Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Misjonarz jest ciężko ranny

Paweł Szeliga
Ojciec Piotr Waśko w Papui pracuje od 12 lat
Ojciec Piotr Waśko w Papui pracuje od 12 lat FOT. STANISŁAW ŚMIERCIAK
Podegrodzie/Oceania. Werbista ojciec Piotr Waśko został postrzelony w Papui Nowej-Gwinei. Zaatakowali go rabusie, gdy podróżował do wiernych żyjących w buszu. Z brzucha i uda ojca Piotra chirurg wyciągnął aż 18 śrutów. Stan misjonarza jest ciężki.

– To musieli być obcy, bo wierni lubią i szanują Piotrka. Nigdy by go nie skrzywdzili – przekonuje Kinga Waśko, mama misjonarza postrzelonego nad rzeką Karawari w Papui Nowej-Gwinei.

45-letni o. Piotr Waśko z zakonu werbistów ewangelizuje Papuasów od 12 lat. Pokochał ten kraj. – Jego parafia jest tak duża jak cała Małopolska – mówi ojciec misjonarza, Szczepan Waśko. – To głównie busz, w którym nie ma dróg, więc do kolejnych wiosek dociera tzw. kanu, łodzią-dłubanką z silnikiem motorowym. Zwykle wiezie z sobą żywność i rzeczy potrzebne tubylcom. Być może rabusie chcieli je ukraść, stąd ten atak.

Gdyby nie miejscowy pomocnik, płynący z misjonarzem, kapłan pewnie by się wykrwawił na śmierć. Papuas dowiózł go jednak łodzią do misji. Był tam telefon, więc szybko wezwano pomoc. Ojcowie werbiści, prowadzący szpital w Madang, wysłali po misjonarza helikopter.

Operację przeprowadził brat Jerzy Kuźma, ordynator oddziału chirurgii w tej lecznicy. Usunął aż 18 śrutów z brzucha i prawego uda rannego kapłana. Jak informuje o. Jan Wróblewski, rzecznik werbistów w Polsce, stan zakonnika jest ciężki, ale stabilny. W szpitalu spędzi on co najmniej trzy tygodnie.

– Piotrek miał przyjechać do domu na urlop – zdradza Kinga Waśko. Ubolewa, że nie zobaczy syna, który odwiedza rodzinny dom raz na trzy lata, bowiem misjonarze, pełniący posługę tak daleko, nie mogą częściej odwiedzać kraju.

Alicja Grzesik, koleżanka rannego misjonarza, zapewnia, że jest otoczony solidnym modlitewnym łańcuchem. W jego rodzinnej wsi jest bowiem grupa jego wiernych przyjaciół, z którymi spotyka się ilekroć przyjeżdża do Podegrodzia.

Rodzice misjonarza są przekonani, że dramatyczne zdarzenie nie zniechęci syna do misji w Papui. – To jest jego miejsce na ziemi – tłumaczy Kinga Waśko. – Nawet jeśli czasem przymiera głodem, nie wyobraża sobie pracy gdzie indziej.

O tym, że syn żyje skromnie matka mogła się niejednokrotnie przekonać. Gdy rozmawiała z nim chwilę przed Bożym Narodzeniem, zapytała, co położy na stole w wigilijny wieczór. Usłyszała, że zje zupę pomidorową z torebki i kawałek ryby, którą mu podarowali parafianie. – Miał też przeterminowane od pół roku suchary – dodaje Kinga Waśko. – Przekonywał, że są jeszcze dobre, więc może je zjeść – dodaje.

Ks. Józef Wałaszek, proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła w Podegrodziu, mówi, że nie przestaje się modlić za ojca Piotra. Wie, jak kocha Papuę i jak bardzo oddany jest misji.

– Miał propozycję pracy w seminarium, ale jej nie przyjął – mówi ks. Wałaszek. – Jego powołaniem jest praca z Pa­pu­asa­mi, żyjącymi w zasadzie poza cywilizacją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski