutym 1938 roku uczestniczyło 30 tys. obywateli. Historia Orła i jego tajemniczy koniec w czasie wojny nadają się na książkę.
Ale felieton nie będzie o tym. Nie będzie też o tym „czy zbliża się wojna”, ani o mniej lub bardziej trafionych porównaniach, czy jajecznica w Mińsku przyrządzona przez Łukaszenkę przypomina porozumienie w Monachium z 1938, z Jałty w 1945, czy zwyczajne „ruskie jaja”, które ktoś sobie zrobił ze starowinki Europy.
W Polsce debaty o bezpieczeństwie każdy minister obrony prowadzi z gronem ekspertów. Tych nie ma zbyt wielu, bo przez lata o obronności mówiło tylko paru elokwentnych emerytowanych generałów. Tematu nie było, bo politycy ukołysali skołatane historią narody Europy do snu. Holandia wyprzedawała czołgi, Anglia oszczędzała na flocie a Polska całą ufność położyła w refleksie sojuszników z NATO.
Temat wojny był tabu. Kto mówił o zagrożeniach, narażał się na łatkę podżegacza wojennego. Zupełnie jakby zwiewać przed agentem ubezpieczeniowym, bo rozmową o powodzi może nam przynieść pecha. Nic teraz na to nie poradzi wicepremier Siemoniak nawet z premier Kopacz. Mogą do woli rozmawiać o dodatkowym 0,05% na armię, żaden to news. Nawet koledzy z opozycji z sąsiednich ław w Sejmie coś ogólnie dukają, bo nie za wiele kumają „z tego wojska”. Inni o „bezgłowych samolotach” lub o „czołgach Leonardach”. Obrona kraju stała się branżową sprawą kilkunastu osób w Polsce i w tym właśnie jest ambaras.
Gdy wybierają Tuska, ludzie zaczynają dyskutować na imieninach, czym jest Rada Europejska i czy naprawdę jej szef jest cesarzem. Gdy pojawia się kłopot z liczeniem głosów w PKW, Polacy debatują o książeczkach do głosowania. Studia telewizyjne zaludniają profesorowie od tego i owego, politycy się dokształcają itd. Mamy czasami narodową lekcję wychowania obywatelskiego w gratisie. A tu jeden z naszych sąsiadów napadł na drugiego.
Czy minister Siemoniak skorzysta z szansy, by być powiedzmy „panem od po” (skrót powstał, gdy nie było PO) i zacznie z nami zjadaczami chleba (także bezglutenowego) rozmowę nie o procencikach, ale o tym, że jakby co, potrzebujemy bronić się przed wrogim lotnictwem, albo o tym, że trzeba kupić łódź podwodną i ile to kosztuje i dlaczego itd.? Czy opozycja odpowie mu w ten sam sposób? Szkoda by było zmarnować okazję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?