Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzostwa bez cenzury

Przemysław Franczak
Andrzej Iwan w reprezentacji Polski rozegrał 29 spotkań
Andrzej Iwan w reprezentacji Polski rozegrał 29 spotkań fot. Zbiory prywatne Stanisława Paździora/historiawisly.pl
Moje mundialowe historie: Andrzej Iwan. W głośnej autobiografii „Spalony” odsłonił więcej mundialowych tajemnic reprezentacyjnej szatni niż ktokolwiek inny. Ale obraziła się tylko jedna osoba.

Tego, że ten młody, piekielnie utalentowany chłopak napisze kiedyś skandalizującą książkę, nie spodziewał się w 1978 roku nikt. Andrzej Iwan jechał do Argentyny jako najmłodszy uczestnik imprezy. Nie miał jeszcze 19 lat.

Boli mnie to, że nie mam żadnej pamiątki z tym związanej. Na kolejnych turniejach najmłodsi piłkarze dostawali jakieś prezenty czy statuetki, wtedy takiego zwyczaju nie było – mówi „Ajwen”. – Pamiętam za to, jak udzielałem wywiadu dla World Soccera.
A
może France Football? No, mniejsza o to. Do Mendozy specjalnie dla mnie przyjechało dwóch reporterów. Najbardziej się śmiali, kiedy im powiedziałem, że w kraju moja żona oczekuje dziecka. Jak to, dziwili się, ty, taki młokos jesteś już żonaty i będziesz ojcem?! Strasznie ich to rozbawiło. Egzemplarza tej gazety też jednak nie mam, w tamtych czasach zdobycie takiego wydawnictwa graniczyło z cudem.

W kadrze – gwiazdy. Iwan znał swoje miejsce w szeregu. Nie rozbijał się łokciami, nie był niepokorny jak trochę starszy Zbigniew Boniek. – Byłem akceptowany, lubiany. Miałem oczywiście swoje „przywileje”, jak trzeba było, to się robiło za „przynieś, wynieś, pozamiataj”. Generalnie jednak nie było tak, że na „pan” im mówiłem – opowiada. – A „Zibi” za swoje zachowanie parę razy dostał po uszach.
Jak w
Argentynie był w kadrze chrzest, to wyszedł z sali ze łzami w oczach. W innych przypadkach było parę klapsów i po sprawie. A u niego nie było zmiłuj. Dość miał po czterech strzałach. Tomaszewski, Gorgoń, Deyna, Lato. Oj, oni mieli parę w rękach. I tak się ceremonia Zbyszka zakończyła. Choć on potem i __tak pozostał sobą.

Kiedy dziesiątki podobnych, ale też o wiele bardziej pikantnych i bulwersujących historii złożył – przy pomocy Krzysztofa Stanowskiego – w książkę, od dawnych kolegów z kadry usłyszał więcej gratulacji niż zarzutów o zdradzanie tajemnic.

Nie mam poczucia winy, byłem szczery – podkreśla Iwan. – Z ludzi związanych z kadrą nie spodobało się to tylko Antoniemu Piechniczkowi.

Nic dziwnego – były piłkarz Wisły skutecznie zdekonstruował mit trenera, który w Hiszpanii doprowadził Polskę do trzeciego miejsca. Choćby opowieścią o trwającej dwa dni i dwie noce karcianej rozgrywce, której Iwan oddawał się z Józefem Młynarczykiem między meczami z Belgią (3:0) i ZSRR (0:0). Bramkarz kadry przegrywał sporo pieniędzy i tak miał zatracić się w grze, że nie pojawiał się na treningach. Ba, był gotów w ogóle zrezygnować z gry.

„Kiedy następnego dnia znowu nie pojawił się na treningu, przyszedł zaniepokojony Piechniczek. – Józek... – zagadał. – Spierdalaj stąd – wydarł się Młynarz” – bez cenzury opisywał incydent „Ajwen”.

– _Józek był zdeterminowany, żeby kontynuować balangę. On i ja ulepieni jesteśmy z tej samej gliny, sprawa mogła się źle skończyć. Dałem mu się jednak odkuć i zmobilizowałem, żeby wrócił do obowiązków zawodowego piłkarza. Cóż, sprawa była absolutnie niegodna mistrzostw świata, ale tak to bywa _– uśmiecha się Iwan.

On już wtedy o treningi i mecze martwić się nie musiał. W drugim spotkaniu mundialu, z Kamerunem, nabawił się kontuzji uda. – Akurat tak się złożyło, że urazy dotknęły trójkę wiślaków: Piotrka Skrobowskiego, Jasia Jałochę i mnie. Nie mieliśmy co robić, to się opalaliśmy, chodziliśmy strzaskani na brąz. Koledzy wołali za nami czasami: turyści. Nie powiem, korzystałem z uroku barku. Kiedy chłopaki męczyli się w nieklimatyzowanych pokojach, to mi jakoś łatwiej zasypiało się po paru drinkach – wspomina.

Inną kwestią było to, że jak nas traktował cały sztab. Spoglądano na nas spode łba, poczuliśmy się odsunięci od ekipy, lekceważono nas i nasze kontuzje. To było dziwne, przecież myśmy nie prosili się, żeby ktoś Skrobowskiego zabrał na mundial ze złamaną nogą, a mnie częstował „blokadami” i wmawiał, że to witaminy. Z Hiszpanii wróciłem więc z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony był wielki sukces, a z drugiej... Ciężko o euforię, gdy ktoś daje ci do __zrozumienia, że nie jesteś częścią zespołu.

Jutro – Antoni Szymanowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski