Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mireille Mathieu: Może zaśpiewam kiedyś po polsku

Remigiusz Poltorak
Remigiusz Poltorak
Mireille Mathieu: Mogę zapewnić, że na moich najbliższych koncertach widzowie mogą liczyć na kilka słów w waszym języku
Mireille Mathieu: Mogę zapewnić, że na moich najbliższych koncertach widzowie mogą liczyć na kilka słów w waszym języku fot. archiwum
Rozmowa. Porównywana do Edith Piaf, najbardziej pamięta występy przed Janem Pawłem II. Mireille Mathieu, legendarna francuska piosenkarka, która wczoraj obchodziła 70. urodziny, w październiku przyjedzie do Polski.

- Nagrała Pani ponad 1200 przebojów i śpiewała w wielu językach, nawet tak trudnych jak fiński, japoński czy chiński. Nie kusiło Panią, żeby spróbować też po polsku?
- (śmiech) Jeszcze nie, ale znam kilka słów w waszym języku. „Merci” to „dziękuję”, prawda?

- Wymowę ma Pani całkiem dobrą…
- Więc, kto wie? Skoro śpiewałam już w dziewięciu językach, może kiedyś spróbuję też po polsku? Na razie mogę zapewnić, że na moich najbliższych koncertach, w październiku, widzowie będą mogli liczyć na kilka słów w waszym języku.

- Przyjeżdża Pani do Polski trzeci raz. Co Pani zapamiętała z dwóch poprzednich koncertów?
- Po raz pierwszy byłam u was w 1969 roku, potem w 2010. Wiele lat różnicy, ale przeżycie było wspaniałe, bo za każdym razem miałam wrażenie, jakby publiczność czuła się jak na meczu piłkarskim, tworząc znakomitą atmosferę i bawiąc się bez przerwy. Nigdy tego nie zapomnę. I chyba się podobało, bo po ostatnim koncercie dostałam informację, że wszystkie płyty zostały sprzedane. Z Polską są też związane inne wspomnienia. Jestem osobą wierzącą i wiem, że papież Franciszek przyjeżdża teraz do Krakowa na Światowe Dni Młodzieży. Ja natomiast podziwiałam Jana Pawła II.

- Miała Pani okazję, żeby go kiedyś spotkać?
- Byłam w Watykanie na prywatnej audiencji. Razem z mamą, która już niestety nie żyje i siostrą. Niesamowite przeżycie. Wszystkie dostałyśmy po różańcu. Zresztą, trzy razy miałam zaszczyt śpiewania dla Ojca Świętego.

- A pochodzi Pani z Avignonu, miasta papieży.
- Rzeczywiście, jest w tym trochę symboliki.

- To wróćmy do Pani kariery piosenkarskiej. Do jej początków. To prawda, że pierwszy raz publicznie zaśpiewała Pani w wieku czterech lat na pasterce w kościele?
- Czy miałam wtedy cztery lata? Być może. Na pewno od najmłodszych lat śpiewałam w kościele. Pamiętam też, że tata uczył mnie piosenek prowansalskich, które potem wykonywałam i które sprawiały mi wiele przyjemności.

- Aż zaczęła Pani występować profesjonalnie na scenie. Od kiedy?
- To pamiętam dokładnie, 21 listopada 1965 roku. Zaczęło się od programu telewizyjnego „Tele Dimanche”, który był nagrywany zawsze w niedzielę, na żywo. Było tam dużo sportu, ale też występy artystyczne. Do udziału był zapraszany jeden piosenkarz lub piosenkarka o uznanym wcześniej nazwisku i pięcioro amatorów, wśród których znalazłam się również ja. Widzowie dzwonili do studia, głosując, kto im się najbardziej podoba i kogo by chcieli zobaczyć ponownie. W taki sposób pojawiałam się wiele razy w niedziele we francuskiej telewizji. Także dzięki temu spotkałam mojego menedżera Johnny’ego Starka.

- Jak dużą rolę odegrał Stark w Pani późniejszej karierze?
- To była nietypowa osobowość, także jeśli chodzi o warunki fizyczne. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę, gdy podszedł do mnie i zapytał: „Mademoiselle, chciałby Pani ze mną pracować?”. Oczywiście, że chciałam, ale miałam świadomość, że muszę się wszystkiego uczyć w showbiznesie, od A do Z, bo byłam bardzo nieśmiała. Szybko jednak zajęli się mną odpowiedni nauczyciele - pokazywali, jak ćwiczyć głos, jak wypowiadać się publicznie. Johnny był bardzo twardym menedżerem.

- Ale to on otworzył Pani drzwi na rynek amerykański.
- To prawda. Stark dbał o interesy wielu artystów francuskich, którzy wyjeżdżali na tournee do Stanów. Byłam w tym gronie, ale najpierw mogłam występować przed koncertami znanych wówczas piosenkarzy. M.in. w znanej sali koncertowej Olympia w Paryżu. Gdy wyjechałam do USA, poznała mnie jeszcze szersza publiczność i myślę, że to było rzeczywiście otwarcie bram do międzynarodowej kariery. Po powrocie zza oceanu zaczęłam koncertować w innych krajach europejskich.

- A nawet przed brytyjską królową Elżbietą.
- I to trzy razy! W ogóle miałam szczęście, że mogłam występować przed znanymi osobistościami na wielu kontynentach. Ronald Reagan, Francois Mitterrand, Jacques Chirac, król Maroka. Ale największe emocje towarzyszyły mi, gdy występowałam przed Janem Pawłem II. Nie wstydzę się przyznać, że za każdym razem łzy same napływały mi do oczu. Nawet dzisiaj mam taki odruch, gdy pomyślę sobie, że śpiewałam dla kogoś, kto był święty już za życia. Przeżyłam coś takiego tylko raz, właśnie podczas spotkań z papieżem. Zdarzyło mi się kilka razy być w polskim kościele w Paryżu, przy ulicy St Honore. Siostry, które tam posługują, prosiły mnie nieraz, aby im opowiedzieć o tych wizytach u papieża. Bardzo chętnie to robiłam.

- Ale z drugiej strony pojawiały się również zarzuty, że chętnie korzysta Pani z zaproszeń na koncerty do krajów, które z demokracją mają niewiele wspólnego. Koncertowała Pani na przykład przed władzami Chin albo Rosji.
- Nie jestem od tego, żeby zajmować się polityką i nigdy tak do tego nie podchodziłam. Byłam pierwszą artystką francuską, a może nawet europejską, zaproszoną przez rząd chiński i czułam się dumna, że mogę tam reprezentować swój kraj. Tak jak potrafię najlepiej, czyli przez sztukę.

- Nie obawiała się Pani zarzutów, że uwiarygodnia lokalne władze?
- Nie, nie zgadzam się z takimi opiniami. Koncertując w różnych krajach, jadę przede wszystkim na spotkania z ludźmi. Z fanami, którzy lubią moje piosenki. Często jestem zaskoczona, a jednocześnie wzruszona przyjęciem, które mnie spotyka.

- Mówimy o występach, które szczególnie zapadły w pamięć, ale publiczność zapamiętała Panią również z licznych nagrań w duecie ze znanymi artystami. Śpiewała Pani z Placido Domingo, Julio Iglesiasem, Paulem Anką, Frankiem Sinatrą. Zdradzi Pani z kim występowało się najlepiej?
- Zadaje mi pan trudne pytania… Wszyscy byli wspaniali, bo każdy z nich w jakiś sposób wnosił coś nowego. Paul Anka, Julio Iglesias, Tom Jones… Przy każdym z nich mogłam się czegoś nauczyć. To były bardzo wzbogacające doświadczenia.

- Nie każdy ma siły, żeby śpiewać przez ponad pięćdziesiąt lat. Jak Pani się to udaje?
- Może będzie pan zaskoczony, ale im dłużej występuję na scenie, tym bardziej się denerwuję. Odczuwam taki twórczy niepokój. Z drugiej strony, mówię sobie, że to dobrze, bo nie wpadam w rutynę i do każdego koncertu podchodzę bardzo poważnie. Wymaga to oczywiście dużej samodyscypliny, ale już się do niej przyzwyczaiłam. Nie narzekam, bo lubię to, co robię.

- Jednego pytania nie unikniemy, choć pewnie słyszała je Pani już wielokrotnie. Jak Pani reaguje, gdy po raz kolejny pojawiają się porównania do Edith Piaf?
- A jak mogę reagować? Bardzo pozytywnie! Z tymi porównaniami zmagam się już od dziesięcioleci, w zasadzie od czasu, kiedy zaczęłam pojawiać się w telewizji. Pamiętam wiele gazet, które chciały wtedy przyciągnąć uwagę, informując, że oto pojawiła się nowa Piaf. Nieprzypadkowo, bo śpiewałam również jej piosenki. I do dzisiaj to robię, szczególnie dwa utwory: „Hymne a l’amour” i „Non, je ne regrette rien”. Chcę w ten sposób złożyć jej hołd i podziękować za to, że interpretacje jej piosenek niewątpliwie pomogły mi na początku kariery. Ale nie bez znaczenia było też to, że kiedy wydawałam pierwsze płyty, mój menedżer znalazł takich kompozytorów jak Paul Mauriat, który pisał dla mnie wiele utworów (skomponował m.in. instrumentalną wersję „L’amour est bleu” i jest dotychczas jedynym francuskim artystą, którego płyta była numerem 1 na amerykańskich listach sprzedaży - red.) albo Francis Lai ze słynnymi przebojami do filmów „Un homme et une femme” i „Love story”.

- Nie tak dawno była Pani obecna w mediach także z innych powodów. Pojawiały się komentarze, z których wynikało, że krytykowała Pani zachowanie rosyjskiej grupy Pussy Riot. To prawda?
- Osobom, które przytaczały moje słowa we francuskiej telewizji publicznej, wytoczyłam proces i go wygrałam. Rosyjska telewizja, której udzielałam wywiadu, przyznała, że część moich słów została wycięta w czasie montażu. A mówiłam m.in., że jako kobieta, artystka i chrześcijanka, chciałabym, aby sąd był dla Pussy Riot łaskawy. Tylko tyle. Sprawa jest dla mnie zamknięta, dlatego nie zamierzam więcej do tego wracać. Chcę koncentrować się tylko na tym, co od lat jest dla mnie pasją, czyli na muzyce i na przekazywaniu pozytywnych emocji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski