MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Mistrz Twardowski

Redakcja
Mistrz Twardowski

Michał Rożek

Michał Rożek

Mistrz Twardowski

Z legendy emanują elementy pierwotnego kultu Księżyca, rozwijającego się na naszych ziemiach przed tysiącami lat

Postać mistrza Twardowskiego. Legenda i symbol dawnych wierzeń, upersonifikowanych w osobie, która z jednej strony - napawała panicznym lękiem, z racji czarnoksięskich sztuczek, z drugiej zaś była przedmiotem plotek i zabawnych opowieści.

   
Czy istotnie Twardowski działał i żył w Krakowie w okresie panowania ostatnich Jagiellonów? Najstarszym źródłem pisanym o naszym czarnoksiężniku jest dzieło Łukasza Górnickiego "Dworzanin polski", opublikowane w Krakowie w roku 1566 w typografii Macieja Wierzbięty. Wzmianka o Twardowskim znalazła się w księdze drugiej, w której Górnicki opowiada o sztuce żartowania i takcie w rozmowach towarzyskich: Także mówiąc to to, to owo, przyszli w rozmowie do czarnoksięstwa. I jął ów, komu to czarnoksięstwo tak barzo smakowało, wychwalać tę naukę powiedając, iż na świecie nie masz nad nie, a żałując tego, że się na ten czas nie urodził, kiedy jej w krakowskich szkołach jawnie uczono. A ten słuchając powiedział: Co byś dał, kiedy by się kto obrał, a chciał cię jej nauczyć? A ów zasię rzekł: Dałbych - prawi - sto i drugie złotych, ba, i dalej by mię wyciągnął. Odpowiedział ten: Kiedybyś to ziścić chciał a był tajemnym, powiedziałbych ja tobie o jednym, który się u Twardowskiego uczył i tak wiele, jako on umiał, umie, i jest go z to, że cię nauczyć może.
Dalej autor przytacza znaną anegdotę o tłuczeniu garnków, stanowiącą analogię do opowieści o słynnym Sowizdrzale. Z czasem facecja Górnickiego stała się głośna, a to z racji enigmatycznej wzmianki o Twardowskim. Potem powstały opowieści o sekutnicy żonie, której mistrz unikał, jak tylko mógł, robiąc jej na złość, płacąc żakom, aby tłukli jej garnki, które sprzedawała na krakowskim Rynku. Sam, unikając tej złej kobiety, zaszywał się na Krzemionkach, gdzie miał swoją szkołę i laboratorium, w którym przeprowadzał swoje badania alchemiczne. Uważano go za okultystę, obeznanego z kabalistyczną tradycją, obdarzonego dużą siłą mediumiczną. Słynął również z obserwacji astronomicznych, wydawał prognostyki astrologiczne, znał się też na optyce, był katopromantą i nekromantą; miał odbyć studia w Wittenberdze, skąd przywiózł do Krakowa słynne magiczne zwierciadło, które przed śmiercią miał zapisać biskupowi krakowskiemu Franciszkowi Krasińskiemu, z którym miał studiować. W połowie XIX stulecia Ambroży Grabowski zanotował, iż ks. Łoniewski w kazaniu pisze, że temu czarnoksiężnikowi Twardowskiemu było na imię chrzestne Piotr (...) a nawet słyszałem, jak jeden utrzymywał, że ten czarnoksiężnik skomponował Godzinki o Najświętszej Pannie.
   Resztę na temat naszego Mistrza dopowiedziała literatura ludowa oraz dziewiętnastowieczna literatura piękna, do której Twardowski wszedł pewnym krokiem. Zatem w jego konfabulacyjnej biografii mistyfikacja i bajka mieszają się zaledwie z dwoma faktami potwierdzonymi historycznie. Pierwszy z nich zaistniał we wspomnianym dziele Górnickiego, czas zatem na ujawnienie drugiego faktu.
   Otóż w Bibliotece Książąt Czartoryskich w Krakowie znajduje się rękopis nadwornego lekarza Zygmunta III Wazy, doktora Joachima Possela "Compendium historiae Posellanae", w którym opisano wywołanie przez Twardowskiego na dworzec Zygmunta Augusta zjawy zmarłej królowej Barbary Radziwiłłówny. Czytamy tam: Barbara urodzona z rodziny Radziwiłłów, do której król tak wielką (jak wielu podaje) płonął miłością i najserdeczniej ją kochał, tak że po jej śmierci przedsięwziął ją ujrzeć, choćby życie było zmyślonym. Zwołał zewsząd do Krakowa biegłych w czarnoksięstwie, aby zadali sobie trudu i by dłużej nie był karmiony próżną nadzieją, bardzo znaczne wyznaczył nagrody. Znaleziono człowieka o nazwisku Twardowski, który zapewniał, że niezawodnie ukaże królowi Barbarę przechodzącą. Król daje wiarę obietnicom i z największym upragnieniem wygląda naznaczonego dnia. Twardowski uprosił króla, by z krzesła, na którym siedzi, nie ruszył się, zachowując milczenie, gdyby inaczej postąpił, byłoby narażone na niebezpieczeństwo jego życie i dusza. Przy ukazaniu się mary było widać smutną, żałobną i jakby niesłychaną tragedię. Mało brakowało, a króla nie można by zatrzymać i rzuciłby się na jej łono i zapragnąłby słodkich uścisków, gdyby Twardowski króla nie odciągnął i zatrzymał na krześle, aż mara zniknęła.
Eksperyment ten - urządzony na Wawelu - przysporzył Twardowskiemu zasłużonej sławy, wpisując go na karty magicznego Krakowa. Dzięki szczegółowym studiom prof. Romana Bugaja wiemy, że prawdziwy Twardowski, który działał w XVI stuleciu, nazywał się Laurentius Dhur i był z pochodzenia Niemcem. A tak przy okazji warto wspomnieć, że durus w języku łacińskim znaczy twardy, stąd zatem nazwisko Twardowski.
   Ta półlegendarna postać czarnoksiężnika, którego diabelskie kontakty zawsze uwypuklała ludowa baśń, zaistniała w kulturze literackiej głównie dzięki Adamowi Mickiewiczowi i Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu, by wspomnieć tych najważniejszych pisarzy. Tak w legendzie, jak i w literackiej fikcji nasz Mistrz zawsze fortelem czarta wyprowadzał w pole. Aż wreszcie - zgodnie z podpisanym cyrografem - diabeł dostał był Mistrza w karczmie Rzym. Ten jednak raz jeszcze ubiegł czarta. Błyskawicznie, tuż przed oddaniem duszy diabłu, zanucił "Godzinki" ku czci Niepokalanej, śpiewane po dziś dzień po świątyniach. Wybawiły go od piekielnych mocy. Jednak wyrokiem Boskim i czartowskim zawisł Twardowski na Księżycu, gdzie ponoć nadal je nuci. Uciekł przed piekłem w ostatniej godzinie. I w tej opowiastce napotykamy przedziwną symbolikę naszego Mistrza, wiążącą go nieodparcie z Księżycem. W tym miejscu należy się jej pełne rozszyfrowanie, wraz z ujawnieniem kodu treściowego tej opowiastki, którą zna przecież każde polskie dziecko. I nie jest to wytwór nieokiełznanej wyobraźni twórców tej uroczej legendy o polskim Fauście, bo i tak postrzegamy Twardowskiego. Już znakomity scenograf i rysownik Jan Marcin Szancer, projektując scenografię do baletu Ludomira Różyckiego "Pan Twardowski", zwrócił uwagę, iż zawsze niepokoiła go księżycowa pointa legendy. _Pisał: _Diabeł niesie Twardowskiego w przestrzeń międzyplanetarną zamiast pod ziemię, gdzie, jak należało przypuszczać, znajduje się piekło... diabeł skapitulował i pozostawił swoją ofiarę na srebrnym globie, gdzie zamieszkuje po dzień dzisiejszy. Wszak odległa tradycja zawsze - od niepamiętnych czasów i we wszystkich niemal kulturach - lokalizowała piekło pod ziemią. Tam było groźne inferno. Badając wewnętrzną strukturę naszej uroczej "księżycowej ballady", możemy dostrzec w niej zeświecczoną formę prastarych wyobrażeń religijnych, przekształconych w ucieszną krotochfilną baśń. Do na wpół legendarnej postaci doczepiono wątki, które wyobrażają dawną doktrynę religijną, niezrozumiałą w dobie renesansu, aczkolwiek będącą echem dawnych wierzeń, przekształconą w osobliwą lunarną legendę.
   Od czasów prehistorycznych kult Księżyca przez swoją regeneracyjną symbolikę koił ból po śmierci bliskich, uśmierzając lęk przed własną śmiercią. Uchodził Księżyc za krainę zmarłych. Hierofania lunarna odradzającego się rytmicznie Księżyca dawała nadzieję na regenerację własnego ciała i wiarę w możliwość zmartwychwstania. Księżyc uchodził za źródło także życia, płodności, przeto odrodzenia i przetrwania. To przecież Księżyc regulował cykle kobiece, obdarzając je płodnością, jak w to niezbicie wierzono. Tak, jak po trzech nocach ciemności, niejako uśmierceniu, Księżyc odradza się ponownie i znów świeci, tak samo zmarli, przeszedłszy na Księżyc, odradzają się. Podlegają metamorfozie na wzór Księżyca, źródła życia, płodności i odrodzenia. U niektórych ludów pierwotnych tylko czarownik - wedle wierzeń - po śmierci mógł się znaleźć na Księżycu. Kiedy prześledzimy baśniowy żywot Twardowskiego, stwierdzimy, że aż roi się w nim od czarodziejskiego wskrzeszania zmarłych bądź odmładzania starców, w tym także samego Mistrza, który u kresu żywota sam ląduje na Księżycu. Wszystko to dobitnie świadczy o lunarnym charakterze mitu Twardowskiego.
Lunarnym aspektem legendy Twardowskiego jest także jego famulus - Maciek - zamieniony w pająka, zwisającego na pajęczej nici ze srebrnego globu. Doskonale wiemy, że bóstwo lunarne zawsze uchodziło za prządkę, tkającą nici ludzkiego żywota, tak jak pająk snujący z siebie pajęczynę.
   Z legendy Twardowskiego emanują elementy pierwotnego kultu Księżyca rozwijającego się na naszych ziemiach przed tysiącami lat. Mitologia Twardowskiego okazuje się bowiem renesansową formą prastarych - wypłowiałych już - wyobrażeń religijnych, przeobrażonych w ucieszną dykteryjkę, mającą swoją archaiczną symbolikę i antropologiczne wyjaśnienie. Także kaprysy naszego Mistrza miały również lunarny aspekt. Dosiadał malowanego konia, jeździł na kogucie. Pierwsze jest obrzędem magii płodności, urodzaju, natomiast kogut symbolizuje także płodność i zmartwychwstanie.
   Jak przed siedemdziesięciu laty pisał znakomity etnograf Seweryn Udziela: Wierny sługa jego (Maciek), którego Twardowski przemienił raz w złości w pająka, uczepił się sukni jego w karczmie Rzym i służy mu dalej wiernie. Raz w miesiącu snuje pajęczą nitkę i spuszcza się po niej na rynek krakowski przed Krzysztofory, stamtąd zbiera wiadomości ze świata i zanosi je panu swemu. Przeto i Kraków został połączony pajęczą nicią z Księżycem. Legendarne echo kultu lunarnego. Symbol przeobrażony w mit. To właśnie w nowożytnej legendzie o Panu Twardowskim dostrzegamy prastare misterium lunarne sprzed tysięcy lat.
   Od drugiej połowy XVIII stulecia Mistrz Twardowski przechodzi już w pełni do legendy. Stało się to głównie za sprawą jezuitów, którzy dzieje naszego maga wykorzystali do własnych dydaktycznych i moralizatorskich przemyśleń oraz celów, walcząc z wszelkimi przejawami magii i sztuki czarnoksięskiej, jako nie licujących z powagą i nauką Kościoła, który zawsze tępił z całą surowością takie praktyki. W podaniu o Panu Twardowskim już niewiele pozostało z postaci historycznej. Od tej pory nasz Mistrz - odziany w żupan i kontusz, z karabelą u boku, stał się niejako symbolem stanu szlacheckiego, do którego tego narodowego bohatera wszelkiej maści mitów zaliczono. I jak przed z górą stu trzydziestu laty Kazimierz Władysław Wójcicki pisał: We wszystkich okolicach, w których pamięć o Twardowskim pozostała, uważany jest za karmazyna, to jest prawdziwego szlachcica polskiego, po mieczu i kądzieli. I zawsze wiernego szlacheckiemu etosowi - verbum nobile debet esse stabil (słowo szlacheckie winno być stałe). Taki wizerunek Mistrza Twardowskiego wszedł otwartymi drzwiami do literatury pięknej i sztuk plastycznych. A legenda okazała się znacznie trwalsza od prawdy o postaci historycznej. Takim go pamiętamy z ballady Mickiewicza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski